Po czym poznać, że czas upływa? Po metryce oczywiście, po
kolejnych zmarszczkach, po tym, że rodzi się 50-cio centymetrowy syn, a nagle
się okazuje, że w żadnym sklepie nie ma spodni na dwumetrowego dryblasa. Po
tym, że córka mówi do ciebie – oj matka, coś ściemniasz, a może już nie
pamiętasz? No, ale życie zmienia się wraz z nami, niepostrzeżenie z dnia na
dzień moda inna, coś dłuższe, coś mniej jaskrawe, a inne rzeczy już nie tak
wywatowane. Nawet kolory włosów są inne, rudości mają inne odcienie, blond już
nie tak żółty, albo nie tak biały.
Jednakże żadna z tym zmian nie jest nagła, przez to dzieje się to
wszystko jakoś samo, gładko i bezstresowo.
Wczoraj przypadkiem trafiłam na odcinek ‘Na dobre i na złe’ z 2000 roku, jeden z pierwszych. Serial nadawany jest od ’99 roku, czyli 'kupa ciasa' jak mawiał radziecki snajper z Czterech pancernych, chociaż mnie oczywiście wydaje się to mgnieniem zaledwie. Na dodatek dałabym sobie łeb uciąć, że córka była mała, a Wojtka na świecie nie było, a tym czasem okazuje się, że miał już 3.5 roku i nieźle posuwał na rowerku wokół bloku. Czyli córka ma rację nie dowierzając mojej pamięci. Foch. Oglądam taka nabzdyczona ten dwudziesty odcinek, bo nic nie pamiętam, zgroza. Przyznaję się bez bicia, może to i paszteciarstwo straszne, ale uwielbiałam go oglądać, bo medyczny, a wtedy tylko Ostry dyżur był taki, a ja z tych niespełnionych, co zawsze chcieli w białym fartuchu, ale boją się krwi.
Oczom nie wierzę. Szczęka mi opadła do ziemi, nie z powodu zajmującej akcji, ale na te zmiany, które widzę, a raczej to, co przed zmianami, czyli 13 lat temu. Doktor Zosia wygląda tak samo, i sama nie wiem, czy teraz tak młodo, czy wtedy tak staro. Jedyna różnica taka, że kiedyś nie sepleniła i w ogóle miała lepszą dykcję, czyli może faktycznie teoria mojego przyjaciela dziennikarza, że niektórzy aktorzy mają problem z mówieniem po zmianie zębów, chyba ma tu zastosowanie. Kuba to co innego, jakiś taki chudzieńki w szyjce, chłoptasiowaty, ale charm i uśmiech nadal ten sam, całkiem jak u ojca Mateusza. Poza tym Kuba wtedy był ‘na pan’ z Pawicą, za to ‘na ty’ z Brunem granym przez Pieczyńskiego (jakże ja rozpaczałam, kiedy on z serialu odszedł). Robert Janowski kudłaty, ale już szpakowaty. Jak to Janowski, wszędzie gra siebie. W tym odcinku chorego, czyli epizod, gra chłopak, który w ‘Na Wspólnej’ jest serialowym pierwszym mężem Jabłczyńskiej. Nigdy nie wiem, jak on się nazywa, już wtedy wyglądał jak teraz, już wtedy grał i pewnie już nigdy się nie wybije. Zawsze mi szkoda ludzi, którzy coś robią, nawet może z pasją, ale czy to charyzmy brak, czy mistrzostwa – zawsze w ostatnim rzędzie; nawet taka jedna z Donegalu, co różne dziwne rzeczy pamięta, nie pomni jego nazwiska. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
A propos charyzmy – Daria Trafankowska. Ani uroda wielka, figura wtedy już nie za bardzo, a jaka postać, do tej pory ją pamiętają. I człowiek nietuzinkowy, bo znajomi wciąż wzdychają boleśnie, kiedy o niej mówią. Miło mi było popatrzeć – nie wszystek umarła. Magdalena Stużyńska – młodziutka, śliczna i taka ‘cała jestem zębami’. Teraz przecież nie jest stara, wtedy musiała być zaraz po szkole, albo i w trakcie.
