sobota, 17 sierpnia 2013

Innom drogom tu dotarłam

Od jakiegoś czasu blogger nie jest kompatybilny z Mozzilla Firefox. Nic nie mogę zrobić, ani umieścić nowego postu, ani edytować starych. Obraz mi zjeżdża w dół i jest 'niedotykalny'. Myślałam najpierw, że problem z samym bloggerem, ale dochodzę powoli do wniosku, że jednak nie. Tydzień mi zajęło, żeby się zorientować, że z Chrome mogę wpis umieścić.
Chrome nie używam, bo przedtem nie mogłam tutaj dodawać komentarzy, nie logowałam się do Goole, co mnie niepomiernie dziwiło, bo przecież to jedna rodzina.
Nic to, mało o tych sprawach wiem, najważniejsze, że jakoś się tu dziurą w płocie dostałam.

Właśnie, czyli susząc włosy około pierwszej w nocy, wypatrzyłam pająka pod sufitem. Chciałam go przetransportować gdzie indziej, ale kurczę muchę sobie złapał i tam ma. Przecież mu obiadu nie będę przerywać. Muchy mnie bardziej wkurzają od pająków, tych nie boję się wcale.
Co innego gdyby tu był wąż, rwałabym przez ścianę na zewnątrz, maleńskim okienkiem duży tyłek bym przecisnęła, nie byłoby rzeczy niemożliwej.

Wczoraj byłam w kinie na The Lone Ranger (w Polsce to chyba przetłumaczyli Jeździec znikąd). Wojtek miał w oddalonym od domu mieście trening koszykówki, coś trzeba było z czasem zrobić, więc wybrałam się na film, innego w tym czasie nie grali. Lubię westerny współcześnie kręcone, ale że to jest film dla dzieci raczej, to nie bardzo mnie ucieszyło. No, może przesadzam, dla młodzieży bardziej, ale tak czy siak nie dla baby 40+. Do tego dwie i pół godziny. Umęczyłam się strasznie, spokojnie mógł mieć godzinę mniej. Momentami nawet dowcipny, ale zdecydowanie nie dla mnie, za stara już jestem. Co innego gdybym była z dziećmi, wtedy tak. Ale ja byłam na sali całkiem sama :-)

Za to dzisiaj widziałam świetny Marigold Hotel, z plejadą gwiazd w starszym wieku, świetnie zagrany, dowcipny, życiowy, kolorowy, wzruszający, pokazujący starość bez dramatyzmu, ale nadal prawdziwie i w jakimś sensie nadal dramatycznie. To tylko pozornie masło maślane.

W czwartek córka obchodziła urodziny. Nie mogę uwierzyć, ze ma już 23 lata. Właśnie przyjechała do domu, mąż ją odebrał z autobusu. Jutro będziemy piec i świętować. Tak się cieszę, że mam ją na weekend.
Za to Wojtek wybył, prawie go nie będzie, bo na wyspie obok zaczął się festiwal rockowy i spędzi tam trzy dni pod namiotem, będzie promem przypływał na dwie, moze cztery godziny i z powrotem. Było z tym dużo zamieszania, bo nie chciałam się zgodzić, myślałam, że będzie na noc wracał, ale ostatecznie się zgodziłam, przecież ma prawie 18 lat, przed światem go nie zamknę. Pogoda nie za dobra, pewnie dostanie w kość, ale i tego musi się nauczyć. Matka, czyli ja we własnej osobie, całą młodość spędziłam na obozach harcerskim i biwakując z klasą, też nie raz mokra chodziłam, ale nie pamiętam, żebym się skarżyła.

Późno jest, a ja jeszcze 'na chodzie'. To chyba ekscytacja przyjazdem/wyjazdem dzieci.

A jutro festiwal piosenki rosyjskiej, będę oglądać