poniedziałek, 23 września 2013

Malowniczo i roślinnie

Upał, a ja chora od tygodnia. Do tego malowanie, o którym wspominałam.
Mamy już skończoną sypialnię i obie łazienki oraz kuchnię. Myślałam, że nasz pokój był najgorszy, bo duperele, książki, biurko itp, ale kuchnia to był dopiero sajgon.
Nawet nie malowanie, ale pranie zasłonek z 4 okien, prasowanie, mycie kafelków, szafek, przekładanie miliona muszli i kamieni, wydawało mi się, że mamy tylko kilka kwiatków, a tu cała masa doniczek mi się w oczach, w jednym miejscu zmaterializowała. Zwątpiłam, że kiedykolwiek to opanuję.
Ale skończyłam, przy wydatnej pomocy małżona, za co go kocham jeszcze bardziej, bo w takich razach pomaga mi bardzo.
Kolor w sypialni doprowadził mnie do rozpaczy, miał być szarawy róż wpadający w lawendę, ale w dzień jest raczej po prostu lawendowy, a w świetle lampek dopiero wpada w taki kolor, jaki lubię.


Na zdjęciu jest dopiero intensywny, ale aż tak nie wygląda, lampa go wzmocniła. Tak czy tak, nie lubię takiego koloru i nie taki miał być. Nic to, jakoś się przemęczę te dwa lata.
Kuchnia miała być łososiowa i jest, nawiasem mówiąc, stąd do Was teraz nadaję :-)



Inaczej wygląda w słońcu, inaczej wieczorem, co oczywiste, ale zawsze ciepło i słonecznie, o co chodziło. Pasuje do mebli brązowych i do zielonego kredensu, który stoi obok stołu.

Najważniejsze, że jest czysto.
To chyba ostatni rok, w którym dobieram kolory, następne malowanie to już będą tylko jakieś kremy i ecru, magnolia - swoją drogą chyba najlepszy, najbardziej popularny i najczęściej kupowany kolor wszech czasów (bardziej mi się podobało, kiedy prawidłowo było pisać wszechczasów).
Za dużo stresu z tymi kolorami, czy będą takie jak chcę, czy inny odcień? I jak żyć z takim, który mi nie pasuje? Wiem, są próbki, ale Crown ma je dosyć drogie.

U nas dzisiaj letnia pogoda, ostatni zbiór bobu. Będę jeść i czytać nową powieść Chmielewskiej 'Zbrodnia w efekcie', zawsze mi się z nią bób kojarzy, odkąd się dowiedziałam, że obie uwielbiamy go jeść.


Kabaczki w tym roku piękne, ale jak dla mnie mało, bo lubię


Szczególnie z indyczą piersią, pomidorami, cebulą i dużą ilością ziół, dodaję też ze dwa jabłka, takie to letnie danie, najlepsze w towarzystwie gnocci czy też swojskich kopytek.

Wcześniej pokazywałam Wam ogórki, jakie to piękne w tym roku mieliśmy, pierwszy raz takie. Zimno było na początku lata, więc małżon trzymał je w domu 'od ziarenek'. Miałam oranżerię przez miesiąc, haha. Trzy okna całkiem zarośnięte zostały. Ale ogórasy jak marzenie






Na dziś to tyle, idę dalej chorować kurczę. Gardło boli, kaszel, słabizna, a jeszcze wiadomości z Polski nie za dobre, więc tym bardziej mnie rozkłada, bo mi ze stresu odporność spadła. Mówię wam, podłość ludzka nie zna granic, jak się człowiek juz z tym zetknie, to z podziwu ciężko wyjść, jak to jest, że niektórzy wstydu całkiem nie mają na to, co robią.