Wczoraj odbyła się konferencją, o której Wam mówiłam. Relacja wkrótce. Dzisiaj powrót do rzeczywistości, ścierka, miotła i płyn czyszczący - ot proza życia. Ponieważ zaczynam od poniedziałku kursy, jutro biblioteka, a w środę już przyjeżdza koleżanka z Polski, to dzisiaj muszę posprzątać cały dom. Och, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce. Zmęczenie mnie dopadło, tym bardziej, że w nocy obudziłam się o 4 i nie spałam do 6, potem się zdrzemnęłam, a teraz jestem nietomna.
Na szczęście urodziny syna się udały. Koledzy przyszli, pobradziażyli, pojedli, popili coli, nie wiem, czy coś spali w nocy, nie pytałam, rano wyglądali rześko, już pojechali do domów, a ja cóż - do dzieła.
Na ten trening tłumaczy się bardzo cieszę, ale nie wiem, czy sobie w kolano przypadkiem nie strzeliłam. Zapisałam się na dwa, jeden po drugim, dziewięć tygodni, ale dostałam telefon, że one są dokładnie takie same, tylko w dwóch terminach i jak chcę, to moge się zapisać na kurs podstawowy i ten wyższy i zrobić je razem. Jeden jest od 9-12, a drugi od 13-16.30. Pomyślałam, ze jak mam pruć do Letterkenny, pieniądze wydawać, to dlaczego nie zrobić dwóch, przecież nawet na tym podstawowym się czegoś nauczę. I się zapisałam.
Kilka dni temu dostałam informację na temat miejsca, godzin itp, po czym kolejne dwa maile, po jednym na jeden kurs, każdy z 4 linkami do filmów online i do tego lista pytań. I to wszystko trzeba przygotować na przyszly tydzień. Pierwsze filmy nie są trudne, ale lista pytań długa i trzeba pisać odpowiedzi, a na to, nawet jeśli nie trzeba grzebać w słownikach, zejdzie mi trochę czasu. Normalnie miałabym tylko 4 linki i jedną listę, ale że się chciałam popisać, to mam dwa razy tyle. A to dopiero początek, potem nie będzie już tak miło, bo ta firma, która organizuje ten trening to jest killer wśród podobnych.
Na użytek jednego maila i informacji dla koleżanki, policzyłam ile mi w tygodniu zajmie kurs ten podwójny, plus dwa rozpoczęte, plus praca, plus napisanie felietonu i i wyszło mi, że między 50 a 60 godzin. Luuuudzie.
Chyba jestem powalona na łeb, ale i tak się cieszę, rozruszam trochę szare komórki, poznam nowych ludzi, przewietrzę głowę. Będzie dobrze. .... Będzie???
Kasiu, ja tylko w kwestii formalnej- zmieniłam adres bloga i nie jest on jeszcze odszukiwany przez witryny...tak więc proszę wklej w miejsce starego poniższy, żeby mnie odszukać:
OdpowiedzUsuńhttp://antropologiapowszednia.blogspot.com/
pozdrawiam serdecznie
baj!
no ba! pewnie,że będzie :))) a co ma nie być? ;)
OdpowiedzUsuńbyazi - dziękuję za info, już mieniłam
OdpowiedzUsuńMag - pewnie, co nie, jak tak!
OdpowiedzUsuńCzekam na relacje z konferencji, bardzo jestem ciekawa twoich spostrzeżeń i wrażeń.
OdpowiedzUsuńA co do twojego grafika. Myślę, że właśnie wtedy jesteś najszczęśliwsza, kiedy masz tysiąć rzeczy na głowie.Na pewno będzie dobrze, nawet nie przyjmuj innej opcji!! I nudno nie będzię na pewno!
Moniko - jestem szczęśliwa jak się dużo dzieje, ale teraz zrobiło się tego za wiele, nie mam przyjemności tylko stres, ciągle jestem spięta na karku, wciąż w niedoczasie. Lubię, ale przegięłam. Mam zamiar jednak wyciągnać z treningu jak najwiecej. Właśnie się uczę, bo już nam zadali, a jeszcze się nie zaczęło.
OdpowiedzUsuńFajnie! Dwa kursy! Jestem pewna, ze te pytania i odpowiedzi "pykniesz" predko! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKatarzyno - fajnie fajnie, ale się zastanawiam, jak to przeżyć?
OdpowiedzUsuń