czwartek, 11 lipca 2013

Całkiem za friko

Całkiem za friko dostałam w prezencie od losu jeden z najgorszych dni w moim życiu. Stres jest tak wielki, że mam na stałe zaciśniętą obręcz wokół klatki piersiowej. Jutro idę do lekarza, coś muszę przedsięwziąć, żeby mnie szlag nie trafił, bo jeszcze dzieci osierocę.
Nie piszę tego, żebyście mnie żałowali, ale po to, żebym pamiętała, że taki dzień był, żebym ceniła każdy taki, który przyniesie lepsze wieści.
Nie radzę sobie ze stresem, nic a nic, życie mnie przerasta.
A poza tym oduczyłam się chodzić po trawie na boso. Gdzieś po drodze straciłam w tej kwestii ufność, niewinność, odwagę - boję się wszystkiego, co mam lub mogłoby się znaleźć pod moimi stopami. Mąż mnie namówił, zmusił prawie, żebym zdjęła buty i przeszła się po świeżo skoszonej trawie. Specjalnie trzyma ją lekko dłuższą, kosi na wyższym stopniu, żeby była jak dywan i dawała wytchnienie stopom, a kontakt z matką Ziemią odstresowywał. Tyko, że ja nie umiałam brykać na boso po trawie, ostrożnie stawiając stopy przeszłam zaledwie kilka metrów w jedną, a potem tyle samo z powrotem do butów. Napięta jak struna. Gdzie się podziałam ja, kobieta krocząca odważnie przez łąkę z butami w rękach?
Przygnębiające.