Cały świat bankowy prześciga się w wymyślaniu nowych form
płacenia bezgotówkowego. Młodzi ludzie nie wiedzą już jak wyglądają czeki, a
już na pewno ich nigdy nie wypisywali. Może pracodawca im je wręczył raz czy
dwa, ale zaraz konieczne było założenie konta i korzystanie z kart. Karty też
się zmieniają; kiedyś trzeba było je kłaść na maszynce, przykrywać cienkim,
bibułkowym papierkiem, jeździć ‘na szynach’ takim dynksem, podpis, sprawdzenie
zgodności z oryginałem i było po zapłacie. Nic dziwnego, że ludzie woleli czeki
wypisywać. Potem już było super nowocześnie, bo miały pasek magnetyczny i
trzeba je było szuuuuu, przesunąć przez szparę, podpis, sprawdzenie z
oryginałem, zapłacone. Już wydawało się, że dalej to nie zajdzie, bo cóż można
jeszcze w tej materii zmienić, szybko, łatwo przyjemnie, ale nie, bankowcy
zadbali, żeby było jeszcze łatwiej, szybciej i bezboleśnie, bo wiadomo, nie ma
to jak ruch w interesie, w ich przypadku, gotówka musi fruwać i zmieniać
właścicieli. Wymyślono karty z chipami, czyli wkładasz, kod-pin, już żadnego
podpisywania, po robocie, zapłacone. Jest to na tyle łatwa i szybka operacja,
że młodzież zaczęła płacić nawet za małe zakupy kartą, przestali nosić gotówkę.
Przemysł ‘karciany’ znalazł sposób i na to, karty zbliżeniowe, nawet już
żadnych pinów, ani kart wsadzania w jakiekolwiek dziury nie trzeba, tylko
machnąć przed jakimś tam cyngwajsem i zakupy o wartości do 15 euro (u nas kartą
zbliżeniowo można tylko do tej kwoty) zrobione. Pomyślałam, że to już chyba
koniec rozwoju, bo ileż można jeszcze w tej kwestii wymyślić, chyba, że
przelewy uruchamiane siłą woli, intuicyjne. Tylko, że zapomniałam o rozwoju
innej gałęzi przemysłu, o smartfonach. U nas tego jeszcze nie widziałam, ale w
Polsce któraś z sieci już proponuje opłaty za pomocą zbliżenia do czytnika
telefonu i dokonania transakcji bezgotówkowej w ten sposób. Czyli jak widać,
wszystko zmierza do tego, żeby ludzie łatwiej wydawali, jak nie widać papierków
i monet, lekką ręką robi się zakupy, przynajmniej tak ma większość ludzi.
Dopóki mają wolny wybór, nie ma nic złego w rozwoju różnego rodzaju metod, bo
jeśli ktoś woli, nosi po prostu gotówkę.
No właśnie, jeśli woli, a nie musi. Ja na przykład odzwyczaiłam się od
tego i odkąd są karty płatnicze debitowe, nie tylko kredytowe, tym chętniej z
nich korzystam. Ale chyba będę musiała się odzwyczaić od tego udogodnienia i
przejść do czasów króla Ćwieczka, znowu zapełnić portfel gotówką i zacząć ją
chować w skarpecie. Dlaczego? Widzę Wasze zdziwienie i już spieszę wyjaśnić.
Dowiedziałam się mianowicie w swoim banku, że wprowadzają opłaty za konto. To znaczy one niby były zawsze, ale odkąd jest bankowość internetowa można było je jakoś ominąć, a to ilością przelewów dokonanych online, a to innymi operacjami, byle były bezobsługowe i nie sterczeć w okienku, dali możliwość zejścia z haka płacenia za konto i to mi pasowało, bo ostatnimi czasy to ja za dużo kasy nie mam, a już na pewno nie tyle, żeby się nie przejmować dodatkowymi opłatami, wcale nie małymi, za konto w banku. Niedawno znajoma, która ma konto w AIB zaczepiła mnie, czy nie dostałam przypadkiem rachunku za usługi bankowe u siebie, bo ona nagle tak i jest zaskoczona, ale po wyjaśnieniach w banku dowiedziała się, że teraz już tak będzie i koniec. Pognałam, więc do swojego banku i oni mi powiedzieli to samo, niby inny bank, ale sprawa tyczy się wszystkich, a przynajmniej większości, że zaostrzają limity, które zwalniają z opłat i teraz jedynym sposobem na ucieczkę od nich jest kilka tysięcy na koncie przez cały czas. Opłaty głównie dotyczą transakcji bezgotówkowych za pomocą kart, nieważne, czy kredytowa czy debitowa, czy w bankomacie wypłatowym czy wpłatowym, czy w Internecie, za każdy machnięcie kartą, czy też jej wetknięcie w terminal, czy wpisanie numeru online, będziemy płacić i to niemało. Toteż pytam pani w bankowym okienku, jaki jest sposób na złagodzenie bólu, czyli