Zorientowałam się dzisiaj, że mam czasu tak mało, wciąż go dzielę między pracę, moje pasje a rodzinę, że zrobił on się tak cenny, że mi go juz żal na byle co. Kiedyś bez mrugnięcia okiem pomagałam, załatwiałam, dojeżdżałam, całkiem jak doradca kredytowy z ING. Teraz, jeśli to niezbędne i konieczne - pomogę. Ale jeśli widzę, że ktoś mnie o coś prosi, bo samemu mu się nie chce, z lenistwa, bo 'łatwiej, żeby ona to zrobiła', jeżę się i coraz częściej odmawiam. Wskazuję sposób, metodę, jak zrobić i tyle. Nie wyrywam się już tak z pomocą. To samo z pogadankami przy paluszkach i kawie. Jeśli wiem, że rozmowa będzie ciekawa, o czymś, co mnie interesuje, staram się znaleźć czas (Monika, napewno się jakoś spotkamy wkrótce), ale kiedy mam pewność, że to będzie tłuczenie kotka za pomocą młotka - już się tak nie naginam, wolę poczytać, wolę coś fajnego obejrzeć, w necie posiedzieć.
Czy ja się robię sobek i odludek?
No i jesteś na dobrej drodze. Ja długo do tego dochodziłam. Asertywności uczyłam się z Biblii, gdzie jest napisane: "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego". Czyli nie bardziej.:)
OdpowiedzUsuńNie jesteś odludek czy sobek, tylko po prostu potrafisz lepiej oceniać, lepiej pożytkować swój czas. A to bardzo dobra cecha.. Ja marnuję czas póki co...
OdpowiedzUsuńksiążkowcu - przedtem w wydawało mi się, że jestem jak szwedzki stół - wszyscy mogli do mnie przyjść i czerpać garściami. Aż zorientowałam się, że to mnie wyczerpuje, frustruje i nie daje zadowolenia. W Polsce, z przyjaciółmi, to co innego, bo to ludzie, z którymi mogłabym spędzać 24 godziny na dobę (wiem, bo przyjechali do nas tutaj jedni, a potem drudzy i w ogóle nie byłam nimi zmęczona, nie mogliśmy się nagadać, a jak wyjechali to pustka straszna). tutaj mam znajomych zaledwie, serdecznych, ale to jednak nie przyjaźń jeszcze, do tego trzeba więcej. I ludzi, których zaledwie znam, ani serdecznie, ani nie, ale znam. Nawet jeśli nic ode mnie nie chcą, ale tylko pogadać, a to ma być o niczym, tak żeby zapewnić rozrywkę komuś, kiedyś nie umiałabym powiedzieć nie i bym się męczyła, teraz nie i już. Tu mam tyle osób to wymiany poglądów, ciekawej dodam, na stoliku nocnym książki jedna ciekawsza od drugiej, filmy czekają na obejrzenie, z mężem lubię sobie pogadać przy winku, dla jakiej idei mam się męczyć?
OdpowiedzUsuńPani M - tak jak napisałam powyżej w komentarzu dla książkowca, do tej pory byłam jak bufet szwedzki - ale to się już powoli kończy, teraz jestem a'la carte po wcześniejszym zarezewowaniu stolika
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy dochodzi wcześniej czy póżniej do takiego wniosku, tylko różne rzeczy to powodują. U ciebie to jest brak czasu, u mnie był swego rodzaju przesyt i zmęczenie również. No bo ileż można. Między 19 rokiem życia a 27, nie miałam męża, dzieci, chwytałam tysiąc srok na raz, wszystkiego musiałam spróbować, wszystko mnie interesowało, wszystko było ważne by odkryć i zasmakować, ludzie z różnych krajów, znajomosci,języki, imprezy, spotkania,kółka, to i tamto. Cztery prace, studia, zainteresowania itp itd. Przychodzi moment, że człowiek już tak dłużej nie może, nabawiasz się anemi, ludzie zaczynają cie wkurzać i czujesz jakieś wypalenie , zaczełam łatwo się irytować i wszystko przestało mieć jakość... i zaczyna się wybierać co ważniejsze, a co sobie odpuścić. I nie ma to nic wspólnego z byciem snobkiem czy odludkiem. Od kilku lat w wolnym czasie skupiam się na tym co sprawia mi największą radość, reszta, co lubie a jest tego wiele, może poczekać. I nie przemawiają już do mnie argumenty ze ''może warto''. Bo wszystko warto jak się człowiek nakręci i ja to znam bo taka kiedyś byłam hihi. Dobrze myślisz Kasia, to się nazywa równowaga:) A rodzina jest najważniejsza. Wiadomo. A co do spotkania, spokojnie, przyjdzie czas, będzie spotkanie, nic kasia na siłę. Wolę widzieć cię raz na pół roku i przeżyć super rozmowę o książkach niż widzieć się co tydzień i pierdzielić bez sensu by zabić czas:) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZaraz odludek! Kasiu, troche egoizmu nikomu jeszcze nie zaszkodzilo.
OdpowiedzUsuńMamy jedno zycie i trzeba je sensownie przezyc, a nie marnowac czas na byle co i byle kogo.
Monika - chciałam żebyś wiedziała, że to nie o Ciebie chodzi, bo akurat spotkania z Tobą zaliczam do tych, które są wyjątkowo pełne treści szczegółnie miłych memu sercu. Jeśli idzie o resztę - musze selekcjonować, bo inaczej nie podobłam, a rezygnować ze swoich przyjemności - książek, dobrego filmu, dla czegoś wątpliwej jakości, nie zamierzam nigdy więcej
OdpowiedzUsuńMagdo - oj tak, jedno i do tego, mimo pozorów długości, krótkie
OdpowiedzUsuńnależy być TROCHĘ egoistą bo inaczej zjedzą nas nieważne sprawy i nieważni ludzie...
OdpowiedzUsuńOdzywam się chyba pierwszy raz chociaż już trafiłam kiedyś na Twój blog i czytuję, wobec czego pozdrawiam.......
szpilka - dzięki za odwiedziny, fajne, że się odezwałaś, i ja mam szanse odwiedzić Ciebie
OdpowiedzUsuńNajgorzej jak czas tak paskudnie szybko ucieka/przecieka, że się go nie ma dla samej siebie i swych przyjemności :)
OdpowiedzUsuń