piątek, 21 października 2011

Urgent znaczy pilny, ale nie tak znowu, a krakersy chyba oszalały

Mąż mówi, że jak chcesz, żeby cię traktowali w specjalny sposób, z szacunkiem, musisz wyglądać na taką osobę, której inaczej traktować nie można, czyli paznokcie, makijaż, fryz, staranna garderoba. Trochę mnie to oburza, ale taka jest prawda, traktują cię tak, jak wyglądasz.
Wiedziałam, ze dzisiaj muszę być taki obiektem adoracji, bo miałam do załatwienia sprawę nie cierpiącą zwłoki. Tfu tfu, jak się jedzie do szpitala, nie powinno używać się słowa zwłoki.
Chciałam, żeby lekarzom nie przyszło do głowy mnie rozstawiać po kątach. Odwaliłam się jak stróż w Boże Ciało i pomknęłam jak złamana strzała Siuksów do szpitala.
I wiecie co, to działa. Jak idę w takie miejsca w dźinsach i koszulce, to gadają ze mną jakby oni byli na górze, ja na dole. W pełnym makijażu, z czerwonymi pazurami, wisiorem srebrnym, w powłóczystych szatach i z romantycznym szalem, byłam osobą, do której nie szkoda czasu mówić pełnymi zdaniami, patrząc w oczy, a nie w papiery, podać rękę, kiedy schodzi (raczej zrzuca tyłek) z leżanki. Żałosne, ale takie są fakty.
Lekarz dał mi kartę o wściekło żółtym kolorze z napisem - umówić do usunięcia, pilne.
Odpłynęłam (o ile można tak powiedzieć o osobie moich gabarytów) w stronę działu Day Patients, pozostawiając za sobą mgiełkę Poeme, moich ulubionych perfum.
Całą drogę myślałam, zeby mi tylko nie dali terminu tej mini operacji na środę, bo mam to interview, a poza tym może być i dzisiaj, dam radę wrócić samochodem, silna jestem ....
Tam wpłynęłam na szerokiego przestwór oceanu i od jednej takiej w okienku dostałam kubeł zimnej wody na dzień dobry. Ja do niej tę zółtą płachtę z napisem 'urgent', a ona mi z uśmiechem - thank you, we'll send you a letter with an appointment, waiting list is 6-8 weeks. Czyli - pilne nie pilne, lista oczekujących jest od 6 do 8 tygodni. Ja na to tonem bardzo posh, czyli takim jak ta babka z Co ludzie powiedzą - ale pani chyba nie zrozumiała, to jest 'arrrdżent". Na to ona - no właśnie mówię, lista pilnych jest tak długa.
No to sobie poszłam i zjadłam pączka z tej zgryzoty.
A potem postanowiłam odwiedzić sklep ze zdrową zywnością, przecież się odchudzam!
A tam krakersy z mąki orkiszowej cherry poppy seed (czyli co, wiśnie i mak? jakieś dziwne połączenie) za całe 4.70 mala paczuszka. a plain czyli w ogóle bez niczego 3.60 euro. Czy oni poszaleli? Dla kogo te ceny? Mąka orkiszowa ponad 4 euro, w normalnym sklepie taniej, ale i tak tylko pięćdziesiąt centów. Pooglądałam sobie jeszcze te wszystkie organiczne i zdrowe rzeczy i wyszłam z głupią miną. Kogo na to stać?
Załatwiłam, co miałam do załatwienia i pojechała do domu. Nie wiem, co mi się stało, ale kiedy weszłam do środka, rozpakowałam zakupy, pies się do mnie przytulił mocno na przywitanie, przecież mnie nie widział pół dnia, mąż coś tam z synem robił, ogarnęło mnie takie poczucie szczęścia, że mam to miejsce i ten mój świat, że aż mi dech zaparło.