niedziela, 29 lipca 2012

Kilka słów, w olimpijskim skrócie

Takie wpisy jak o Olimpiadzie, o Euro budzą wiele emocji, oprócz głosów zachwytów, taki jak mój, zaraz o tym, że ucisk imperialistyczny, że za głośno i za ciasno, że lud chce chleba i igrzysk to je ma, durny lud, że to wszystko to na żer głupków, a ci, co bardziej świadomie świat pojmują, wiedzą, że to zasłona dymna, z czym to się je. Poza tym konotacje historyczne podczas otwarcia niepełne, bo powinni byli opowiedzieć o wyzysku i jakim kosztem to wszystko, ta ich duma, osiągnięta.

Powiem tak, raz i więcej ani się bronić nie będę, ani przekonywać nikogo.
Ja widzę takie sportowe zmagania oczami tysięcy wolontariuszy, którzy w mozole, codziennie to wszystko obsługują i czerpią z tego radość i dumę. O nich myślę.

Kiedy Olimpiada i zmagania sportowe - mam przed oczami sportowców, którzy krew i pot wylewali, żeby się tam dostać i powalczyć o medal. O ich trudzie, o pasji, o dniach i miesiącach na treningach spędzonych myślę. Wiem, co mówię, bo kiedyś chodziłam na siłownię do ośrodka treningów olimpijskich dla ciężarowców i widziałam, co dla nich każdy taki trening oznaczał, jaki mieli cel - przed oczami, za każdym razem, kiedy już nie było sił - pięć kółek olimpijskich i obraz siebie, najpierw w pochodzie na otwarcie, a potem może i na podium.

Widzę łzy i rozpacz, kiedy jednak się okazuje, że podołać się nie dało. Widzę Chinki, które martwieją na samą myśl o tym, co będzie, jak przegrają. Oczywiście można powiedzieć - ha, a nie mówiłam, polityka wkracza do sportu. Może i tak, ale podczas samej konkurencji jest tylko sportowiec, jego możliwości i chęć wygrania. Oczywiście, głupia nie jestem, wiem, że NRD-owcy zmuszali biegaczki do zajścia w ciążę dla zwiększenia wydolności organizmu (jak to się dzieje w pierwszych tygodniach), wiem, że Rumuni też tresowali Nadię Comaneci na swój sposób, ale pamiętać będę całe życie jej występy na Olimpiadzie i to jak wygrywała. Kilka lat wtedy miałam.


Nie mieszam sportu z polityką, bo wiem, że nic nie poradzę na wiele zjawisk, a walka o zmiany zajmuje wiele lat. One następują, ale nic nie da, że będę bojkotować Olimpiadę dziś. Moskwa się odbyła, a ZSRR upadł w swoim czasie, nic nie dało nieoglądanie zmagań w roku 1980. W Chinach w zeszłym roku były protesty, tak wiem, słuszne, ale wierzę w to, że Chiny w swoim czasie się też odmienią, a ja jutro spokojnie obejrzę kolejną dyscyplinę z udziałem sportowców z tego kraju, bo to ich święto, a nie czas na protesty.

Nie odbieram innym prawa do swojego zdania, wyjaśniam tylko swoje. Osiągnęłam taki stan umysłu, że staram się nie niańczyć w sobie zgorzknienia i skwaszenia, cieszę się każdym dniem, srebrnym medalem naszej zawodniczki, dobrą książką, miłym blogowaniem i spacerem w przerwie między kolejnymi ulewami. Olimpiada to wielkie święto sportowców, to wielka myśl za tym idąca - żeby narody w pokoju potrafiły ze sobą rywalizować w różnych konkurencjach. Na czas Olimpiad przerywano konflikty zbrojne, czasem do nich już nie wracano. Ta idea mi się podoba i już.
A jeśli komuś podoba się uważać, że jestem durnym ludzikiem w maszynie propagandy olimpijskiej, trudno, jego prawo.