sobota, 30 czerwca 2012

Casoletti do bojuuuuu!!!

Ale się przedwczoraj naśmialiśmy podczas meczu. Wojtek i małżon kibicowali Niemcom, a ja Włochom. Nie tylko wczoraj, już wcześniej zdecydowałam, że oprócz polskiej reprezentacji, to jest 'moja' drużyna. Bo nikt w nich nie wierzył, bo wszyscy rozprawiali o Hiszpanii, o Niemcach, jaka to przyszłościowa i świetna drużyna, o Portugalii i że Ronaldo się przebudził.
A ja na Włochów stawiałam. Szkoda, ze w zakładach nie brałam udziału, ale jak znam swoje szczęście, to gdybym to zrobiła, oni by przepadli.
Kilka lat temu poczyniłam zakład z chłopakami z pracy (pracowałam z samymi mężczyznami) i postawiłam na Francję, nikt nie wierzył i wygrali, a potem poprawili drugim tytułem. Także powinniście mnie słuchać, bo ja stawiam niby na szare konie, ale oko mam ;-)

Zaczął się mecz, trochę jeszcze siedziałam przy komputerze, ale mecz był tak dobry, ze odstawiłam go do kuchni i oddałam się szaleństwu kibicowania. Dość powiedzieć, że mam do dzisiaj chrypę i ból gardła, zdarłam go sobie jak nic. Nauczycielka to by była ze mnie słaba :-), w sensie emisji głosu i następstw tejże, bo w innym to nie wiem, nie próbowałam.

Zaczęło się słabiutko, w sensie atmosfery kibica w naszej domowej 'fan-zone'.

Dygresja: swoją drogą jak strasznie to słowo brzmi po polsku, musiałabym napisać 'domowej fanzonie' brrrrr). Kiedy koleżanka użyła tego słowa na swoim blogu, myślałam, ze to jakiś regionalizm, jak na przykład 'fanzolisz' ale nie, to po prostu spolszczona wymowa.

Wracając do meczu - jak zobaczyliśmy jak dobrze grają Włosi, jak Niemcom tyłki cały czas podgryzają, zupełnie jak mały Pussling jeszcze mniejszej Tośce (kociaki mojej córki), to się zaczęło - ja do Niemców 'skuś baba na dziada' (co to niby ma znaczyć tak swoją drogą?), a chłopaki - Niemcy do booooju - co mnie tak rozśmieszyło, że mało brakowało, a byłoby nieszczęście, bo leciałam do toalety, a zapomniałam, że sobie nogi kremem nasmarowałam. Niemcy do boju? Polacy śpiewają? A my w rodzinie wcale nie jesteśmy obojętni na sprawę wojny, więc na tym obrazku widać, że jednak świat się zmienia i my się zmieniamy i nasze stosunki międzynarodowe się zmieniają, a jak tak, to pewnie w obie strony i oni już nas też pewnie nie widzą jako wojennych poddanych. 

Ale od polityki trzymajmy się z daleka, cenię sobie ten czas rozgrywek również dlatego, że polityka niewidoczna i nie słyszalna, a jak się przedziera, to narazie słabiutko. Dzięki Bogu.

Jak strzelili gola tak się darłam z rękami w górze, jakby to Polacy strzelili. Wojtek mówi, ze mu zaprzyjaźnioną dziewczynkę Tosię przypominałam wyrazem twarzy. Na pewno nie tym lwim okrzykiem.
Syn z mężem nos na kwintę - Nic się nie stało, Niemcy nic się nie stało, mąż śpiewa. a ja - tylko pękło ciało i Włosi są w finaleeeeeee. 
Po drugim golu to już była feria piosenek piłkarskich i okrzyków, ja znowu 'tosine' ręce do góry i mina rozanielona połączona z okrzykiem 'starego kibola na żylecie Legii'.
Mąż chodził kiedyś z Darkiem na żyletę, pewnie mi coś przez 'zasiedzenie obok' zostało.

Syn w rozpaczy, małżon ubawiony naszym przekomarzaniem się. Syn do mnie - jak taka jesteś fanka drużyny włoskiej, proszę wymień mi trzech zawodników.  A ja oczywiście ni hu hu, żadnego nie znam. Patrzę na niego wzrokiem znawcy i mówię - proszę bardzo Buffon (kiedyś mi się zdarzyło wykrzyknąć Bubel łap), Barotelli i... tu się zawiesiłam, bo przecież nie znam, ale myślę, trzeba trzymać fason - Casoletti.  Syn - Casoletti? Casoletti???? Nie ma takiego piłkarza w tej drużynieeeeee!!!!!!!!!!
Ja na to - jak to nie,może dzisiaj siedzi na ławce rezerwowych, ale na pewno jest, może miał słabszy sezon i dlatego nie gra.
Syn na moje dictum, że ma wymienić Niemców, poza Podolskim, Klose, Swajnsztajgerem, który jest tak aktywny, że go cały czas wymieniaja komentatorzy. I co? Wymienił, cholera.

 Gabriel Bouys/AFP/Getty Images (http://sportsillustrated.cnn.com)

Potem poszedł sobie do kuchni po coś do picia, nie ma go i nie ma, wraca nic nie mówi, myślę, smutno mu. Aż mi się głupio zrobiło i przycichłam z tym swoim kibicowaniem, bo mi się go żal zrobiło.
A on co zrobił? Skorzystał z mojego laptopa, gdzie Fejs włączony i wpisał w moje statusy - 'Ich liebe Germany', albo ' Moim najbardziej ulubionym piłkarzem włoskim jest Casoletti, chociaż ich w sumie nie lubię' i takie tam różne. Ja wcześniej pisałam o Włochach, Forza Italia itp, więc znajomi trochę sie pogubili w moich zeznaniach. Przejął kompa diabeł wcielony i mi taki kawał zrobił. A wiedział, ze jak sobie te nogi nakremowałam, to się nie ruszę, szczególnie po akcji pt. taniec na lodzie w drodze do ubikacji.

Podczas tego meczu małżon po raz pierwszy nalał synowi do szklanki piwa i razem spożywali. Szklanka była wysoka i wąska, więc może z 200 ml tam tego płynu było, ale liczy się fakt, syn już zawsze będzie pamiętał, że pierwsze piwo z ojcem pił podczas Euro, kiedy grali Niemcy z Włochami. 

Syn najbardziej kibicuje Hiszpanii, a ja już podczas ich pierwszego meczu, bo grali razem wcześniej na tym Euro, od razu Włochom. Będzie się w niedziele działo, oj będzie.
Z tego powodu postanowiłam złamać nieco dietę i zrobiłam ciasto drożdżowe z truskawkami i kruszonką. A co, święto :-) Problem w tym, że nieskromnie powiem, ze robię najlepszą drożdżówkę na kuli ziemskiej, ja po-pro-stu mam talent, i chyba nie doczeka jutrzejszego dnia. Nic to, czekanie też się liczy.

CASOLETTI DO BOJU :-)