wtorek, 19 czerwca 2012

Śpiewać każdy może

Trochę lepiej, lub trochę gorzej, a ja niestety...nie mam talentu do tego. Ale kto by się tym przejmował w domu? Kto mi zabroni? Kiedy jestem sama, śpiewam tańczę, wyginam śmiało ciało.
Od wczoraj, to już wiecie, z Miką Urbaniak mi czas muzyczny leci. Przyczepiło się do mnie to Follow you i śpiewam w kuchni, pod prysznicem, w ogrodzie przechadzając się między kwiatami, ręką małżona ku uciesze żony sadzonymi - wszędzie. Fajnie mi z tą piosenką.
Rano odebrałam niepokojącego maila, od razu mi mina zrzedła. Musiałam jechać do urzędu pracy, jeszcze bardziej mi zrzedła. A potem zakupy. Nie lubię, więc zrzedła do cna.
Chodzę między ogórkami i słoikami i myślę - Kaśka ratuj się, nie dawaj się smutkowi.
Tak się w sobie zapadłam w tych myślach, że straciłam poczucie miejsca i czasu. Łatwo było, bo mało ludzi w sklepie się kręciło w tym czasie.
Wpadłam na pomysł, żeby dzisiaj zrobić naleśniki z mąki pełnoziarnistej z nadzieniem z chudego twarogu, grillowanej cukinii, cebuli i czegoś tam jeszcze, nie określiłam do końca. Do tego zupa krem pomidorowo-selerowo-paprykowa. Tak się zapaliłam do pomysłu kulinarnego, że wybierając warzywa, (przypominam nie pamiętam, gdzie jestem), zaczęłam śpiewać w głos, kręcąc do rytmu kuprem.

How in the sky, with no wings for me to fly, I will follow youuuuuuuu
or in the see with no air for me to breath I will follow youuuuuuuu...

A ponieważ nigdzie nie ma słów tej piosenki w sieci, albo nie miałam wystarczająco dużo cierpliwości, żeby je znaleźć, bo wiadomo, milion stron by trzeba było przelecieć, część znam, część nucę i dodaję jakieś 'łubadu, tralala, mmmm'
I zaraz mi się przypomina kawałek z książki Urszuli Dudziak, gdzie wspomina o zapisywaniu fonetycznym tekstów piosenek i do tego śpiewu i tańca dodatkowo zaczynam szczerzyć zęby w uśmiechu.

A jeszcze jest na tej płycie inna fajna piosenka na poprawę humoru - Don't speak too loud. Tyż pikna i skoczna. Tyż nie znam tekstu, co nie przeszkadza mi śpiewać

 no no no, nanana, I just want to feel your tender kiss, don't make a sound, lalala.

O dziwo pamiętam melodię do jednej i drugiej.
I tak chodze po sklepie, jaja do kosza -

szupada, szupadu I will follow youuuuuu, how can I (tu już nie pamiętam, czyli lalala, nanana).

I w pewnym momencie zauważyłam zdziwiony wzrok kobiety rozkładającej towar na półki i drugiej, stojącej obok półki z chlebem, która zamarła w pół ruchu, z ciastkiem nadzianym jabłkami, zawieszonym nad brązowa torebką. Tylko dziecko nie dziwiło się niczemu i podrygiwało w rytm (może za dużo powiedziane :-) melodii.

Nie ma to jak zrobić z siebie widowisko. Od razu mi się humor poprawił, śmiejąc się w głos, udając, że nic się nie stało i ja tak przecież codziennie o tej porze (a wy nie? mówił mój udający zdziwnienie wzrok), pognałam do kasy.

Teraz siedzę przy komputerze, ze słuchawkami na uszach, małżon drzemie przed telewizorem, znużyły go potyczki dziennikarzy z Grzegorzem Lato. A ja oczywiście mam Mikę w odtwarzaczu i słuchawki wi-fi.
Przestraszyłam się, bo nagle wpadł do pokoju z gałami na wierzchu, pomyślałam, że coś się stało. Zrywam słuchawki z głowy, a on - Jezu, tak strasznie jęczałaś, że się aż obudziłem.

Nikt nie docenia mojego talentu wokalnego. No nikt.
Jutro polski big beat - Ania Rusowicz. Na zakupy nie idę.