poniedziałek, 11 kwietnia 2011

O czym szumi damska torebka

Pakując się dzisiaj do pracy, zadumałam się nad moją torebką. Czy ty naprawdę nie możesz mieć mniejszej? – zapytałam siebie w duchu i zaraz się usprawiedliwiłam – za stara jestem na zmiany, widocznie taka moja natura.
O dziecka lubiłam duże torebki.  Moje koleżanki, uczesane w warkoczyki, odziane w sukienki i białe podkolanówki, nosiły w zgięciu łokcia różowe maleństwa, a ja posuwałam po mieście, w ślad za rodzicami, z dziecięcą walizeczką, a w niej książka z bajkami, garść długopisów i ołówków, nie wiedzieć, czemu nożyczki i tysiąc innych szpargałów, w zależności od chwili – a to sztuczne pieniądze z ‘Małej Poczty’ (dla małych dziewczynek, które marzą o pracy w tej instytucji, wydano dziecięcą wersję dorosłej – druki, pieniądze, pieczątki, przelewy, znaczki, koperty, pocztówki itp.), szydełko i kłębek wełny, bo strasznie chciałam się nauczyć robić półsłupami spódniczki dla lalek oraz notesy, bo obok innych skrzywień uwielbiałam materiały biurowe. Nawet mnie kiedyś zatrzymali na lotnisku, bo mama w ferworze pakowania swoich walizek nie sprawdziła, co ja nawkładałam do mojej. Tak dzwoniło, że się całe komando antyterrorystyczne zleciało (był to czas, kiedy chętnie porywano samoloty w celu ucieczki na zachód, wiem, że niektórym trudno w to uwierzyć, ale nie mieliśmy w domu na stałe paszportów i nie było jeszcze na świecie Ryanaira). 
   -   Pokaż dziewczynko, co masz w tej walizeczce – powiedział sympatyczny pan z obłudnym uśmiechem, ale żelaznym uściskiem, całkiem jakby się spodziewał, że dziecko odziane w kożuch z Zakopanego (byłam w nim trzy razy większa niż w rzeczywistości), ma pod nim bombę i jest zamachowcem samobójcą. Nie miałam oporów przed pokazywaniem zawartości, a tam ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich z moją mamą włącznie, leżały sobie oprócz wszystkich wymienionych wcześniej rzeczy, nie jedna para nożyczek, ale trzy – gigantyczne nożyce (musiałam je włożyć na wierzch i na ukos), a do tego średnie i małe. I jak tu wyjaśnić panu oficerowi, że dziecko ma fazę na narzędzia ostre? Puścili nas, ale nożyce poszły do kosza i nigdy już ich nie zobaczyłam. Tęsknię do dziś.
Moje torby zawsze były nie tylko duże, ale również pełne i ciężkie. Mąż nazywa je do dzisiaj granatnikami.  Mam taki imperatyw, żeby natychmiast zapełniać wolne przestrzenie, i w domu, i w torebce. Jak mam jakiś wolny kąt, to zaraz stawiam tam lampę, stoliczek lub regalik na książki. To samo z torebkami – żeby miała sto kieszeni, dla każdej znajdę przeznaczenie. Na dodatek lubię mieć wiele rzeczy przy sobie.  I tak, w mojej torebce zawsze mam, poza oczywistymi rzeczami jak klucze do domu, portfel, okulary i kosmetyki - specjalną saszetkę na drobiazgi takie jak leki, ołówek do oczu, do ust, lusterko, plaster z opatrunkiem i miliony innych maleństw; szczotkę do włosów, bo przy takich wiatrach jej brak to masakra; plastikowy pojemniczek na herbaty (przeważnie owocowe), bo w pracy mamy tylko Lyons, a dla mnie to za mało; słodzik do napojów gorących, bo się boję, że gdzieś nie będzie, a lubię jednak słodkie; długopisy i czarnego Moleskina na notatki ‘na zawsze’, czyli nie terminy, bo na to mam oddzielnie kalendarzyk, ale na cytaty, przepisy, książki do kupienia, filmy do obejrzenia, a od tyłu na terminy zasłyszane, przeczytane lub nowe słówka przydatne tłumaczowi. Do tego jednorazowa maska w przypadku potrzeby wykonania sztucznego oddychania obcemu na ulicy, obrazek świętej, który mi się spodobał w kościele, klucze do sali polskiej biblioteki, do szafy polskiej biblioteki, do domu koleżanki, bo czasem wykonuję dla niej prace zlecone i muszę mieć dostęp. Ponadto USB memory key, mp3 i słuchawki, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę mogła posłuchać audiobooka, zawsze mam ze sobą książkę, którą aktualnie czytam, w zimie rękawiczki, w lecie okulary przeciwsłoneczne, pudełeczko z dwoma pomadkami, czasem krem do rąk, bywa, że perfumy, kiedy wiem, że mnie długo w domu nie będzie; zawinięte w woreczek plastikowe sztućce na wypadek konieczności jedzenia poza domem (w markecie można kupić sałatkę, bułkę i szynkę, albo sałatkę owocową, ale sztućców nie dają, o czym się boleśnie kilka razy przekonałam), nie chcę jeść w Fast foodach, muszę więc nosić ze sobą ‘oprzyrządowanie’. Mam też zawsze paczkę chusteczek i kilka nawilżanych pakowanych pojedynczo, a ponieważ przezorny zawsze ubezpieczony, mam też sprytnie zwiniętą dużą torbę na zakupy (takie maleństwo zapięte w mały tłumoczek, a jak się rozłoży, to pół Tesco można tam spakować). A w bocznej kieszeni – komórka. Ufff. To jest moje absolutne minimum, które targam ze sobą dzień w dzień. Sama się zdziwiłam, że tyle tego.
Wiele razy chciałam zaprzyjaźnić się z maleńką torebeczką, ale kończyło się na tym, że nosiłam ze sobą dodatkowo reklamówki, a to już był obciach. Kilka razy zrobiłam też czystkę i powyjmowałam rzeczy, które uznałam za nieprzydatne, ale zaraz tego samego dnia okazywało się, że właśnie te wyjęte, były mi niezbędne. Przestałam walczyć.  W końcu torebka podobno świadczy o naturze kobiety, a tej nie zmienisz, choćby nie wiem, co.  I tak jestem dzielna, nie noszę już nożyc.  

