czwartek, 5 grudnia 2013

Orkan Xaver już tu był, a choinka stoi

Ale nas przewiało zeszłej nocy. Nic spać nie mogłam. Nie lubię wiatru, niektórzy uważają, że jest świetny i ich odpręża, ale mnie tam nic nie uspokaja, wręcz odwrotnie.
Siedzę w domu, bo jednak dostałam zwolnienie na to vertigo, czyli zawroty głowy związane z błędnikiem. Mam siedzieć nieruchomo, czytać, oglądać TV i dać się temu błędnikowi ustabilizować. No, ale jak to w domu, kobieta nie jest chora widocznie, czyli nie wyje z bólu, nogi jej nie urwało, ręki też nie, to przy okazji może niech upierze, uprasuje, co dzisiaj na obiad?
Nie skarżę się, mąż mi bardzo pomaga, ale sama sobie robię krzywdę, bo tylko w momencie, kiedy tracę równowagę, na ścianę lub drzwi lecę, czuję, że choruję, a tak śmigam po domu jak jaka głupia.

Wczoraj postawiliśmy w domu choinkę. Powinna być ubrana na 6go grudnia, irlandzkim zwyczajem wcześniej stroi się domy, w pierwszy weekend, ale ja będę u córki, więc mamy choinkę Barbórkową.
Wiem, że u nas tradycja ubierania drzewka przed samą Wigilią, ale ja tego nigdy nie lubiłam. Mama robiła zawsze histerie, że tyle roboty, że ona z babcią w kuchni, a my walczymy z drzewkiem, zamiast jej pomóc. Poza tym choinka nigdy nie była ubrana według jej standardów. co akurat rozumiem, bo każdy ma swoje, ale jednak awantury w taki dzień to trauma.
Postanowiłam, że u mnie w domu będzie inaczej, co udało mi się o tyle, że stawiamy drzewo wcześniej, ale takie emocje temu towarzyszą, że często się naszarpiemy zanim robota skończona. Czasem udaje się ominąć kłótnie. Wszystko dlatego, ze przeważnie nie działają światła, poza tym ja bym chciała inaczej, mąż inaczej. Kształt choinki i jej gęstość też budzi dyskusje, wybór choinki to jest gehenna, bo szukamy idealnej. W zeszłym roku mąż zarządził wycinkę z ogrodu, bo mu jedno drzewko psuło koncepcję. Trochę łyse było, więc niejedną łzę uroniłam, bo nie jest mi wszystko jedno. W tym roku uparł się też jedno wyciąć, bo za gęsto rosną i musiał rozluźnić szereg. Tym razem gęste, a do tego wielkie jak dupa słonia. Jak u Griswoldów w Witaj św. Mikołaju, dotargaliśmy je do domu, wstawiliśmy i nie wiedzieliśmy, jak się ruszyć. Trochę je mąż poprzycinał z jednej strony i jakoś się pomieściliśmy. A jak pachnie!


Wiewiórki nie mamy, sprawdzałam, bo mnie córka spytała, więc lepiej było się upewnić :-)



Oczywiście przy tym ubieraniu się naschylałam i nagibałam, więc błędnik mi się wcale nie ustabilizował. Teraz siedzę i próbuję odpocząć za wszystkie czasy, haha.
Muszę zrobić menu świąteczne i listę zakupów. Poza tym oglądam Ruskich w Londynie, mam serię nagraną na boksie Sky i zaliczam po kolei. Muszę trochę miejsca zrobić na dysku twardym, bo w święta  pewnie fajne filmy będą, a ja nie oglądam TV wtedy, więc nagrać będzie trzeba. Odcinek specjalny Downton Abbey głównie.

Oglądałam w zeszłym tygodniu Listy do M. Bardzo mi się ten film podoba, wiem, że podróbka Love Actually, ale dobra podróbka, filmów świątecznych nigdy za wiele. Czeka na mnie ten wspomniany pierwowzór listów, Holiday i może sobie jeszcze coś zapodam, na pewno Frasiera święteczne epizody, jak co roku.