poniedziałek, 12 listopada 2012

Kartki świąteczne - przyjemność czy przekleństwo?

Może to moja metryka każe mi to mówić, ale kartki świąteczne zawsze były czymś, co zwiastowało nadejście przemiłego okresu w roku. Nie pamiętam, żeby były one dla nas ważne, kiedy byłam dzieckiem, ale to pewnie dlatego, ze moja mama generalnie nie lubiła świąt, a może tylko takie wrażenie sprawiała? Wszystko było problemem - zakupy, ubieranie choinki, czyszczenie sreber używanych tylko w ten czas, sprzątanie - trudno to było znieść.
Postanowiłam, że u mnie w domu będzie inaczej. Wprawdzie próbowałam odwalać numery z pastowaniem podłóg o 3 w nocy, zasypianiem nad wpół rozpakowanym prezentem, bo przygotowania mnie tak zmęczyły, ale mąż szybko mnie tego oduczył, wytłumaczył, że ważniejsze od umytych na mrozie okien jest nasze samopoczucie i radość z tego czasu.
Odkąd pamiętam wypisywałam stosy życzeń, zawsze zależało mi, żeby były one dla każdego inne i spersonalizowane. Kiedyś trudno było kupić ciekawe kartki świąteczne, a ja nie mam drygu do prac plastycznych, nigdy nie potrafiłam sama coś wymodzić, toteż byłam skazana na przemysł, który kiedyś był raczej przaśny. Zawsze jedna udawało mi się coś tam fajnego wynaleźć.
Teraz jest trochę inaczej, bo można posłać maila, wpisać na FB, wysłać smsy, ale kartki mają urok vintage i na pewno warto poświęcić trochę czasu na ich wypisywanie.
Moje dzieci lubiły widok mamy, czyli mnie, pochylonej nad kartkami z długopisem w ręku, dla nich to był zwiastowanie świąt, szczególnie radosnego czasu, a ja z kolei cieszyłam się, że dla nich to już nie trauma, a moi znajomi są zadowoleni z otrzymania życzeń. Zasiadałam z kawą w kubku świątecznym, pisałam, a one biegały podekscytowane zbliżającym się czasem.
Tutaj, w Irlandii, jest to szczególnie kultywowane. Dostaję mnóstwo kartek od znajomych, ale z Polski już prawie nic, poza dwiema - od moje siostry cioci z Częstochowy i od szwagierki, siostry męża i jej rodziny. Tak mi smutno z tego powodu. Oczywiście maili, smsów i telefonów bez liku, ale przecież sobie ich nie ustawię na kominku nie mogę przeglądać bez końca popijając grog.
Nie wiem, może to dlatego, że kartki świąteczne są teraz dosyć drogie, a może dlatego, że wysłanie ich niemało kosztuje i ten biznes cuzamen do kupy już nie jest marną pozycją w budżecie?
Nie mam w tym roku pieniędzy, słabo jest, tym bardziej zaczynam o takich rzeczach myśleć już teraz, żeby nie zostawiać wydatków na ostatnią chwilę. Prezenty, kartki, znaczki, nawet potrzebne wiktuały w puszkach i słoikach kupuję już teraz, żeby nie paść trupem przed samą godziną zero. Nie przeszkadza mi, że handel już teraz jest nastawiony na klienta świątecznego, choinki i ozdoby w oknach, muzyka. Bez przesady, w kryzysie im też jest ciężko i próbują sobie i trochę też nam, ułatwić ten czas. Ale nie o handlu miało być, a o magicznym momencie, kiedy wyciąga się z koperty czy skrzynki kartkę i czyta życzenia od rodziny i przyjaciół. Takie chwile są bezcenne. Przywróćmy świętom kartki :-)