Córka specjalnie pruła wczoraj w nocy z Dublina, zeby zobaczyć debiut sceniczny mojego dziecka drugiego, czyli jego pierwszy koncert festiwalowy. Zabrzmiało poważnie, ale festiwalem nazywamy tu letnie tygodniowe imprezy plenerowe w niemal każdym miasteczku w Irlandii, bo co jak co, ale oni tutaj to sa mistrze w urządzaniu takowych. U nas na przykład jest dosyć znany Międzynarodowy Festiwal Mary of Dungloe. Polega on na tym, że przyjeżdzają dziewczyny zewsząd, konkurują urodą, a inni mają luz i piją do upadłego oraz słuchają muzyki na ulicy, w pubach, gdzie się da. No, ale nie o tym miało być.
Syn nie zagrał, bo leje od dwóch dni i się nie zanosi na przestanie. Coraz gorzej właściwie. Ale pech.
A my od rana, żeby go wesprzeć duchowo, piekłyśmy, gotowałyśmy i oczywiście przy tym sobie gawędziłyśmy. Lubimy tak.
Dzisiaj przypadkowo wyszedł nam dzień irlandzki. Najpierw napiekłyśmy mistrzowskich sconesów Misi, z malinami tym razem. Potem pełnoziarniste męża, a jak już byli i tak uwaleni w mące i piekarnik chodził, dorobili jeszcze soda bread (chleb na sodzie, specjalność tutejszych gospodyń)
Tutaj całość wypieków z coraz piękniejszym storczykiem, któremu przy każdej okazji robię zdjęcia bo cieszy oko jak nie wiem.
Wieczorem przyjechał jeszcze-nie-zięć i przywiózł homary, czyli po tutejszemu lobstery. No i się zaczęło.
Lekcja jedzenia, walenie młotkiem w skorupę, wywlekanie mięsa i nie chcę wiedzieć czego jeszcze, odpadłam. Musiałam wyjść, bo bym zwymiotowała. Siedząc w pokoju słyszałam jak mlaskają i wysysają.
Oni uważają, że mieli ucztę nad ucztami. No cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Sconesów nie lubię, chomarów bym też nie tknęła, nie wiadomo jak to jeść jak się zabrać i ssać, wyssysać, oj nie dla mnie. Ale powiem , Kasia, co to jest te fioletowe? owocowy shake? Zmielone jagody z jogurtem? bo mi slina leci..taką mam chcicę na jagody..mam nadzieje, że to nie świeczki ozdobne bo padnę nad własną głupotą..
OdpowiedzUsuńMonika zaskoczę cię, zdjęcie jest zrobione zaraz przed nakryciem stołu do obiadu i w szklankach jest chłodnik (taki z botwiną), tylko że tym razem bardziej rozdrobiony i podany jak napój do młodych ziemniaków z sadzonym jajkiem. Rysiek lubi przystrajać kwiatami :-)
OdpowiedzUsuńOjej, to chłodnik! Ddekoracja super. Ale i tak na jagody mi smaka narobiłaś, thanks:D
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja jeszcze chyba homara nie jadłam :)
OdpowiedzUsuńI po tym opisie chyba sobie przypomniałam dlaczego :)
Miłego dnia!
Ja nie jadam nic co ma oczy i patrzy na mnie za stolu.
OdpowiedzUsuńNatomiast scones'a bym przegryzla :)
iw - ja w ogóle z sea food lubię jedynie kraby i maleńkie krewetki z sałatą, a i bez tego w sumie mogłabym zyć
OdpowiedzUsuńMagda - dla ludzi tutaj kiedyś to nie byl rarytaś, a jedzenie które mogą sami złowić/upolować. Oczy ma, też mnie to zniechęca. Ja coraz mniej już mięsa jem
OdpowiedzUsuńDużo taki krab ma mięska do pojedzenia?
OdpowiedzUsuńU mnie w domu taki obiad odpada. Moja córcia uwielbia książkę "O krecie i rakiecie", gdzie krecik zaprzyjaźnia się z krabem. Nigdy by mi nie wybaczyła takiego krabobójstwa... :) Szyneczkę czasem jada i inne mięsko, ale nie zdaje sobie jeszcze na razie do końca sprawy z pochodzenia i sposobu pozyskiwania tegoż wiktuału...
krab głównie ma mięso na szczypcach i tak się je najchętniej podaje nazywając Crab claws. W sosie smietanowym z czosnkiem i garlic breadem, czyli chlebem zapiekanym z czosnkiem.
OdpowiedzUsuńChylę czoła przed Waszymi pogaduchowymi wypiekami :)) a homar jak z obrazka ;P
OdpowiedzUsuńAuroro - podaduchowe wypieki są najfajniesze, bo mają dodatkową przyprawę - te pogaduchy od serca z najbliższą osobą czyli córką
OdpowiedzUsuńU nas tez w weekend lalo niestety :(
OdpowiedzUsuńA z owocami morza to jest ten wlasnie problem, ze trzeba sie nameczyc i spojrzec w oczy co niektorym osobnikom zanim sie bo skonsumuje. Ja miesa wogole nie jadam ale owoce morza po prostu uwielbiam :)
hundredacrewood - ja niestety na granicy obrzydzenia. Jednak to nie my cup of tea
OdpowiedzUsuń