niedziela, 10 czerwca 2012

Egzamin matczyny, przynajmniej w jednej drugiej, bo Wojtek dalej przy mnie, zdany

Zamilkłam, ale miałam nie lada powód. Wyjechana byłam. Tym razem do Dublina na zakończenie studiów córki. Tutaj mają dwa, wielka gala z obiadem dla absolwentów i ich rodzin i te słynne zdjęcia w czarnej pelerynie a'la batman i birecie, czyli czapce z kartonowym kwadracie na wierzchu i frędzlem zwisającym z boku - to będzie miało miejsce dopiero w listopadzie. Dlaczego tak późno, nie pytajcie mnie, nie wiem. Nikt nie potrafi mi tego wyjaśnić. Tak jest i już.
W piątek natomiast miała miejsce ceremonia wręczania nagród, a to dla najlepszego studenta, a to dla najlepszego projektu i za inne zasługi. Ponieważ kierunek córki jest artystyczny, ma miejsce też wystawa.

Z domu wyjechałam po siódmej rano, żeby dopiero przed pierwszą znaleźć się w Dublinie. Wyjątkowo zapłakane miasto tego dnia, ale ludzie nie dawali się aurze i dziarsko przemierzali ulice. Mimo, że po kilkugodzinnej podróży, zaraz mi się ta dzierskość udzieliła, a i pewnie też adrenalina i endorfiny mi się wydzieliły, z radości, że widzę córkę, jeszcze-nie-zięcia (kocham ich straszniście), ale też i czekający wieczór mnie niezwykle nakręcał. Przebrałyśmy się w to, co każda tam miała, już myślałam, że wychodzimy, kiedy córka mnie zaskoczyła prośbą, żeby jej zrobić fryzurę. Już wcześniej miała ją na weselu znajomej i faktycznie dobrze wyglądała w niej, więc włączyłyśmy video z instruktażem  uplotłam jej włosy i upięłam tak, jak tam było pokazane. Trochę inaczej tym razem mi wyszło, ale też fajnie. Najważniejsze, że córka czuła się wyjątkowo tego wieczoru, bo to tak naprawdę ukoronowanie czterech lat jej ciężkiej pracy.
A piękne to ukoronowanie, bo dostała dwie nagrody. Pierwszą za najlepszy research do pracy dyplomowej, który skutkował jedną z dwóch najlepszych prac na roku, wśród prawie 200 studentów na 7 kursach Art&Design (sztuki piękne, sztuki wizualne, wzornictwo produktu, wzornictwo mebli, wizualna komunikacja, architektura wnętrz, projektowanie wizualne powierzchni handlowych), tamta była wyróżniona za coś innego, ale koniec końców dwie osoby dostały nagrodę za najlepsze prace pisemne. Do tego wykładowcy potem w rozmowie podkreślali (i to kilku niezależnie od siebie), że egzaminator zewnętrzny, który przyjechał z Londynu, nie mógł przestać o pracy Michaliny mówić, ze to chyba pierwszy raz, kiedy on, specjalista, czytał pracę z wielkim zainteresowaniem i nie mógł jej odłożyć, że jest to wielka sprawa mieć nie tylko wizje jako projektant, ale i umiejętności, zeby o designie pisać i że Michalina powinna publikować artykuły w prasie fachowej i nie zarzucić pisania. Zresztą fragmenty jej pracy będą opublikowane w magazynie, który wszyscy projektanci czytają. Dziecko było w siódmym niebie, ja też, bo tyle się nasłuchałam komplementów, a jeszcze jak mówili, że to się wcześniej nie zdarzyło, żeby było takie zainteresowanie pracą pisemną, że badania przeprowadzone i wnioski są bardzo ciekawe i dojrzałe, że normalnie to oni to wszystko czytają, bo muszą, a tu nagle 'kryminał' dla designerów, przewracasz kartki i zastanawiasz się co dalej? Temat też miała wdzięczny, bo seksizm w reklamie retro, czyli jak to było za czasów Mad Men i jak jest teraz (oczywiście bardzo mądrze sformułowany był ten tytuł, ja tu tak tylko w skrócie i prosto podaję).

