niedziela, 20 marca 2011

Przeżyłam pierdzenie, wizyta córki niestety zakończona, a dotarcie na egzaminy stało pod znakiem zapytania

Wyjazd po syna, w dużym stresie i strachu, zakończył się szczęśliwie. Z hukiem zajechałam pod dom i miałam ochotę się upić. Hałas w samochodzie był straszny, a do tego odebrany z dyskoteki wraz z synem jeden z kolegów, gadał non stop, w ogóle mu się buzia nie zamykała. Żałowałam, że nie mam słuchawek na uszach, takich bez niczego, głuchych, jak ci, którzy pracują w szkodliwych warunkach i nasileniu hałasu. Bałam się jednak zatkanych uszu, bo nasłuchiwałam, czy mi coś jeszcze nie odpada, czy ten dźwięk się nie zmienia na bardziej niepokojący.
W drodze zrobiłam z siebie idiotkę, dobrze, że nikt nie widział. Była pełnia księżyca, dawał światłem przez okna na przestrzał i odbijał się w krzaczorach po lewej stronie samochodu. A ja myślałam, ze samochód mi się zapalił. Zaczęłam się oglądać, zatrzymałam, biegałam wokoło, szukałam gdzie ogień. Dopiero się po chwili zorientowałam, że to 'łysy' takie złudzenie daje.
Ulżyło mi, ale niepokój pozostał.
No, ale dojechałam, samochód czeka teraz na części i naprawę. A ja mam egzaminy w poniedziałek i muszę się jakoś dostać do Letterkenny. Znalazłam podwózkę, mam nadzieję, że się kobieta nie spóźni i że ja będę na czas na miejscu. Ona jedzie do siebie do pracy, więc nie ma ciśnienia, a ja muszę być na 9 z minutami.
Ale to wszystko to nic. Córka była na weekend. Nie widziałyśmy się miesiąc. Wyjechała, a ja jak zwykle się spłakałam w ukryciu. Nie lubię, kiedy odjeżdża z powrotem do Dublina, chociaz powinnam była się już przyzwyczaić, przecież to koniec 3 roku studiów. Ale nie bardzo, normalnie mnie serce boli, kiedy ją żegnam. Co to bedzie jak syn wyjedzie na studia? Nie chcę o tym nawet myśleć. Strasznie kocham moje dzieci, ale jednocześnie wiem, że muszę im pozwolić wyfrunąć z gniazda. Wszystkie mamy i ojcowie, posłuchajcie mojej rady - ceńcie każdą chwilę spędzoną z dziećmi, bo one będą z Wami tylko kilkanaście lat, może ze 20. Potem to już tylko goście w domu. Ech, życie

6 komentarzy:

  1. Oj tak.. to mądre słowa.. Tak chcemy, by nasze dzieci były wieksze, samodzielne... Ale gdy to natępuje wolelibyśmy by jednak czas zatrzymał się na chwilkę.. by miały trzy latka i całym ich światem bylibyśmy my...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem Cię jak nikt; dwaj synowie już odfrunęli, została jeszcze córcia. Myślałam, że będę mieć więcej czasu na czytanie, a tu nic. Pracoholik zawsze coś sobie znajdzie do roboty i jest to niezależne od stadka, którym się opiekuje. Trzymam kciuki za jutrzejszy egzamin i pochwal się wieczorkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani M - ja nie moge oglądać zdjęć spokojnie, bo przypominam sobie, jak chciałam, zeby dzieci już były duże, bo sobie fizycznie nie dawałam rady. Teraz wiem, że trzeba było wiele rzeczy odpuścic, żeby być więcej z nimi, bo nikt nie pamięta, czy ja tam kiedyś posprzątałam łazienkę, ale wypad nad jezioro wspominamy wszyscy

    OdpowiedzUsuń
  4. książkowcu - dzięki za kciuki, pochwalę się. Dobrze, że jeszcze jedno pisklę masz w gnieździe :-)
    Do rosyjskiego wpisu na notatkach dodałam na dole piosenkę ulubioną, znasz ja?

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja jeszcze żadnego własnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. silka- na wszystko przyjdzie czas

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.