poniedziałek, 27 lutego 2012

Jacek i Barbara - zakochana para

Tak mąż śpiewa, kiedy przechodzi korytarzem i widzi nasze nowe nabytki.  Martwie się, bo musiałam się zadłużyć na swój. Jego rower kupiliśmy  na Bike to work scheme, czyli dostał z pracy czek, a w cotygodniowych ratach, przez rok będzie ten rower spłacał, bez odsetek i przed opodatkowaniem, czyli trochę dodatkowo zaoszczędzi. A i spłacaniem nie musi się martwić, powolutku może.
A oto mój rower z bliska.




Cieszy się, że w tym roku będziemy szusować po drogach razem. Szusować jak szusować, chyba na wyrost powiedziane, ale przyznam, ze kiedy podchodzę do mojego niebieskiego ptaka, czuję mrowienie w stopach, nie mogę się doczekać powrotu na rower. Po tylu latach, pewnie pojeżdżę 15 minut i mi tyłek odpadnie. Trzeba się jakoś z powrotem wciągnąć w to jeżdżenie.

A oto moja niedzielna niespodzianka. Tosia, moja biblioteczna kuleżanka lat trzy, narysowała dla mnie rysuneczek, mój portret. W spodniach, bo ja zawsze w spodniach jestem i włosy mają taki kolor jak moje. Piękna pani ze mnie na tym obrazku. Zdjęcie nie za dobre, bo u mnie lodówka w ciemnym miejscu stoi.
Tosia zawsze mnie obejmuje na powitanie i się do mnie przytula. Fajnie sobie przypomnieć, jak to jest z małym dzieckiem, bo moje to wielkoludy już :-)


Wczorajszą noc zarwałam na Oskary, moje wrażenia na Notatkach Coolturalnych