wtorek, 26 marca 2013

Mam nadzieję, że nie wyleję ciasta z kąpielą

Coś się ze mną niedobrego dzieje, jak tylko trzeba włączyć logistykę przedświąteczną lub przed-wizytową (kiedy ktoś nas odwiedza), włącza mi się guziczek-paniczek (od paniki niestety, a nie od małego pana). Kiedyś spokojnie opracowywałam plan działania i tyle. Teraz mam pustkę we łbie. Nie tam, że mało, że z pomysłów nie wiem, który wybrać. NIC!
Za to panika jak do Częstochowy pielgrzymką z Kołobrzegu.
Michalina zaprosiła gości, swoich znajomych. Cieszę się bardzo, bo ich lubię i naprawdę czekam na ich przyjazd. Ale jednocześnie chciałabym, żeby ktoś mi powiedział - catering przyjedzie w sobotę.
Nie dlatego, ze leń, że nie umiem, że nie mam czasu, a dlatego, że nie mam pomysłu na stół w ten czas.

Dzisiaj urodziny męża, wybranie ciasta (zwykle wiedziałabym tydzień wcześniej), to była niezła przeprawa, do drugiej w nocy wczoraj siedziałam, a i tak zmieniłam zdanie na pięć minut przed wyjściem na zakupy, na zupełnie inny sernik, totalnie inne produkty i do tego okazało się, że najlepiej gdyby się chłodził noc w lodówce, ale to już w połowie roboty, bo było na drugiej stronie wydruku. Zupełnie jak w tej komedii Koterskiego 'Nic śmiesznego', co Miałczyński wiezie ekipę filmową, bo za zakrętem ukazał się las - w scenariuszu, no to do lasu. A na drugiej stronie scenariusza było - las krzyży.
No to mam las krzyży.
A urodziny dzisiaj
A zakupy też dzisiaj
Zaczęłam o drugiej go robić
Nie dość, że w niedoczasie jestem, to źle ustawiłam piekarnik (bo w przepisie ma być bez termoobiegu, a u nas chyba nie ma takiej opcji) na znaczek, którego wcześniej nie używałam, upiekłam na tym ustawieniu spód, jakim cudem nie wiem, bo jak wstawiłam sernik w kąpieli wodnej (do cholery jasnej, kto to wymyśla?), to się okazało, że to wiatrak chłodzący, a nie grzeje. Jak ja kurna upiekłam ten spód się pytam?
Wyjęłam pływający sernik, w kąpieli wodnej, oł/eł, nagrzałam termoobiegiem, niech juz będzie, żeby tylko upiec jakoś, wsadziłam i nawet nie zaglądam. Jak znam swoje szczęście, to będę z nim walczyć do piątej nad ranem.
Zamrożę zjemy na święta :-)

Jak tak grzebałam w przepisach wczoraj, obejrzałam film polski 'Ki'. Dobry, ale jakoś mnie zmęczył. Wkurza mnie maniera Romy Gąsiorowskiej, chociaż gołym okiem widać, że dobra aktorka, musze się po prostu chyba do niej przyzwyczaić, bo jak widać, ona od tego pieszczenia w mówieniu nie odwyknie.
Poza tym te wszystkie skróty imion jak Ki, Pio, Go, Miko też mnie denerwowały, do tego stopnia, że się uczepiłam tego jak rzep psiego ogona i nie śledziłam akcji. A dobry ten film. Szkoda, że mam takie skrzywienie, bardziej bym go doceniła.
I mnie przygnębił, a czy ja muszę powiedzieć, że w obecnym moim rozedrganiu, tego nie potrzebuję? Do tego wcześniej oglądaliśmy Gorejący krzew, trzy odcinki jednym ciągiem. Ten to dopiero dół jak kanion Kolorado, ale świetny i nic mi nie przeszkadzało, czyli już taki świr to nie jestem.

No nic, jutro zakupy w sklepie polskim, to muszę się wziąć w garść i zrobić listę potraw.