środa, 5 stycznia 2011

Nie zginaj karku, była kiedyś taka piosenka na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Zadziwiająco aktualna, haha

Powrót do pracy, po tak długiej przerwie jest bolesny. Nie lubię urlopów, bo pozostawiają po sobie melancholię i tęsknotę za czasem wolnym i beztroską. Złudne to, bo wcale nie jest tak bezproblemowo na wolnym, człowiek sobie zawsze znajdzie coś do przeżywania i rozdarcia wewnętrznego, żeby nie było tak słodko. Ale wrażenie pozostaje takie, że było super. A tu jeb w łeb, wracasz i wszystko zaczyna się od nowa. Porypana na głowę managerka wprowadza atmosferę pełną napięcia, nikt się nie odzywa, patrzą ludzie w punkt na ścianie i modlą się o jej wyjście 'służbowe' z biura, albo o koniec dnia pracy. Kiedy coś powie 'dowcipnego', wszyscy się śmieją zbyt głośno i zbyt gorliwie, ja też, bo mi w ten sposób puszcza stres. A najśmieszniejsze jest to, ze ja nawet nie wiem, czego oni wszyscy, włącznie ze mną, się boją? Fakt, że jest wpływowa, że może zaszkodzić, że ma coś z głową i nigdy nie wiadomo kto i za co jej się narazi, ale ja narazie jestem u niej na topie. Znam natomiast tych, którzy tez byli, a teraz są na dole jej listy notowań. Bo łaska pańska na pstrym koniu jeździ, wiem o tym doskonale i nie łudzę się, ze będę dla niej atrakcją długo. I już widzę, w oczach tych wszystkich zastraszonych i zahukanych pracowników, co będzie ze mną. Chyba, ze nabiorę do tego dystansu i się jakoś odnajdę. A pomaga mi w tym taka historia jak ta, dziś o tym usłyszałam i jestem w szoku. Nie wiem, czy pamiętacie, jak opowiadałam o kobiecie w nieustannej depresji, której jakieś pół roku temu pomagałam. Całe życie była nieszczęśliwa, pół życia chora z żalu i jedynie zaleczana na chwilę. Niedawno okazało się, że ma raka, jakby jej innych nieszczęść było mało. Myślałam, że da radę, bo była dobrej myśli, ale okazało się, że jednak nie, że to tylko kwestia czasu. I wczoraj przyszedł do naszego biura facet, który opiekuje się czasem jej psem z prośbą, żeby go moja managerka wsparła w kampanii ratowania psa tej kobiety, która to stwierdziła, ze skoro wyrok na nią jest już wydany, w testamencie prosi tego człowieka, żeby po jej śmierci zabrał psa i.... go uśpił u weterynarza, że ona na to przeznacza pieniądze, które będą tam i tam i on je dostanie w odpowiednim czasie. Paradoksalnie dla tego psa jest dom, a nawet kilka. Chcą go wziąć jej przyjaciele, chce ten facet, a ona nie i nie. Dlaczego? Kiedyś z nią rozmawiałam o tym psiaku i powiedziała, ze on miał ciężkie życie, był bity, przybłąkał się do niej, wyleczyła go, ale ma ADHD psie i wieczny głód atencji, co według niej jest męczące i nikt tego nie będzie znosił, więc może być tak, że znowu będzie dotkliwie karany i dlatego taka decyzja. Ten pies jest po prostu bardzo energiczny, ja mam takiego samego. Ten mężczyzna wyprowadza go i nim się zajmuje od lat i zna go doskonale, więc nie byłoby to dla niego jakieś szczególne zaskoczenie, gdyby go miał po jej śmierci, ale ona i tak uważa, że ma racje i jej decyzja jest ostateczna. Czy ma prawo skazywać pięcioletniego psa na uśpienie? Co bardziej nurtujące - jak ona się czuję z takimi decyzjami, dotyczącymi tego, co po jej śmierci? Jak można żyć ze świadomością odchodzenia? Wiem, że w każdej chwili możemy odejść z tego świata, ale ja wolę nie wiedzieć, kiedy? A ona chyba wie z dosyć dokładnym przybliżeniem.
Strasznie mnie ta podsłuchana niechcący rozmowa przygnębiła. Rozejrzałam się po zastraszonym dworze i pomyślałam - o co my tu wszyscy tak tyłkami trzęsiemy, tam kobieta umiera, na jej psa wydano wyrok, a my tu mamy zmartwienie, co jakaś porąbana baba z nami zrobi. A co ona tak naprawdę może? Nic, jedynie smrodu, moim zdaniem w sumie nic nieznaczącego, narobić. W obecnym klimacie ekonomicznym, praca nawet taka, to skarb, więc nikt się nie wychyla.  A całkiem możliwe, ze jakby człowiek przed nią staną z podniesionym czołem, a nie służalczo zgiętym karkiem, to by się wycofała, tacy ludzie tak mają. Tylko trzeba w sobie taką perspektywę spojrzenia na ten problem-nie-problem odnaleźć.
Ale jaja, odnalazłam tę piosenkę na You Tube, tam jest po prostu wszystko !!!

3 komentarze:

  1. Wspólczuje tej umierajacej kobiecie, ale przeraza mnie jej decyzja w sprawie psa. Moze to taka jej zemsta na nim za jej umieranie? Tak czy siak jest okrutna i tyle......

    OdpowiedzUsuń
  2. kathryn - strasznie okrutna, nie moge sie pogodzic z tym, ze sie tak upiera. Az mi to przeslanie jej wlasna tragedie, chociaz niby czlowiek wazniejszy od zwierzaka, ale okazuje sie ze dla mnie interesy obu sa na rowni

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak.... masz racje....nasze czlowieczenstwo okresla sie naszym stosunkiem do przyrody, czyli rowniez do zwierzat. Czlowiek powinien w godzinie smierci tymbardziej dazyc do zrobienia czegos dobrego, a nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.