Poszłam wczoraj do pracy, na nowe stanowisko - kawiarka pospolita czyli. Wchodzę do kuchni, a tam wysprzątane, bo zmienniczka nie miała żadnych gości (to jest początkująca kawiarenka przy bibliotece, jeszcze nie reklamują, nie wiem dlaczego). Z tą dziewczyną nie jesteśmy z jednej gliny, nie mamy o czym rozmawiać, a co za tym idzie, nie mamy serdecznych stosunków. Ot, normalne pracowe kontakty. Ona poszła palić, ja sięjakoś oporządziłam przed przejęciem stanowiska, ona wróciła po torebkę i już jej nie było. Na odchodne rzuciła - jak nie będziesz dawała rady, to zamknij. Luzik, oni się tu niczym nie martwią.
Ledwo zniknęła za drzwiami weszła pierwsza para. Starsi ludzie, turyści, nie tam żadne sąsiadki z ławki w kościele. A za nimi jeszcze kilka osób, jedna za drugą i wszyscy chcieli kawę lub herbatę. Bezczelność, czyż nie? Usiedli w kafejce i coś chcieli! A do tego, to już szczyt, wszyscy sconesy zamówili, każdy innego. A te scones zamrożone. Nigdy ich nie przygotowywałam, kiedy spytałam jak, zmienniczka tylko machneła ręką w stronę pieca i rzuciła - wyjmij z zamrażarki i sru na dwie minutki do ovena, będzie git.
Tak też zrobiłam, wyjęłam i sru do ovena. Po dwóch minutach jak były surowe tak były. Po kolejnych pięciu też. Zaczęłam kombinować z mikrofalami i ovenem razem, coś mieszałam i skończyło się na tym, że i tak miałam je w środku surowe. To dla tej pierwszej pary. Ale obciach, przeprosiłam, jeszcze podpiekłam, ale mało zawału nie dostałam. Na kolejnych nauczyłam się już jak ustawić piec (oczywiście o dwóch minutach na samym piecu to można zapomnieć, trzeba dołączył mikrofalówkę, zgroza). Tak się już wyćwiczyłam, że ostatnia para dostała konkursowe sconesy, aż facet domówił bo się najeść nie mógł. To był największy komplement, jak on się tak oblizywał i cieszył,że dobre. Najśmieszniejsze jest to,że ci od surowego zostawili mi napiwek - z litości chyba - a ci o tych pysznych nic.
Przeżyłam nalot scones-eaters i teraz już się mniej boję. Pierwsze koty za płoty.
Mój pierwszy raz? Świetnie! Gratulejszyn:)
OdpowiedzUsuńCzyli kafejka przy bibliotece? Dwa w jednym - super. Ludziska w upał pójdą na plażę, a Ty czytanie. Tego życzę:):):)
Zobaczysz, będą jeszcze na te sconesy z daleka przyjeżdżać:0.
OdpowiedzUsuńksiazkowiec, na to mam nadzieje, to mnie przy zdrowych zmyslach trzyma
OdpowiedzUsuńIza - to chyba wycieczka chorych, którzy stracili smak, haha
OdpowiedzUsuńPierwsze koty za płoty! A co to są te "scones"?
OdpowiedzUsuńAgnesto - scones to są słodkawe bułeczki jedzone wraz z dżemem i często również z bitą smietaną.
OdpowiedzUsuńIde o zaklad, ze wpierw je trzeba zdefrostowac w mikrofali, a potem podgrzac krociutko w ovenie :)
OdpowiedzUsuńJa tez chce sconesa od Pani Kawiarki!! Trzymam kiucki, zeby teraz bylo juz tylko lepiej i zeby napiwki byly coraz wieksze :)
OdpowiedzUsuńdvt - logika mówi, ze trzeba, ale nie ja tam rządzę, a ci, co rządzą, uważają inaczej. Wrrrr
OdpowiedzUsuńMagda - pal sześć z tymi napiwkami, żeby wstydu nie było tylko.
OdpowiedzUsuńChrzest bojowy masz juz za soba, teraz bedzie tylko lepiej:)))
OdpowiedzUsuńZmienniczki nie zazdroszcze.
Ataner - oj tak, nie ma czego zazdrościć jeśli idzie o zmienniczkę
OdpowiedzUsuńooo,a ja w takiej kawiarni bym mogła pracować z Toba-widzę,że mamy podobne zdolności ;) Ale się uśmiałam :) Powodzenia w rzucaniu dalszych kotów za płoty :)))
OdpowiedzUsuńMag - dwie kawiary, które raczej mają podawne do stolika, gdzie mogą bez końca siedzieć i rozmawiać o książkach - o tak, ten obrazek mi odpowiada, haha
OdpowiedzUsuń