26 komentarzy:

  1. Żartujesz chyba ? :))) ja nawet tyle rzeczy nie zabieram na urlop :))
    Moje minimum to klucze (fakt że i do rodziców i do teścia i nawet do babci), papiery do auta, portfel, karty, komórka, mp3, torba na zakupy zwijana w saszetkę, perfumy, grzebień i koniec. Nigdy natomiast nie miałam malutkiej torebki, bo pewnie bym ją zgubiła :) Moje torebki z reguły muszą mieścić format A4 (na wszelki wypadek ;)) tak mi zostało od czasów naukowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sempeanko - to wcale nie masz tak bardzo mniej, haha. Torba duża, bo też nie lubię maleństw, ale to nie znaczy, ze wypchana w pełni, raczej rozmiar potrzebny mi do poczucia, że zawsze w razie czego jest miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze lepiej mieć niż nie mieć. Też lubię być dobrze zaopatrzona, choć aż tyle to nie noszę, bo nie udźwignęłabym ;-) Z rzeczy nietypowych to mam małą latareczkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnesto - mała latareczka, hmmm, dobry pomysł. Jeszcze ktoś powiedział, ze nosi maly, wielefunkcyjny scyzoryk, to już w ogóle czad, chyba sobie taki sprawię

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezła jesteś. U mnie wszystko zależy od tego, gdzie idę i na jak długo. Zawsze, ale to ZAWSZE mam pomadkę ochronną i chusteczki higieniczne. Bez tego nie ruszam się nawet do osiedlowego sklepiku rano po bułki:)
    A torby też mi zawsze się podobały raczej duże...

    OdpowiedzUsuń
  6. Kaśka, zmiatasz wszystkich w konkurencji, jestem pewna :D Kobieto! Ja na wakacje tak nie jeżdże z takim ekwipunkiem hihihi:D genialny tekst, przetłumaczę mężowi:D
    I co ja mam powiedzieć? W torebkach mam bardzo mało rzeczy bo zawsze zapominam włożyć. a jak coś włoże to zaraz upaćka mi się torebka, coś rozwali...i na dodatek nie umiem się tym przejąć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ulu - ja też nie ciągam walizy na imprezy, wtedy mała torebunia z pieniędzmi, komórką i pomadką. Ale na co dzień trzeba być zawsze przygotowanych na wszelkie ewentualności

    OdpowiedzUsuń
  8. Moniko - do ciebie to raczej ozdobne plecaczki pasuja, Ty wciąz w podrózy, a tam dodatkowo jeszcze oddzielna kieszonka na książkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale się przy okazji pochwalę- w wieku 27 lat nauczyłam się nosić błyszczyk do ust i małe lusterko w torbie. O ! Postęp. Reszta chyba niedowyuczenia..

