sobota, 5 kwietnia 2014

Syn na wybiegu, ja w łóżku, niech to szlag

Pisałam już na moich Notatkach Coolturalnych, ale i tu dodam, bo wiem, że nie każdy z Was tam zagląda, że mnie wirus tak skutecznie położył, że jak nadpobudliwy kochanek ciągnie mnie codziennie do łóżka tak wcześnie (czasem zaraz po pracy), że ani nie piszę, ani nie czytam, ani oglądam, ani ani.
Co to za cholerstwo? Gorączki nie mam, ale gardło, ucho, oko łzawi, ogólnie rozbicie. Stres otwiera furtkę dla takich dziwnych wirusowych zajęć terenu, czuję się jak poligon wojskowy, gdzie walczy ten wirus z moim organizmem i nie wiem, co z tego wyniknie. Do lekarza nie poszłam, bo co mu powiem, że mnie wszystko boli?
Nic to, funkcjonować staram się normalnie, do pracy chodzę, nawet na tłumaczenia pojechałam, ale nic więcej, przekraczam próg domu, rzucam torbę, ewentualne zakupy i padam trupem.
W zeszły piątek miałam wyjście do teatru, o czym piszę TU, nie będę się powtarzać.
Przed spektaklem poszłyśmy z Gosią i Iwoną do chińskiej restauracji, gdzie oczywiście, takie moje szczęście, dostałam surową kaczkę i musiałam ją oddać, a jak przyszło zamówić co innego, nie było już na nic czasu poza kurczakiem słodko kwaśnym. Z głodu zjadałam, nie było innego wyjścia, ale wizytę uznaję za nieudane. Nie wrócę już do tej restauracji.
Mimo to wesoło było, bo jak towarzystwo fajne, to jedzenie jest już problemem, czy też przyjemnością drugiej kategorii. Przecież nawet najlepsze jedzenie nie pokryłoby na przykład przykrości z nieudanego towarzystwa, więc z dwojga złego lepsze już to pierwsze.
Za to sztuka była świetna i głównie o tym pamiętam, kiedy myślę o tym dniu.

W czwartek odbywał się u nas pokaz mody, gdzie chodził po wybiegu mój syn. Myślałam, że będzie się potykał i trzymał sztywno i dziwnie, w końcu modelem nie jest, ale wypadł świetnie. Wszyscy chłopcy, jego koledzy, ponieważ nie mają napięcia na to, żeby się szczególnie pięknie pokazać, wyszli na luzie, żartowali, robili sobie grupowe selfie jak na Oskarach i włożyli w te swoje wyjścia dużo humoru i swobody.


Nie mam za dużo zdjęć, bo mi lampy w pysk waliły i nie mogłam niczego sensownego zrobić, potem będę miała ze szkoły więcej. Mam dwa filmiki, ale 'na leżąco', bo je kręciłam w pionie, a teraz w komputerze mam w poziomie, a nie wiem, jak to przekręcić, chyba się nie da.
Kiedy syn wyszedł na wybieg w garniturze, serce mi stanęło, uświadomiłam sobie boleśnie, że z niego już duży facet, coraz mniej mały Wojtuś, cholera, cholera.

O ludzie, idę sobie, bo mi łeb rozsadza. Powinnam włosy umyć, ale chyba nie ustoję. Włączyłam sobie Strefę Kultury w RDC i słucham. Fajna muzyczka, o książkach teraz mówić będą, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.