sobota, 26 marca 2011

Bułki z serem jak syreny, lodówki się czasami zatrzaskują, a Śniadanie musiało poczekać

Tak się wczoraj fizycznie spracowałam przy sprzątaniu, że wieczorem już całkiem zaniemogłam. Kręgosłup daje mi się we znaki.  Przy życiu trzymało mnie to, że czekała mnie sobota, Drugie Sniadanie Mistrzów rano, potem przygotowania do obiadu, czytanie, Szpital na peryferiach i pod wieczór kolejny odcinek serialu na rosyjskiej Jedynce - Obściaja Terapija (coś jak połączenie Na dobre i na złe z Dr. Housem). Ogólnie laba. Niestety rano okazało się, że muszę jechać po zakupy, bo jakoś nie zauważyłam, że lodówka opustoszała. To znaczy, dla mnie tam bylo pełno jedzenia, ale panowie się ze mną nie zgodzili. Chciał nie chciał, włączyłam nagrywanie Drugiego Śniadania Mistrzów, za nic nie chciałam przegapić tego odcinka, gościem był premier Tusk, chwyciłam siaty w kraty i poszłam dopełnić obowiązku żony i matki.
W Lidlu zaczęli sprzedawać pieczywo pieczone na miejscu. Na samym wejściu wali zapachem chleba z pieca, wszyscy spokojnie wchodzą z wózkami, a jak tylko to poczują, zaczynają na przykucu zapieprzać w tamtym kierunku, waląc wózkami po nogach innych oczadziałych zdążających w tym kierunku.  A zaraz potem, jak tylko naładują pieczywo do torebek (zawsze za dużo, bo wszystko wydaje się pyszne), kurcgalopkiem lecą do lodówek z szynką, pomidorami, serem i masłem. No, chyba, że nakupowali słodkich wypieków, to w stronę kawy, mleka lub herbaty. To jest silniejsze od ludzi. Zachowują się jak Odys wzywany przez syreny na pewną zgubę.  Ja zdaję sobie sprawę z tego i specjalnie idę wolniej, co nie znaczy, że nie daję wieść się na pewną 'śmierć diety', nakupowaliśmy z Wojtkiem różności, a to bułeczek z serem na wierzchu ( nie słodkie, takie do wędliny), a to chleb żytni z ziarnami dyni na wierzchu, a na deser trójkąty z jabłkami i  croissanty z nutellą dla syna, który jak tylko poczuje ten czekoladowo-orzechowy zapach, robi minę malutkiego Wojcieszka i trzeba mu to kupić.
W międzyczasie dostałam telefon od małżona, że się zatrzasnął w lodówce podczas remanentu i nie może się dodzwonić do jego managera, a ja miałam gdzieś numer głównego bossa - HELP, bo zamarznę - krzyczy małżon.. Cóż było robić, przeprowadziłam akcję ratunkową i małżon wrócił na rodziny łono, lekko zesztywniały, ale to akurat w pewnych przypadkach wskazane, haha.
W Lidlu kupiliśmy małżonowi na urodziny, co je ma dzisiaj, drzewo magnolii i inne jakieś zielone, ale polskiej nazwy nie znam. Ta magnolia rośnie na 4 metry, a kwiaty ma jak marzenie, ciekawe, czy się przyjmie?
Po zakupach to już sama przyjemność, prasówka, kawka, filmowanie się, książkowanie, surfowanie po necie, czyż życie nie bywa piękne?

4 komentarze:

  1. Owszem, życie bywa piękne, szczególnie w weekendy.Męża chyba odmroziłaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. książkowcu - tak, ale najpierw go 'wykorzystałam' (podlał kwiaty na zewnątrz :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale jak to brzmi - zatrzasnął się w lodówce :-D
    swoją drogą, to dzięki najwyższemu, że miał telefon
    batumi
    (czy ja już mówiłam, że nienawidzę komentować na blogspocie?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Batumi - tak mi przykro. Na bloxie pewnie jeszcze bardziej. Na blogpsocie nie jest tak zle, jak raz wpiszesz swoje dane w opcji URL, za drugim razem wszystko sie wypelni samo. Moze byc anonimowy tez, wtedy szybko. Albo zaloz konto google, jesli masz wiecej ludzi na blogspocie i bedzie sie wpisywac wszystko samo. Zalozenie konta to moment. Wiesz, wszystko zalezy od przyzwyczajemnia. Ja na przyklad prawie w ogole nie odwiedzam blogow na twojej platformie i dla mnie komentowanie u Ciebie to masakra, bo nie jestem zwyczajna

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.