poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wielkanocne baby nadchodzą

Muszę zasiąść do pisania listy zakupów na święta. Oczywiście i tym razem obiecujemy sobie, że nie będziemy gotować nie wiadomo ile jedzenia, że mniej, że rozsądniej itp. A i tak pewnie skończy się tak samo, będzie za dużo i bedziemy się zastanawiać, kto to wszystko zje?
Jajka faszerowane są u nas numerem jeden. Nawet jeszcze-nie-zięć je uwielbia do tego stopnia, że zamówił sobie je na Boże Narodzenie. Taką miał minę, jak dowiedział się, że ich nie jemy w ten czas, a do tego dopiero co stracił babcię, że mu je wtedy zrobiłam. A niech ma chłopak, w końcu kto powiedział, że nie można jeść jajek faszerowanych na śniadanie bożonarodzeniowe?
Poza tym dzieci muszą, po prostu MUSZĄ mieć indyczą pierś pieczoną i do tego sałatkę warzywną. Oryginalni nie jesteśmy, bo my znowu schab. Nagotuje żuru i upieczemy przepyszną kiełbasę białą od Bystrego, którą udało mi się kupić w polskim sklepie - to na obiad. Miśka chce jeszcze śledzia pod buraczkiem. A mąż znowu rybę po grecku.
Nie mam racji, że już się robi wesele na setkę gości?
Do tego ciasta. Sernik musi byc, drożdżówka też. Ja zwariuję, MIAŁO BYĆ MAŁO!!!
Ale jak odmówić dzieciom ich ulubionych potraw? Jak nie zjeść drożdżowej baby na Wielkanoc?

Córku przyjechała.  Strasznie lubię, kiedy znowu jesteśmy w komplecie. W czwartek dojeżdża jeszcze-nie-zięć i kilka dni będziemy świętować, bo dla mnie tak naprawdę to od momentu, kiedy mam ich wszystkich pod bokiem, wszystko nabiera odświętnego charakteru.

Podzwoniłam dzisiaj w kilka miejsc do Polski (znowu będzie rekordowy telefon) i mam nadzieję, że przynajmniej częsciowo rozwiązałam problem, a jeśli nie, to przynajmniej uzyskałam odroczenie do czwartku, może piątku, w sensie, że wtedy będę musiała zacząć od nowa coś działać, jeśli nieskuteczna okaże się interwencja dzisiejsza. Och, żeby się udało, bo wisi nade mną i taki stres powoduje, że aż różnych sensacji zdrowotnych zaczęłam doznawać. Kurczę, coraz mniej odporna jestem.