wtorek, 26 czerwca 2012

Leków jak na lekarstwo, a erzace-farmaceuci to już smutna norma

Jednym z problemów mieszkania zagranicą jest fakt, że się człowiek nie może przyzwyczaić do leków i różnych suplementów sprzedawanych na miejscu, wciąż zachwala działanie i cudotwórcze możliwości różnych syropów na kaszel, tabletek na cerę, a polskie leki z bożej apteki i herbatki ziołowe to już w ogóle niezastąpione są. I pewnie tak jest w wielu przypadkach.
I ja jestem niewolnicą przyzwyczajeń. Nie stronię od nowości, na przykład takie leki homeopatyczne całkiem do mnie przemawiają, ale jak przyjdzie co do czego, czyli leczenia samego siebie hehe, to sięgam po najbardziej sprawdzone sposoby, od lat te same. Słusznie czy nie, to już inasza inszość, ale tak jest i nic na to nie poradzę. Pełno jest nowoczesnych leków na rozwolnienie na przykład, a ja węgiel i tak lubię mieć na podorędziu, kiedy zaczyna się sezon na grypę żołądkową w Irlandii.
W pierwszych latach ciągałam całą bożą i diabelską (bo koncerny farmaceutyczne coraz bardziej mi się jawią jako diabelskie nasienie) aptekę do Irlandii. Teraz już mniej tego, ale i tak przywlokłam jakieś suplementy diety przy odchudzaniu i na włosy i cerę. Czy to działa, nie mam pojęcia, ale w głowie mi jakoś lepiej, ze COŚ robię.
Niedawno zaczęły działać apteki internetowe, tutaj z polskimi lekami, i w kraju jak widzę też. Jak się zapatrujecie na takie zakupy, czy kupujecie w sieci leki (oczywiście mowa o aptekach, a nie o dziwnych substancjach z rąk prywatnych), czy nadal tylko tradycyjnie u pani magister?
A swoją drogą te panie magister to chyba coraz gorzej uczone. Kiedyś można było naprawdę poradę dostać, ale ostatnimi czasy młodzież za ladą króluje, a oni nie tylko nie wiedzą, co poradzić, ale nawet nie mają pojęcia, co sprzedają.
Ja mam taki zawsze kłopot w Polsce, to jest psychosomatyczne ze stresu, że mi najdalej po trzech dniach zaczynają puchnąć nogi (do rozmiarów niewyobrażalnych) i muszę brać leki na pozbycie się wody z organizmu, bo ją ewidentnie zatrzymuję.  Trzy apteki zaliczyłam zanim dowiedziałam się o specyfiku, żeby nie herbata ziołowa, bo nie miałam warunków jej przygotowywać, który mi pomoże, ziołowym do tego. Wszędzie on jest dostępny, nic to ani drogiego, ani wyjątkowego, ale narybek farmaceutyczny pozostawiony na włościach w aptece, wielkie oczy robił (połączone z gapowatym wyrazem twarzy i zupełnym brakiem jakiegoś odruchu, żeby gdzieś zajrzeć, podpytać), kiedy pytałam o poradę i pomoc. A przecież byłam w mieście odwiedzanym przez rzesze turystów i można się spodziewać takich pacjentów, czy klientów jak ja. Ech, degrengolada tego zawodu czy niedouczenie? Pamiętam jeszcze pana Kazia, zaprzyjaźnionego aptekarza, który na wszelkie bolączki miał odpowiedź, czy to zamiast lekarza, czy zanim się do niego człowiek dostał. A teraz? Szkoda gadać.Jak trafiłam na bardziej doświadczoną 'aptekarkę', to mnie próbowała na drogi specyfik naciągnąć, a wcześniej lekarka mamy powiedziała - tylko nie daj sobie wcisnąć x, poproś o y. Zdziwiona była, gdy spytałam, czy y za 3.80 nie będzie miał takiego samego działania, jak to drugie (za 22 zł).
Pomyślałam, że w takiej sytuacji korzystanie z apteki internetowej to wcale nie taki głupi pomysł, bo faktor ludzki nie jest już taki jak dawniej, to i wcale potrzebny nie jest.
Oczywiście mowa o lekach nie na receptę, bo to już całkiem inna historia.