sobota, 15 stycznia 2011

Powinnam dzisiaj zmienić nick na Jędza

Jestem jakaś spiczniała. Nic mi się nie chce, ani czytać, ani blogować, oglądam telewizję, ale tez bez zaangażowania. Pracuję we wtorki, środy i czwartki, do 5.30, a zaraz potem kursy, ledwo zdążam zjeść obiad. W czwartek wprawdzie mam pół dnia w pracy, ale zaraz lecę do kancelarii na drugie pół, więc wychodzi cały tak czy tak. W pracy stres, juz pisałam. Ponieważ wszyscy się wzajemnie nakręcają, i ja ulegam temu napięciu i kończy się tak, że stres mnie zjada. A ponieważ tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi, trudno temu przeciwdziałać. Wszystko odbywa się na poziomie wód podskórnych. Nic to, pewnie niedługo się przyzwyczaję i już mi będzie lżej. W kancelarii nie mają na mnie pomysłu, jeden prawnik odszedł, a to od niego dostawałam najwięcej pracy. Pozostała dwójka albo w sądzie, albo w domu, więc na bieżąco nic mi nie dyktują, także, kiedy nie mam klientów polskich, sama szukam sobie zajęcia, czytam akta, robię notatki ze słownictwa, uczę się, ale mam wrażenie, że wszystko czego się nauczyłam sama z siebie już wiem, a reszta doświadczenia powinna być zdobywana w boju, a tych bitew, czyli konkretnej pracy, z która mogłabym się zmierzyć, tłumaczeniami, listami do napisania, jak na lekarstwo.
Wybaczcie, musiałam sobie pomarudzić.
A skoro już jestem w takim upierdliwym nastroju, to powiem jeszcze, niech żółci upuszczę, że mnie strasznie wkurzają wpisy na Facebooku, promujące zbyt nachalnie, bo trochę to mozna, ale w każdym wpisie to już przesada - swoje książki, muzykę, cudze i swoje restauracje itp. Szczególnie, kiedy pisarze informują o każdej napisanej stronie, muzycy o każdej nucie, opiniotwórczy dziennikarze o każdej knajpie, gdzie jedli (za darmo, płacili?) itp. Tak więc, co otwieram stronę FB, to się przy każdej okazji dowiaduję, że właśnie jest nowa recenzja książki (informacja dotyczy tylko dobrych recenzji), albo że wydaja książkę i mamy jej wyglądać w każdej minucie swojego życia, albo ktoś promuje swoją firmę, a najbardziej podpadziaszcze jest to, że wciąż jestem bombardowana linkami do sklepów internetowych. Ja też linkuję tego bloga, bo tam mam znajomych, więc daję znać o wpisie, tez z zachwytem podaję info o filmie, czy książce, którą czytałam, nawet podaję tytuł, ale nikt mi za to nie płaci i robię to tylko raz. RAZ. A nie co chwila, na różne sposoby. Czasem działa to na mnie odwrotnie, kupiłabym, przeczytałabym, ale od tego wiecznego narzucania mi woli, strzelam focha i tym bardziej nie. I żeby było jasne, cieszę się z każdym pisarzem i twórcą innej maści z ich nowych dzieł, lubię dostawać informację o nich, ale nachalność, to się teraz nazywa marketing agresywny, działa na mnie jak płachta na byka i nic na to nie poradzę.
A poza tym wkurzają mnie kody obrazkowe do wpisywania, czasami nawet dwa, żeby zostawić komentarz pod wpisami na blogach. Czy naprawdę uważacie, ze to powstrzyma spam? Zawsze można sobie włączyć moderowanie wpisów, można wyrzucać te komentarze, które są obraźliwe, ale te kody! Mam kłopoty czasami, żeby je odczytać, wpisuję po raz kolejny, a potem wyskakuje następny, no ja się zastrzelę.
 No dobra, popsioczylam, pomarudzilam, jędza ze mnie wyszła, już mi lżej na wątrobie. Haha, pomogło.