    OdpowiedzUsuń
  10. Monika - wraz z dziećmi przyjdzie ci nosić taką ilość rzeczy przy sobie, że jeszcze się nauczysz wypychać torebkę, haha. Jakby co, to ci trening urządzę

    OdpowiedzUsuń
  11. ooo,ja tez uwielbiam torebki i torby i zawsze coś do nich wrzucam i później znajduję różne skarby. A dzisiaj mam ze sobą mp3, komórkę, balsam do ust,drewniana łyżeczka (do jogurtu), dwie książki ("Obsoletki" i "Wylinki") organizer, notesik do cytatów i myśli, które mnie nagle nachodzą,a zapisać je gdzieś trzeba, USB, kabelek do mp3 do ładowania, mała figurka buddy, drewniana lokomotywa, 3 długopisy, portfel, dokumenty, krem do rąk,pudełeczko z tabletkami, chusteczki, pinezki (nie wiem skąd one się wzięły...hmmmm)zestaw słuchawkowy do telefonu i..miotełkę do kurzu (nie pytaj...)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mag - czuję się pokonana - dwie książki, drewniana lokomotywa i miotełka - zaimponowałaś mi, szczególnie tą lokomotywą, haha

    OdpowiedzUsuń
  13. To masz naprawdę wieeeelką torebkę z naprawdę wieloma skarbami! :) Szkoda, że nie zrobiłaś zdjęcia, ale sam opis jest wystarczający by sobie to wszystko wyobrazić! :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Aj i dziękuję za dodanie do linków, to naprawdę bardzo miłe :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, pozwolisz, żebym i ja sie pochwaliła swoją zawartością torebki-ratowniczki życia, choć jestem tylko anonimem/ką? Dziękuję.
    Otóż, zwykle w torebce na długim pasku noszę kamień wielkości pięści na wypadek gdyby mi ktoś na mojej drodze fałszywie zabuczał. Rozhuśtuje sobie torebkę podpatrzonym ruchem miotacza młotem i celuję. Jak nie trafię, nie trafiam, bo i nie o trafienie chodzi, to rzucam kamieniem za siebie, przez lewe ramię i uciekam. Biegnę wtedy jak dlugodystansowiec, lekko, łatwo, z kobiecym wdziękiem wbijając szpilki w murawe...bo pozbylam sie ciężaru. Unikam tunelów bo kamień może wrócić do mnie jako rykoszet. Nie chcę nikogo trafiać kamieniem, nawet siebie. Podpadnięty za buczenie w zasadzie też ucieka ale w przeciwnym kierunku. I całą sprawę mogę potraktować z przymrużeniem oka.
    Pozdrowiam nosicielki 'życiowych bagaży' małych lub dużych.

    OdpowiedzUsuń
  16. No, dawno się tak nie uśmiałam:)))) Tekst super! A ja właśnie noszę małą torebkę, bo z dużą wyglądałabym jak słoń, nie obrażając nikogo (małą wagę i wzrost mam). Pozdrawiam;))

    OdpowiedzUsuń
  17. pandorciu - takie mnie lenistwo opanowałao, że mi się nie chciało zdjęcia zrobić. Ta wiosenna zmiana na mnie tak działa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. mamurda - to ja całkiem odwrotnie, z małą torebką wyglądam raczej komicznie, bo i wysoka, i niestety ciężkawa jestem. Witaj

    OdpowiedzUsuń
  19. A to ja sobie tutaj pozaglądam, bo już coś poczytałam i czuję niedosyt.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zośka - witaj u mnie, miło mi Cię gościć

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale zapomniałam dopisać, że w tej mojej małej też znajduję cuda na kiju:)))

    OdpowiedzUsuń
  22. mamurda - ale zaloze sie, ze lokomotywy, jak Mag, nie nosisz, haha

    OdpowiedzUsuń
  23. Zglaszam swoja obecnosc, od jutro zaczynam czytac twojego bloga od samego poczatku.
    Sadze, ze w przyszlym tygodniu bede juz na biezaco.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ataner - witaj u mnie, ja też do Ciebie od czasu do czasu zaglądam poczytać o USA, gdzie spędziłam pół roku z wizytą, ale niestety zwiedziłam tylko tyle, co wokół Północnej Karoliny. Lubię twoje opisy.
    Jeśli idzie o bloga, wcześniejsze moje wpisy są na Bloxie, adres w zakładkach z lewej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.