Takie oto dwa ziemniaczki wyhodował Małżon, jeden wygląda jak facet z kulfonem, a drugi jak baba z piersiami, posadził je obok bratków na doniczce i mówi, że teraz żyjemy z rodziną ziemniaków w jednym domu. Potem się śmialiśmy, że jak jest więź między panem a psem, to są do siebie podobni, a że Małżon ma więź ze swoim ogrodem, to nawet ziemniaki się do nas upodabniają.
Głupie je było zjeść, ale musieliśmy, bo by nam zaśmiardły, hehe
Dzisiaj błoga sobota po pracowitym tygodniu. Ja sobie mogę być bezrobotna, ale nie bez pracy, zawsze sobie coś wynajdę. Dzisiaj mam do zrobienia duże tłumaczenie raportu psychologicznego, teraz tylko mała przerwa na kawę i blogowe życie. Mogłabym tak na życie zarabiać, tłumaczyć w domu na full time, ale żeby z tego pieniądze były.
Pogoda u nas dzisiaj ładna, ale ostatni tydzień był niezwykle deszczowy, jesień przyszła nieodwołalnie i nic się na to nie poradzi, oj coś czuję, że w tym roku nieźle nam pogoda da popalić.
Znajomi w Warszawie, już dali znać, że doszła do nich dla mnie długo poszukiwana książka od ulubionej księgarki (już na emeryturze), kochana kobieta wynalazła ją dla mnie, nie wiem gdzie? A poza tym od Kaliny dotarły filmy prezent urodzinowy, nie wiem, jakie, ale z tego, co pisała - świetne (rosyjskie). Tak się cieszę, nie mogę się doczekać. Od innej blogowej koleżanki Gosi dostałam inne, też rosyjskie, już sobie szykuję wieczorek, nie ma to jak ulewa za oknem i fajny rosyjski film na odtwarzaczu. Jak ja Wam się dziewczyny odwdzięczę?
A poza tym, jak zwykle o tej porze, dopadła mnie grypa żołądkowa. Jak tylko ludzie zaczynają się skarżyć na mulenie w brzuchu, to ja oczywiście załapuję to w pełnym wymiarze symptomów, szczegółów Wam oszczędzę. W każdym razie jeden dzień i pół drugiego z życia wyrwane.
No, ale już lepiej, do następnego razu.
Szkoda mi tylko, ze kasy brak i nie dam rady pojechać w najbliższym czasie do Misi do Dublina, taką mam ochotę na Yamamori i ich japońskie jedzonko, na wizytę w Chapters, na kawę w Starbuks. A przede wszystkim na czas spędzony z córką, ale w tym roku chyba sobie odpuszczę. Miałam też nadzieję na wizytę na targach książki w Krakowie, też mogę zapomnieć. Samolot, zakwaterowanie w Krakowie, za dużo by to wyszło, nie tym razem. Niestety. A tak mi się marzyło. Ech.
Wiesz co, jak wygram w totka to Ci coś uszczknę ;)
OdpowiedzUsuńParka z tych ziemniorów jak się patrzy ;-P ciekawe jak będą wyglądać ich dzieciaki ;-P
Aurora - to trzymam za słowo i śledzę wygrane totkowe w Polsce :-))
OdpowiedzUsuńZiemniaki wymiatają! Pogratulować ogrodnikowi... :)
OdpowiedzUsuńTak czasem bywa, że trzeba przełknąć ograniczenia wynikające z braku możliwości - na pocieszenie napiszę, że chyba większość z nas zna ten temat od podszewki... :/
Pozrawiam, głowa do góry!
Barbapapa - Och, ja wiem, że nie jestem wyjątkiem i wiele osób ma tak samo. Niestety
OdpowiedzUsuńZiemniaki the best i to tak w doniczce, pierwszy raz widzę :))
OdpowiedzUsuńKalino - on nie urósł w doniczce, w ogrodzie, małżon go tylko posadził, w sensie usadowił na bratkach, żeby oko cieszyły
OdpowiedzUsuńNo to kanibale jesteście.:)
OdpowiedzUsuńTargi w Krakowie? A może jednak?
książkowcu - kanibale ziemniaczani, haha. Jeśli idzie o targi w Krakowie, ja bym tam piechotą szła, ale z kasą krucho
OdpowiedzUsuńksiążkowcu - dodam tylko, a propos targów, że termin niefortunny na loty, po tam tanio, a z powrotem drogo, bo to po Wszystkich Świętych i spodziewają się wielkich powrotów. Ech
OdpowiedzUsuńU nas tez jakas kumulacja "lotkowa" chyba 10 baniek:) Ehhh tez mi sie marzy kasa, bo ...lepiej nie mowic. Jak tylko wygram zaraz sie dziele z Toba i lecimy w swiat:)O matko, znowu ten profil:) Pozdrawiam cieplo, chociaz za oknem zamiast wiosny, jesien.
