czwartek, 7 lipca 2011

Lider erekcji w kasie kredytowej - (felieton ukazał się w Gazecie Polskiej w Irlandii)

"Be a leader in erection – właśnie usłyszałam w radio. Siedzę przed komputerem, szykuję palce jak pianista przed koncertem i taki mnie tekst atakuje. Do tego nazwa specyfiku i dodatek już po polsku, bo to polskie radio w Cyfrze – „zawsze wypala”. Obrazowość tego stwierdzenia zwaliła mnie z nóg – to chyba za dosłowne dla mnie, żebym uznała, że genialne. Może i jestem wyzwolona, ale chyba nie aż tak, żeby mnie ktoś w samo południe epatował możliwościami wystrzałowymi po zażyciu leku przez mężczyznę z problemami erekcji. Czy to przypadkiem nie powinno być jakoś później, po 22-giej czy jakoś tak?
Sprawdzam pocztę, od tego zawsze zaczynam. Po kilku minutach lekko stresowych, bo podświadomie czekam złych wieści, a przynajmniej takich, które zwiastują komplikacje życiowe, oddycham z ulgą – nic strasznego, same przyjemności właściwie. Napisała do mnie pani z polskiej księgarni w Dublinie SEN, że znaleźli dla mnie książkę o zdrowym, ale nadal niepozbawionym smaku odżywianiu. Nie mogłam jej zdobyć w Polsce, jedyne miejsce to Allegro, ale tam dużo zachodu z wysyłaniem do Irlandii i jakieś akrobacje z płatnościami, to pomyślałam, że może tu jakoś zdobędę. Zapytałam w mailu i już niedługo dostanę. Mam nadzieję na jakieś fajne przepisy, bo nadal jestem zorientowana na zmianę stylu życia i zrzucenie kilogramów, a że Dukana nie mogę stosować, mówię to na wszelki wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy do mnie pisać z takimi radami (wiem, wiem, że działa, ale niestety nie dla mnie), to szukam cały czas inspiracji po prostu na normalne pyszne dania, jednocześnie lekkie i nietuczące. Tę książkę mi bardzo polecają koleżanki w sieci, ciekawe, czy faktycznie dobra?
Dostałam też maila z wiadomością od czytelniczki moich Notatek Coolturalnych, że ma dla mnie książkę, tym razem nie o jedzeniu, chociaż wszystko mi się teraz z tym kojarzy, nie tylko o tym myślę, zapewniam. Wyczytała gdzieś, że szukam starej powieści Stulgińskiej i wyobraźcie sobie, że książka już do mnie leci. Ech, czy świat nie jest piękny? Muszę pomyśleć, czym imienniczce sprawić przyjemność? Relacja z otrzymania TU - przypis redakcji, haha
Z zamyślenia wyrywa mnie głos księdza Mateusza w cywilu – ‘kasy kredytowe, tu jesteś w domu, tu zawsze jesteś u siebie’. Zerwałam się na równe nogi, w te pędy do telewizora, zobaczyć, o czym on bredzi, w kasie kredytowej jak w domu? Przecież, jeśli ktokolwiek potrzebuje kredytu, oznacza to, że mu nie wystarcza pieniędzy, to jak może czuć się dobrze, jak u siebie? A ile to tragedii kryje się za słowem kredyt, szybka pożyczka – chore dzieci, utrata pracy albo głupie zakupy, które do niczego dobrego nie prowadzą. I czy to przypadkiem nie jest nadużycie, bo przecież Żmijewski kojarzy nam się z księdzem, lekarzem, człowiekiem wykonującym zawód wysokiego zaufania i tak bezkarnie reklamuje kasy pożyczkowe? Może jestem przewrażliwiona, może się czepiam, ale jakoś mi się to nie podoba, budzi niesmak.
Ostatni mail mnie wprowadził w zadumę, albowiem znajomy zadał mi pytanie – „jak właściwie jest w Irlandii? Czytając nieliczne doniesienia można mieć wrażenie, że bandy bezpańskich pudli i Chihuahua rozszarpują ludzi, a głodne dzieci wyrywają kotom puszki”. Zapytałam back czy tak właśnie mówią o Irlandii, ale nie odpisał jeszcze. Natomiast ja poczułam się w obowiązku odpowiedzieć na jego i sobie zęby połamałam na tym temacie. Po pierwsze dlatego, że mieszkam na prowincji, więc nie mam żadnego prawa pisać o Irlandii jako całości, wiadomo, tutaj pod jednym względem łatwiej, pod innym trudniej, ale na pewno inaczej niż w Dublinie czy Cork. Próbowałam, więc najpierw tę różnicę mu wytłumaczyć, chociaż właściwie nie wiem po co, bo głupi nie jest i sam wie, że duże nie może się równać do małego. Potem starałam się opisać, jak to jest właściwie z tą naszą biedą, bezdomnymi psami (podobno Irlandczycy wyrzucają), bezdomnymi końmi (patrz poprzedni nawias), głodnymi dziećmi (to już zupełnie nie wiem, skąd mu się wzięło) i bankructwem wszystkich naokoło. O koniach wprawdzie czytałam, ale nie widzę ich tu, więc nie potwierdzam, nie zaprzeczam. O psach to już w ogóle, ani nie słyszałam, ani nie czytałam – czyli według stanu wiedzy na dzień dzisiejszy, jak mówią w Sejmie, zaprzeczam, chociaż jak tak pomyślę, to faktycznie podejrzana jest wzmożona działalność ‘Pet Resque’. W głód nie uwierzę, bo chyba każdy przyzna, że co jak co, ale w tym kraju nie dadzą człowiekowi głodować, ja przynajmniej takiego wypadku nie znam. Powód tarapatów finansowych tego kraju wytłumaczyć okazało się trudno. Niby łatwo, ale jak się nie chce pisać pracy magisterskiej z ekonomii, to jednak nie. Jednym zdaniem - nie zrozumie, elaboratem – nie chciało mi się, zresztą, co go będę nudzić, chłop się tak z głupia frant zapytał, a ja mu kilkanaście stron drobnym maczkiem?
Swoją drogą ciekawe – jak sobie dajecie radę w tym kryzysie? Myślicie o wyjeździe? A praca – nadal w tej samej, czy zmieniacie, a może w ogóle nie macie? Tak się czasem zastanawiam, jak się nam, Polakom, w tym niewesołym tutaj czasie, wiedzie?"

A w innych krajach w recesji jak Wam jest?
Jak Ci się wiedzie Szwedzie? - że polecę Pilchem