Sam szpital bardzo przaśny, a jakże moderny nam się wtedy wydawał. Jedno jest pewne, wtedy był równie nierealistyczny jak i teraz, i wystrój, i sytuacje i te mowy o dobru pacjenta ponad wszystko, nawet gdyby trzeba było łamać zasady. Napięcie - czy Zybert zgodzi się na transport pacjenta z innej placówki, gdzie koledzy lekarze nie potrafią mu pomóc? Dzielna Zosia, wraz z Kubą i Brunem podejmują się straceńczej, wydawałoby się, walki i ją wygrywają. Swoją drogą, czy ktoś kiedyś im umrze? Wiem, że nie taka jest rzeczywistość, ale chciałabym, żeby była i dlatego co tydzień zasiadałam przed telewizorem, żeby się łudzić.
Ten odcinek sprzed trzynastu lat uświadomił mi, ale tak miło, nie boleśnie, upływ czasu. Zagracony pokój lekarski, z rozwalonym kocem na kanapie, ekspresem, a raczej zaparzaczem do kawy z NRD, segregatorami i książkami wszędzie, ciasny, ciemnawy, chociaż przytulny, został zastąpiony wielkim przestronnym pokojem z szybą do zapisywania zabiegów, z komputerami podłączonymi do sieci (już nie mówiąc o prywatnych tabletach i laptopach używanych przez postaci dramatu), z wygodną kanapą i mnóstwem miejsca dla wszystkich. Największy szok, kiedy Kuba wyjął komórkę, myślałam, że używa jakiegoś sprzętu wojskowego, taka to była cegła. Niewielu wtedy takimi cackami mogło się pochwalić, co wywnioskowałam z tego, że Kuba odchodził od zmysłów, nie wiedząc, co się dzieje z gospodynią, która wyszła z adoratorem. Gdyby miała swoją komórkę (a teraz mają wszyscy), to by ją Kuba wydzwonił i się nie martwił. A już najbardziej powalił mnie styl bukietu kwiatów dla Zosi – róże, gipsówka i takie nowoczesne wtedy (nawet sobie chowałam na zaś, wyciągając z różnych kompozycji) kokardy jak malowany papier. Szał kwiaciarzy. Mnóstwo tam takich niezamierzonych smaczków z życia. Muszę jeden odcinek nagrać i dzieciom pokazać, niech się dowiedzą, jak drzewiej bywało.
Wczoraj przypadkiem trafiłam na odcinek ‘Na dobre i na złe’ z 2000 roku, jeden z pierwszych. Serial nadawany jest od ’99 roku, czyli 'kupa ciasa' jak mawiał radziecki snajper z Czterech pancernych, chociaż mnie oczywiście wydaje się to mgnieniem zaledwie. Na dodatek dałabym sobie łeb uciąć, że córka była mała, a Wojtka na świecie nie było, a tym czasem okazuje się, że miał już 3.5 roku i nieźle posuwał na rowerku wokół bloku. Czyli córka ma rację nie dowierzając mojej pamięci. Foch. Oglądam taka nabzdyczona ten dwudziesty odcinek, bo nic nie pamiętam, zgroza. Przyznaję się bez bicia, może to i paszteciarstwo straszne, ale uwielbiałam go oglądać, bo medyczny, a wtedy tylko Ostry dyżur był taki, a ja z tych niespełnionych, co zawsze chcieli w białym fartuchu, ale boją się krwi.
