wtorek, 15 listopada 2011

Mąż właśnie otwiera 'lanczówkę', a ja rozmyślam nad bezpłodnością

Mąż ma dzisiaj wolne, a wieczorem wybywa na jakieś szkolenie. Poszedł rano do fryzjera, ale zamknięty, bo jakiś urlop, a on nie lubi zmian, więc ma teraz problem, gdzie pójść?
Strasznie mnie rano rozbawił, bo kiedy spytałam, dlaczego nie był u fryzjera, kiedy wrócił nieobcięty, odpowiedział, że był i poprosił o modelowanie :-)
Ciekawe, gdzie pójdzie, na razie wybył z samego rana do ogrodu, bo sprawa niecierpiąca zwłoki jest. Czuć w powietrzu nadchodzącą zimę, a w ogrodzie pojawiły się pierwsze sikorki. Czas otworzyć stołówkę dla naszych ptaszków zimowych, mamy piękny karmnik przez męza i syna zrobiony, teraz szykowane jest jedzonko (nasz piesiołek Franek dzielnie towarzyszy mężowi w tych przygotowaniach wpychając pysk wszędzie gdzie się da).
A ja piję kawę i rozmyślam nad bezpłodnością i walką o kolejne próby in vitro. Obserwuję to u znajomej i bardzo jej kibicuję. Ma za sobą wiele prób, kilkanaście lat już, najpierw naturalnie, potem in vitro, testy i takie tam, nie będę się mądrzyć, ale nadal nic. Im bardziej chce, im więcej się stara, tym mniej jej wychodzi. Z drugiej strony jest tyle dzieci,  chorych, sierot, które czekają na to, żeby im poświęcić uwagę. Nie chcę tu dotykać adopcji, to jest temat złożony i nie mogę się wypowiadać, bo nie moja to decyzja, kto gotowy, kto powinien czy kto może. Ale gdyby tak pracować z dziećmi w szpitalach, rysować, teatrzyki urządzać itd. W sierocińcach pomagać, na wycieczki wyjeżdżać jako opiekun, udzielać się gdzieś, może ten ból byłby złagodzony, może coś by się uruchomiło, jakieś hormony, co ich wcześniej za mało było? Już sama nie wiem. Tak mi się po głowie tłucze. Po prostu zamiast para w gwizdek, może w jakiś lepszy sposób tę nagromadzoną miłość, chcenie, wręcz pożądanie dziecka, spożytkować? Jeżeli ktoś mówi, że nie ma czasu, jeśli to jedyny argument, to znaczy, że nie ma też czasu dla swojego dziecka, bo ono jest nawet bardziej wymagające. 
Ja nie mogłam mieć Wojtka, lekarz powiedział - pani Kasiu, przykro mi to mówić, ale niech się pani cieszy córką, na drugą ciążę marne szanse. Kupiliśmy psa, miał wypadek, operacja i potem druga - skrócenie łapy. Trzy mięsiące go nosiłam, zmieniałyśmy z córką opatrunki, lasery, opieka nad nim po operacji. Po tym wszystkim okazało się, że jestem w ciąży. Jest Wojtek.
Nie chcę, żeby ktoś myślał, że ja tu się chcę wymądrzać, znam rozwiązania, pouczam - nie, tylko tak głośno myślę.
Tak samo jak z tym telewizorem wczoraj, broniłam się przed 'atakami' beztelewizorowców na mnie, posiadacza. A wyszło, ze atakuję. Nie, ja nie mam monopolu na prawdę, po prostu forsuję swoje poglądy, ale przenigdy nie uważam, że są jedyne słuszne, bardziej chcę zwrócić uwagę na to, że mam do nich prawo, tak jak każdy inny ma prawo do swoich.
Ptaszki już szykują się na lunch. Franek leży na trawie. Ostatnie takie chwile. Czuję w powietrzu śnieg.