OdpowiedzUsuńKasiu, to już nie narzekam, że mam daleko, jeśli to tylko 180 km. Myślę nad środkiem transportu. Samolot odpada, bo waga książek ... Oczywiście żartuję. Ale marzę i już tam jestem myślami. Nawet nie o sam zakup nowości chodzi, bo wcale wiele taniej nie jest, ale atmosfera! Tylu książkochłonów, mądre rozmowy w kolejkach po autografy, zobaczyć na własne oczy tych, którzy tworzą dla nas w pocie czoła... Niezapomniane.:)
OdpowiedzUsuńBuahaha ja to jestem inteligentna nie ma co :) No tak się właśnie dziwiłam jak to możliwe :)))
OdpowiedzUsuńantyczko - profil owszem jest, ale można nawet jako anonim, tylko się na dole podpisać. Chociaż ja zawsze, kiedy widzę anonima, to mi serce mocniej bije, bo nie lubię. Pomarzyć można o podróżach w świat, ale ja, jeśli chciałabym wygrać, to musiałabym poprosić kogoś o kupienie kuponu, bo ja zupełnie nie mam szczęścia do gier losowych, widocznie limit na nie wykorzystałam, kiedy zakładałam rodzinę i teraz już tylko praca i praca, nic za darmo, hehe
OdpowiedzUsuńksiążkowcu - mnie też o to chodzi, zeby się spotkać z pisarzzami i z innymi molami, przecież nie o książki, które można sobie w księgarni internetowej kupić.
OdpowiedzUsuńKalina - faktycznie tak napisałam, ze można było myslec, że posadzone w doniczce, jeśli się przegapiło 'na', ale się mąż uśmiał
OdpowiedzUsuńJa też marzyłam w tym roku o Krakowie. Niby niedaleczko, ale cóż. I Londyn mi się marzy. Co będzie, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńZiemnakowe ludki super, tylko one nie w towarzystwie bratkow, a balsaminków, tak na moje oko... ;-)
OdpowiedzUsuńU nas jesień póki co - złota. Bardzo słoneczny weekendzik był.
pozdrowionka!
silka - jak nie ma jak, to nieważne, czy niedaleczko czy daleczko, nie da się i już. Może w następnym roku?
OdpowiedzUsuńAgnesto - masz rację, bratki są na tyłach ziemniaków
OdpowiedzUsuńRodzina ziemniaków jak żywa :)!
OdpowiedzUsuńŻyję z tłumaczeń od 20 lat.
Tłumaczę dużo i czasem przy tych pisemnych zasypiam ze znużenia.
Ustne to co innego, zepnę się na kilka godzin i wracam spokojna.
Ale samych ustnych jest za mało do przeżycia, więc się męczę tymi pisemnymi.
Marzę o tym, żeby mieć więcej ustnych i nie musieć się przejmować tym, że trzeba odrzucić jakieś pisemne :)
Pozdrowienia serdeczne!
iw - mnie ustne stresują, kiedy na policji albo u lekarza, bo się boję, zupełnie jakby to mnie dotyczyło. Jakoś nie umiem dystansu złapać, chcoiaż teraz już lepiej
OdpowiedzUsuńWow!! Ale śliczne ziemniaczki:))
OdpowiedzUsuńkasandro - ludziki ziemniaczane, aż głupio było zjeść
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja tak samo Testosteron uwielbiam i nie wiem, dlaczego to Lejdis są takie popularne, o nich wszyscy słyszeli, a o Testosteronie to nie za często. O mały włos też bym ten film przegapiła. A umieram za każdym razem, jak go oglądam.
OdpowiedzUsuńBatumi, mnie się Lejdis z tryglogii tej samej pary twórców podobały najmniej, nic na to nie poradzę. Testosteron rządzi. A Idalny Facet dla mojej dziewczyny, chociaż najmniej popularny, dla mnie jest na drugim miejscu, śmieszny i dużo odniesień do życia ówczesnego. Niby w Lejdis tez, ale jednak jakoś mnie drażnił, może po prostu nie jestem kobietą w tym gatunku i stąd ten dysonans?
OdpowiedzUsuń