Oczom nie wierzę. Szczęka mi opadła do ziemi, nie z powodu zajmującej akcji, ale na te zmiany, które widzę, a raczej to, co przed zmianami, czyli 13 lat temu. Doktor Zosia wygląda tak samo, i sama nie wiem, czy teraz tak młodo, czy wtedy tak staro. Jedyna różnica taka, że kiedyś nie sepleniła i w ogóle miała lepszą dykcję, czyli może faktycznie teoria mojego przyjaciela dziennikarza, że niektórzy aktorzy mają problem z mówieniem po zmianie zębów, chyba ma tu zastosowanie. Kuba to co innego, jakiś taki chudzieńki w szyjce, chłoptasiowaty, ale charm i uśmiech nadal ten sam, całkiem jak u ojca Mateusza. Poza tym Kuba wtedy był ‘na pan’ z Pawicą, za to ‘na ty’ z Brunem granym przez Pieczyńskiego (jakże ja rozpaczałam, kiedy on z serialu odszedł). Robert Janowski kudłaty, ale już szpakowaty. Jak to Janowski, wszędzie gra siebie. W tym odcinku chorego, czyli epizod, gra chłopak, który w ‘Na Wspólnej’ jest serialowym pierwszym mężem Jabłczyńskiej. Nigdy nie wiem, jak on się nazywa, już wtedy wyglądał jak teraz, już wtedy grał i pewnie już nigdy się nie wybije. Zawsze mi szkoda ludzi, którzy coś robią, nawet może z pasją, ale czy to charyzmy brak, czy mistrzostwa – zawsze w ostatnim rzędzie; nawet taka jedna z Donegalu, co różne dziwne rzeczy pamięta, nie pomni jego nazwiska. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
A propos charyzmy – Daria Trafankowska. Ani uroda wielka, figura wtedy już nie za bardzo, a jaka postać, do tej pory ją pamiętają. I człowiek nietuzinkowy, bo znajomi wciąż wzdychają boleśnie, kiedy o niej mówią. Miło mi było popatrzeć – nie wszystek umarła. Magdalena Stużyńska – młodziutka, śliczna i taka ‘cała jestem zębami’. Teraz przecież nie jest stara, wtedy musiała być zaraz po szkole, albo i w trakcie.
Sam szpital bardzo przaśny, a jakże moderny nam się wtedy wydawał. Jedno jest pewne, wtedy był równie nierealistyczny jak i teraz, i wystrój, i sytuacje i te mowy o dobru pacjenta ponad wszystko, nawet gdyby trzeba było łamać zasady. Napięcie - czy Zybert zgodzi się na transport pacjenta z innej placówki, gdzie koledzy lekarze nie potrafią mu pomóc? Dzielna Zosia, wraz z Kubą i Brunem podejmują się straceńczej, wydawałoby się, walki i ją wygrywają. Swoją drogą, czy ktoś kiedyś im umrze? Wiem, że nie taka jest rzeczywistość, ale chciałabym, żeby była i dlatego co tydzień zasiadałam przed telewizorem, żeby się łudzić.
Ten odcinek sprzed trzynastu lat uświadomił mi, ale tak miło, nie boleśnie, upływ czasu. Zagracony pokój lekarski, z rozwalonym kocem na kanapie, ekspresem, a raczej zaparzaczem do kawy z NRD, segregatorami i książkami wszędzie, ciasny, ciemnawy, chociaż przytulny, został zastąpiony wielkim przestronnym pokojem z szybą do zapisywania zabiegów, z komputerami podłączonymi do sieci (już nie mówiąc o prywatnych tabletach i laptopach używanych przez postaci dramatu), z wygodną kanapą i mnóstwem miejsca dla wszystkich. Największy szok, kiedy Kuba wyjął komórkę, myślałam, że używa jakiegoś sprzętu wojskowego, taka to była cegła. Niewielu wtedy takimi cackami mogło się pochwalić, co wywnioskowałam z tego, że Kuba odchodził od zmysłów, nie wiedząc, co się dzieje z gospodynią, która wyszła z adoratorem. Gdyby miała swoją komórkę (a teraz mają wszyscy), to by ją Kuba wydzwonił i się nie martwił. A już najbardziej powalił mnie styl bukietu kwiatów dla Zosi – róże, gipsówka i takie nowoczesne wtedy (nawet sobie chowałam na zaś, wyciągając z różnych kompozycji) kokardy jak malowany papier. Szał kwiaciarzy. Mnóstwo tam takich niezamierzonych smaczków z życia. Muszę jeden odcinek nagrać i dzieciom pokazać, niech się dowiedzą, jak drzewiej bywało.
czy oglądałaś "Zmienników"? Aktor grający taksówkarza gra w "na Wspólnej" Ziębę! Dykiel pięknieje z biegiem lat a po nim widać upływ czasu jak po normalnym człowieku.
OdpowiedzUsuńKlarka, kiedyś mi wpadł jeden odcinek i nie mogłam dojść, skąd faceta znam? Wiem niby, że ten sam, ale mnie wtedy całkiem zaćmiło. Faktycznie się zmienił, ale mnie to nie przeszkadza. Pani Dykiel faktycznie świetnie wygląda, czyżby jej portret się starzał?