zminimalizowanie kosztów? Ona mi na to – wypłacenie gotówki z bankomatu, jednorazowo dużo i operowanie nią. Trafił mnie szlag po prostu. Od tylu lat jesteśmy przyuczani do rezygnowania z używania gotówki, starszym ludziom tłumaczy się, jakie to wygodne i bezpieczne, a teraz migusiem wszystko wraca do starych metod? I to wtedy, kiedy naprawdę ludzie nie wyobrażają sobie życia bez swobodnego używania kart płatniczych wszelkiego rodzaju? To jest dopiero numer, cierpliwie kogoś do wygody przyzwyczaić, zaproponować im co raz to nowe rozwiązania, a potem powiedzieć – ale za to trzeba zapłacić, będzie ci dużo taniej obyć się bez tego, zapomnij. Tylko, że pewnych zjawisk już się odwrócić nie da, zakupy w sieci są faktem, więc koniec końców sytuacja jest taka, że mamy na głowie kolejne opłaty. A przecież ci, którzy obsługują działania bezgotówkowe już biorą pieniądze od sklepów za umożliwianie tychże. Banki widać znalazły sposób na zmniejszenie deficytów i to kosztem ludzi. Najpierw głupot narobią, a potem ten, co na końcu łańcucha pokarmowego, płaci. Do tego household charges, zaraz za wodę opłaty, za septic tanki, a może wrócą do starych sposobów obliczania podatków za domy – czyli za ilość okien i będziemy zamurowywać? Nie dość, że wieje, to wiecznie w pysk.
Dowiedziałam się mianowicie w swoim banku, że wprowadzają opłaty za konto. To znaczy one niby były zawsze, ale odkąd jest bankowość internetowa można było je jakoś ominąć, a to ilością przelewów dokonanych online, a to innymi operacjami, byle były bezobsługowe i nie sterczeć w okienku, dali możliwość zejścia z haka płacenia za konto i to mi pasowało, bo ostatnimi czasy to ja za dużo kasy nie mam, a już na pewno nie tyle, żeby się nie przejmować dodatkowymi opłatami, wcale nie małymi, za konto w banku. Niedawno znajoma, która ma konto w AIB zaczepiła mnie, czy nie dostałam przypadkiem rachunku za usługi bankowe u siebie, bo ona nagle tak i jest zaskoczona, ale po wyjaśnieniach w banku dowiedziała się, że teraz już tak będzie i koniec. Pognałam, więc do swojego banku i oni mi powiedzieli to samo, niby inny bank, ale sprawa tyczy się wszystkich, a przynajmniej większości, że zaostrzają limity, które zwalniają z opłat i teraz jedynym sposobem na ucieczkę od nich jest kilka tysięcy na koncie przez cały czas. Opłaty głównie dotyczą transakcji bezgotówkowych za pomocą kart, nieważne, czy kredytowa czy debitowa, czy w bankomacie wypłatowym czy wpłatowym, czy w Internecie, za każdy machnięcie kartą, czy też jej wetknięcie w terminal, czy wpisanie numeru online, będziemy płacić i to niemało. Toteż pytam pani w bankowym okienku, jaki jest sposób na złagodzenie bólu, czyli zminimalizowanie kosztów? Ona mi na to – wypłacenie gotówki z bankomatu, jednorazowo dużo i operowanie nią. Trafił mnie szlag po prostu. Od tylu lat jesteśmy przyuczani do rezygnowania z używania gotówki, starszym ludziom tłumaczy się, jakie to wygodne i bezpieczne, a teraz migusiem wszystko wraca do starych metod? I to wtedy, kiedy naprawdę ludzie nie wyobrażają sobie życia bez swobodnego używania kart płatniczych wszelkiego rodzaju? To jest dopiero numer, cierpliwie kogoś do wygody przyzwyczaić, zaproponować im co raz to nowe rozwiązania, a potem powiedzieć – ale za to trzeba zapłacić, będzie ci dużo taniej obyć się bez tego, zapomnij. Tylko, że pewnych zjawisk już się odwrócić nie da, zakupy w sieci są faktem, więc koniec końców sytuacja jest taka, że mamy na głowie kolejne opłaty. A przecież ci, którzy obsługują działania bezgotówkowe już biorą pieniądze od sklepów za umożliwianie tychże. Banki widać znalazły sposób na zmniejszenie deficytów i to kosztem ludzi. Najpierw głupot narobią, a potem ten, co na końcu łańcucha pokarmowego, płaci. Do tego household charges, zaraz za wodę opłaty, za septic tanki, a może wrócą do starych sposobów obliczania podatków za domy – czyli za ilość okien i będziemy zamurowywać? Nie dość, że wieje, to wiecznie w pysk.