Rozdanie nagród odbywało się w Station House (czyli byłej hali dworca kolejowego) w Dublinie, gdzie otworzono też wystawę prac absolwentów, która będzie jeszcze czynna jakiś czas i każdy zainteresowany, w domyśle przyszły pracodawca, może przyjść, wziąć katalog, gdzie są wszelkie dane projektanta czy artysty, zobaczyć, co oni teraz robią i czy by ich do siebie nie skaptować? Każdy ma nadzieje być zauważonym.


Michaliny stoisko prezentowało projekt butelki whiscy ze wskazaniem, że chcą zacząć sprzedawać dla kobiet. Jest taki myk tam, że jak patrzysz na pudełko to widzisz melonik i wąsy, a jak wyjmiesz butelkę to pod melonikiem nie ma faktycznie wąsów, a ukazują się czerwone usta.
Projekt jest wynikiem kompromisu córki i dwóch wykładowczyń, które prowadziły projekt (występowaly w roli klienta jakby), bo Miśka miała całkiem inny pomysł, ale nie przeszedł (z wykładowcami nie zawalczysz, bo ci po prostu pracy nie przepuszczą), ale egzaminator zewnętrzny miał pokazane też inne projekty i powiedział, ze pierwszy pomysł podobał mu się bardziej, co nie znaczy, ze ten drugi jest zły. Miała też projekt herbaciany z Chin i projekt książki (i gotowa już wydrukowana) o naszym Franku. Wszystkie wysoko ocenione, a przy jej stoisku było dużo ludzi i brali wizytówki. Smiałyśmy się, że wzięła ich na psa, bo kto by się przy psie/kocie/dziecku nie zatrzymał.


Największym zaskoczeniem była druga nagroda, którą dostała. Na zakończenie wręczania wszystkich wyróżnień dla studentów z 7 kursów, wyszedł główny boss tego wydziału (czy jak to się nazywa po polsku, taki od tych wszystkich siedmiu) i powiedział, że jest tak nagroda imienia Johna Creaga ( Annual Memorial Trophy for Outstanding Studentship Award). John był założycielem Art&Design, miał wizję, pasję, zawsze mu się chciało i był niezwykle pozytywnym człowiekiem. Student, który otrzymuje tę nagrodę musi być w takim właśnie stylu, nie tylko talent, ale i osobowość, żyłka społecznikowska, nie tylko do siebie, ale też dla innych, otwartość umysłu i serca, po prostu ogólnie student i człowiek wyjątkowy. W tym roku były dwie nominacje i ostatecznie kapituła zdecydowała przyznać nagrodę Michalinie. Niesamowite, wszyscy zaczęli klaskać, a wykładowcy najgłośniej (siedziałam za nimi). Michalina w szoku, ja też, strasznie się wzruszyłam, aż sobie paznokcie w dłonie wbijałam, zeby nie beczeć, bo wiecie, oczy mam na mokrym miejscu.
Dostała taki puchar, na którym pod innymi nazwiskami jest wyryte jej, musiała go oddać, bo on stoi w gablocie na uczelni i po wsze czasy będzie tam widniało jej imię i nazwisko. Coś tam dostanie w zamian, ale nawet nie wiem, co.


Gdzieś mam, czy ktoś pomyśli, że mi odbija sodówa czy nie, siedziałam tam i myślałam - Kaśka, to też twój sukces, dziecko wchodzi w życie z wiarą we własne siły, ale zanim to się stanie, wszyscy mówią, że twoja córka jest po prostu wyjątkowa i fantastyczna. Dla mnie zawsze, ale cieszę się, że poznali się na niej też inni. Widzę, że jako matka też zdałam egzamin. Oczywiście to jej sukces i się wcale nie podłączam, ale swój maleńki udział też mam. Strasznie jestem dumna i szczęśliwa.