UsuńUpływ czasu najbardziej widać gdy się idzie do teatru na przedstawienie, które oglądało się dawno, dawno temu, w wykonaniu tych samych aktorów. Masakra. Płeć piękna wyraznie po liftingach, liposukcjach i innych upiększeniach, panowie co najwyżej po korektach opadających powiek górnych.W sumie wieje ze sceny smutkiem.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
anabell, mi powiało smutkiem, kiedy koncert obejrzałam w TV, z piosenkami Wasowskiego czy jakoś tak. Krafftówna, Celińska, kilka innych, lubię je, ale smutno patrzeć na to, że one już stareńkie niektóre
UsuńAno... przemijamy, wszystko przemija...
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
wszsytko przemija, najszybciej modele komórek :-)
UsuńAle mnie rozbawiłaś tym Na dobre i na nie dobre. Długo oglądałam i także rozpaczałam jak brakło Pieczyńskiego. Teraz już od kilku lat nie oglądam, bo słabe to to się zrobiło, że szkoda czasu. Najbardziej lubiłam wątek Jungowskiej (jak się jeszcze Wilczak kręcił) i Zielińskiego, któremu kilka lat temu wkładano do ust przezabawne kwestie (ja w ogóle go uwielbiam!).
OdpowiedzUsuńPamiętam taki obrazek. Jest rok 99 studiuje w Opolu, a że nie jest to najmądrzejszy strzał i właśnie się zakochałam, to bywam w moim mieście co tydzień. Mój tato o tym nie wie, bo szlag by go trafił, że niby studiuje a nie studiuje tylko kasę na PKP wydaję. W związku z tym w domu oficjalnie bywam rzadko, za to pomieszkuje u ów chłopca, albo u koleżanki. Ta niedziela jest spędzona u koleżanki. Siedzimy, mam godzinę do pociągu jestem głęboko nieszczęśliwa, bo wprawdzie marzyło mi się wyjechać do innego miasta na studia, ale może niekoniecznie do Opola (taki sam status miasta studenckiego, wielkość i atrakcje co w ZG) i niekoniecznie zaraz na początku nowego wielce obiecującego związku z mieszkańcem miasta rodzinnego. Słowem strzał w kolano. No więc siedzimy, herbatę pijemy, jest niedziela, za godzinę mam pociąg (w perspektywie 4h w pociągu, w tym godzinna przesiadka we Wrocku)w tv leci jeden z pierwszych odcinków Na dobre...Nie wiem, który dokładnie pamiętam, że ten, w którym pojawia się z nagła syn Kuby (Obuchowicz) zamieszania sporo w fabule czyniąc. Można by dojść, który to odcinek, ba pewnie można i by pewnie dojść który to był miesiąc i dzień roku pańskiego 1999:)
Ściskam ciepło przemijając z lekka:)
Ha, czyli jeszcze wcześniejszy od tego, który ja widziałam, bo tu już syn jest i to zadomowiony na całego, chodzi do szkoły i romansuje z młodą Borkowską. Patrz, jak to człowiekowi coś do łba wejdzie, jakiś momencik w życiu i nie pusci, już zawsze będziesz tę sytuację pamiętać.
UsuńTeż Zielińskiego lubię
Ogladalismy z corka Urwisy z Doliny Mlynow i oboje z mezem sie zaczelismy rozczulac, bo to takie polskie filmowe dzieci z Bullerbyn w latach osiemdziesiatych, nasze wczesne dziecinstwo. Kowalewski, Ewa Zietek, ach nostalgia. A potem natrafilam na Dom na glowie - pamietam jak dziewczynka bedac ogladalam i aktorka grajaca Jane wydawala mi sie TAAAAAKA dorosla. Zazdroscilam i snulam plany jak to bedzie jak juz bede studentka ;) A przedtem czytalam ksiazke, bo to adaptacja Siesickiej jest i puchlam z dumy ze juz znam. Ach te telewizory dziwne, mebloscianki i w ogole. Chociaz akurat tutaj to mieszkanie wyjatkowo dobrze urzadzone, niby ojciec architekt, ale latwo takich rzeczy sie nie zdobywalo. Nie wiem. Ostatnio na fali sentymentu znalazlam Siedem zyczen, ten egipski odcinek... Dziwnie sie oglada takie filmy z perspektywy doroslego. W ogole film sie chyba duzo latwiej starzeje niz ksiazka. Manieryzmy, sposoby poruszania sie, fryzury, wszystko dla potomnosci zachowane... Bardzo niezwykle uczucie.
