Zwykle leje u nas w nadmiarze, ale jak trzeba, to deszczu nie ma i nie będzie przez kolejne dni, a zachodni Donegal płonie, konkretnie moje miasteczko jest w samym centrum ogniowego piekła, naokoło płoną lasy i doliny, strażacy nie są w stanie opanować pożaru tym bardziej, że jest straszny wiatr. Koncentrują się właściwie tylko na zabezpieczaniu domów, polewaniu ich i okolic wodą i tyle. Kiedy stanę przed oknem w mojej kuchni widzę słupy ognia na wzgórzu, dzieli nas tylko kilka domów i duża, głeboka dolina. Mąż mówi, że nam nic nie grozi, ale jak widzę te słupy ognia i helikoptery latające polewające wodą, mam tik nerwowy. Kilka ostatnich dni mam dosyć nerwowych, do podjęcia ważne decyzje i ten pożar - to wszystko doprowadziło do tego, że dostałam jakiegoś napadu nerwicy, ciasna obręcz ścisnęła mnie pod biustem i prawa ręka boli.
Chłopaki pobiegli pomagać sąsiadom i strażakom odcinać nasz obszar od ognia, szczególnie dom sąsiada po prawej na wzgórzu jest zagrożony, na zabezpeczeniu tegoż właśnie się skupiają.
Jedyny plus tego wydarzenia jest taki, że ludzie się bardzo zbliżyli, pomagają sobie, dzwonią. Do nas też.
Dzisiejszy dzień jest ważny w naszej historii - mija siedem lat od przystąpienia Polski do Unii, ale co ważniejsze, beatyfikowano naszego Papieża, Jana Pawla II. O nim miałam pisać, ale nie jestem w stanie, bo paraliżuje mnie strach na widok ognia. To może pomodlę się do niego, żeby się za nami wstawił, żeby nikt w mieście nie ucierpiał i nie stracił dobytuku życia. I zwyczajem Irlandzkim zapalę świeczkę poświęconą drugiego lutego w Matki Boskiej Gromnicznej w kościele. Tu wierzymy, że wtedy nasze modlitwy płyną prosto do nieba, tam, gdzie wskazuje płomień.
Jezzzu, niech to się już skończy, bo zawału dostanę.
Pierwsze zdjęcia TU
Znajoma Sharon zrobiła te zdjęcia i umieściła na FB telefonem, to jest widok z mojego podjazdu do domu TU Ja nie mogę zrobić zdjęć bo mąż mi aparat zabrał.
Oj, Oj, Oj...właśnie się dowiedziałam!!!, trzymajcie się tam!, mam nadzieję,że już lepiej, że jakoś to straż ogarnia...matko święta...:O
OdpowiedzUsuńMonika - nie jest dobrze, ogień jest w takiej odległości jak od Ciebie do najliższego domu, tyle, że dzieli nas duża dolina, więc dalej niż się wydaje. Helikoptery leją wodą zaraz przed moim domem, próbują odciąć drogę gdyby ogień jednak szedł tu, a ja już mam chyba stan przedzawałowy. Siedzę przed kompem, Rysiek z Wojtkiem tam, a ja tu od zmysłów odchodzę
OdpowiedzUsuńkasia, próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale pewnie wisisz na słuchawce- rozumiem. Słuchaj, jakby co, możecie się do nas ewakuować na noc bez dwóch zdań, daj tylko cynk, trzymaj się!
OdpowiedzUsuńMonika - dzięki, byłam na zewnątrz zobaczyć, co z chłopakami i jak wygląda akcja gaszenia, dlatego nie odbierałam telefonu, ale dostałam smsa i właśnie miałam odpisywać - dziękuję nie będzie takie potrzeby, wygląda na to, że skutecznie odcięli drogę, teraz helikoptery się skupiły na tym, żeby podgasić te drzewa. Straszny wiatr. W naszej cichej okolicy jest teraz takich ruch jak przy lądowaniu spodka kosmicznego
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że odcieli drogę i jest lepiej!..wiatr silny cały dzień, to fakt, u nas też. I tyle nerwów..ahh
OdpowiedzUsuńMonika - chyba się ucieszyłam za wcześnie :-( O ja pitolę, ale mam stracha
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki. Na pewno będzie dobrze
OdpowiedzUsuńJakby co dzwoń o każdej porze w tę noc, serio.
OdpowiedzUsuńPru - dzięki
OdpowiedzUsuńMonika - droga do Glenties i tak zamknięta, ale dzięki za oferowanie lokum
Kurcze, brzmi poważnie. Mam nadzieję, że da się to opanować! ŻyczĘ Wam tego z calych sił, trzymam kciuki!!!
OdpowiedzUsuńkurde mać..
OdpowiedzUsuńPani M - dzięki
OdpowiedzUsuńMonika - no, kurde mać
Kasiu,
OdpowiedzUsuńw takim razie życzę, żeby się pogoda zepsuła tak jak u nas. Pozdrawiam serdecznie.
Iza - dzięki
OdpowiedzUsuńNo nie zazdroszczę, dobrze, ze Wam się nic nie stało.
OdpowiedzUsuńZośku - też się tym cały czas pocieszam, bo mam lekkie lęki wciąż, ale wtedy mówię sobie - przecież jesteśmy cali, czemu babo panikujesz. I przechodzi
OdpowiedzUsuń