OdpowiedzUsuńHannah - uwielbiam takie powroty. Masz rację, film się starzeje szybciej, bo książkę czytając wyobrażamy sobie rzeczy tylko do pewnego stopnia, takiego, jaki jesteśmy w stanie wspomnieniowo 'unieść', a w filmie na tacy - bokobrody, kołnierzyki do pasa, biodrówki spodnie i grzebienie w tylnej kieszeni spodni :-)
UsuńDomu na głowie nie znam - aaaaaaaaaaaaaaaa
No wlasnie dlatego z taka czuloscia ogladam Call the midwife. Swietny serial i bardzo pieczolowicie oddane realia lat piecdziesiatych. I nie tylko o ubiory chodzi (jakie to szczescie ze nie zylam w tamtych czasach!!) ale takze o drobiazgi w rodzaju - kobieta zupelnie w tle, przez kilka sekund widoczna - palaca papierosa w autobusie. Wtedy jeszcze nikt nie slyszal o biernym paleniu....
UsuńA Dom na glowie polecam - nawet jesli ksiazki sie nie lubi, to sa swietne interludia, cos w stylu suchego chleba dla konia - krotkie scenki na korytarzu a ich autorem jest Stefan Friedman. W wykonaniu Drzewicza sa po prostu perelkami.
Hannah, a Siesicka ten sam tytuł?
UsuńNie, ksiazka nosi tytul Fotoplastykon.
UsuńTu jest czolowka:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=vdvaaDENo6M
Fotoplastykon to ja znam !
Usuńlecę oglądać
refleksja o uplywie czasu na podstawie odcinka tasiemca z przed lat- bardzo interesujace. Nawet jak sie nie zna serialu- a ja nie znam- poczulam o co chodzi:))))
OdpowiedzUsuńMonika - patrz komentarz Hannah - filmy starzeją się szybciej (czyli faktycznie), po nich najlepiej widać, jak się wszystko zmienia
UsuńNo, latka lecą :D Ty to jakaś moja siostra bliźniaczka zaginiona nie jesteś? Miałam podobnie z tym serialem, zaczęłam oglądać od początku nawet kiedyś jakąś powtórkę. Młody Pieczyński był u nas na imprezie, sto lat temu, koleżanka przyprowadziła. A niedawno spotkałam w warzywniaku i pytał ile waży złotówka czy coś na kształt. A i teraz oglądam "Na dobre i na złe" ze sporym zainteresowaniem, zwłaszcza rolę Żebrowskiego, który nareszcie został dobrym aktorem, wcześniej nie znosiłam.
OdpowiedzUsuńxbw - też nadal oglądam, bo mam do niego sentyment. Pieczyński nie jest aktorem fenomenalnym, ciągle w sumie tak samo gra, te same środku wyrazu, ale mam do niego jakąś czułość i lubię go widzieć czasem. Ostatnio chyba w Uwikłaniu, dawno bardzo
UsuńA jak to go spotkałaś? Mieszka gdzieś niedaleko, w tym samym mieście?
Kasia, ja w W-wie mieszkam w centrum i zdarza się napatoczyć czasem na kogoś znanego. Pieczyńskiego spotkałam w moim warzywniaku, tzn. pod moim domem, ale to ze 3 lata temu było, chyba był akurat w fazie filozoficzno-twórczej. Możliwe, że mieszka niedaleko. Babka z warzywniaka go znała :)
Usuńhttp://polki.pl/viva_exclusive_artykul,10013106,0.html
no tak, przecież Pieczyński też musi gdzieś mieszkać :-)
UsuńNo tak sie rozkraczamy miedzy kulturami minionych czasow z lat ... 70, 80... a poczatkiem XXI wieku jak jakies stonogi a latka leca, nogi dretwieja, nie nosza jak dawniej, skleroza sie posuwa wolno bo wolna ale do przodu, no to ogladamy starocie siedzac w fotelu lum na kanapie i sie delektujemy pytaniem: czy to dobrze czy to zle. Wg mnie to jest zle! :D (raz na kazda noge)
OdpowiedzUsuńMnie ostatnio naszło na sentymentalne wspominki i wynurzenia na temat upływającego ech czasu, jak obejrzałam "W labiryncie" - to jeszcze chyba "starsza starość" serialowa... Dzisiaj - no cóż - siermiężne, wtedy - pełna nowoczesność! ale jak wspaniale pozwala przenieść się w czasie... pozdrowionka! magda m.
OdpowiedzUsuńMagdo - W labiryncie faktycznie starsza starość. Jak teraz to widzę, te boazerie na ścianach, te szerokie ramiona i grzywy, to mnie śmiech bierze, ale miłe to wspomnienia
UsuńA czy ktos pamieta serial pt. Matki,zony i kochanki. Super obsada- Kownacka, Romantowska, Zajacowna, Nowicki i Stroinski. Pamitam, ze podsylali mi z domu nagrane odcinki bo tak obsorbowaly mnie problemy zyciowe absolwentek liceum pielegniarskiego. Musial to byc chyba koniec lat dziewiedziesiatych.
OdpowiedzUsuńA ostatnio jak na jakims kanale znalazlam jeden odcinek, nie moglam sioe nadziwic jak bardzo zestarzal sie ten film i losy jego bohaterek...
emigrata
Emigrata - pewnie, że pamiętam. Powiem więcej, mój syn urodził się w niedzielę 18 lutego 1996 i to była premiera pierwszego odcinka tego serialu. On przyszedł na świat o 15tej, a ja już o 17 posuwałam po korytarzu do telefonu. Lekarz mnie złapał i za karę kazał leżeć na sali obserwacyjnej dłużej, strasznie ich prosiłam, żeby mnie już na salę wysłali, bo ten serial po Dzienniku, pierwszy odcinek!
UsuńO kurcze, ale zbieg okolicznosci.
UsuńChcialoby sie powiedziec:"Ach, gdziez sa te nigdysiejsze sniegi..."
A ja od 20 lat nie ogladam seriali nawet polskich ani tych swiezych ani tych starych. Czasem podczas pobytu w kraju kilka odcinkow aktualnych obejrze ale traktuje je na rowni z wspolczesnym zyciem moich znajomych, ktorych odwiedzam. Zdziwienie dlaczego? Starych nie ogladam bo chce pamietac to co pamietam z wlasnych doswiadczen a nie to co dopiero odtwarzam sobie po przypomnieniu. Zycie biezace dyktuje jednak cos innego, wiec staram sie byc na biezaco z tym, czym tutaj sie zyje. To co kiedys obejrzalam, to mam, tego mi nikt nie odbiera, do czasu. Zyjac pelnia zycia nie mam czasu na podwojne, potrojne czy poczworne 'gapienie' sie w ekran. Zycie tu i teraz odbywa sie bez seriali na dluzsza mete. Moze kiedys sie to zmieni, kiedys na starosc jak juz zaczne zapominac, wtedy pewno przypomnienie bedzie ozywiajace. Z prasa, literatura nawet filmem wspolczesnym jestem na biezaco. Kazdy jednak robi to co uwaza za sluszne.
OdpowiedzUsuńja tam lubiłam i Na dobre i na złe (co im złego zrobiła piosenka Jurksztowicz z czołówki?) i Klan.
OdpowiedzUsuńI nie rozumiem tych, co narzekają, że nijak ma się to do rzeczywistości. Jak chcą rzeczywistości niech sobie Kronikę Filmową oglądają, albo Sprawę dla reportera. Albo zwyczajnie niech co dzień idą posiedzieć pod jakimś gabinetem lekarskim. Film jest po to, żeby mamić bajką przede wszystkim. W każdym razie jak takie mamienie najbardziej lubię, może dlatego, że twardo trzymam się rzeczywistości i nawet jakbym się nie wiem ilu odcinków serialu naoglądała to nie oczekuję, że się nagle ziszczą
provincial - też kiedys o tym pisałam, że jak oglądam coś w szpitalu czy sali sądowej to nie zależy mi na kalce z rzeczywistością, bo jak tak, to bym sobie program Fajbusiewicza zapodała (leci to jeszcze?)
Usuńpowiem tak... kiedyś był to szpital z marzeń NFZ, pacjentów i lekarzy, teraz - to szpital dr Hausa. Wciąż mało realny....
OdpowiedzUsuńA czas mija nieubłagalnie.... niestety....
Ewo, nie zależy mi, żeby seriale były realistyczne. Jak oglądałam Głęboką wodę, mało mi serce nie pękło.
Usuń