Ten weekend był cudny. Przyjechała córka.
Byłam u jednego lekarza, który powiedział, że nic mi nie jest. Cud irlandzkiej służby zdrowia polega na tym, że tyle czekamy na wizytę u specjalisty, że się choroby same leczą, haha.
Zadzwoniła do mnie pielęgniarka chirurga i zaprosiła na wycięcie cysty. Ucieszyłam się, mam termin na czwartek, ale problem taki, że jej już nie mogę znaleźć. Pod skórą była, duża i sprawiała kłopoty, ale po miesiącu antybiotyków i kolejnym czekania na termin wycięcia, wchłonęła się. Problem taki, że ona wraca do dwa lata. A i teraz czuję lekki ból w środku, ale cysty już nie. I co ja mam zrobić? Pojadę, ale boję się, że mnie opitoli, że mu tyłek zawracam i z niczym przychodzę.
Ja chcę do Leśniej Góry :-(
Tym razem córka czas spędziła głównie z synem, chociaż udało nam się trochę pobyć razem w sobotę w dzień, wieczorem już wybyłam na imprezkę taneczną, ale o tym w oddzielnym felietonie, bo i tak dla gazety muszę napisać.
Napisałam na blogu książkowym o książkach, których sobie z różnych względów nie kupię w tym roku pod choinkę (jeśli macie ochotę, poczytajcie TU)
Ale mnie córka nakrzyczała. Że jej powinnam była nie mówić, że ma nic nie kupować, ze moje słowa wzięła poważnie (chodziło wyłącznie o książki), a powinna była bardziej znać matkę i wiedzieć, ale ją zmyliłam. No cóż, sama siebie zmyliłam. Okazało się, że mi brak tych emocji czytelniczych, co wybrać, czego oczekiwać z niecierpliwością? I sobie urządziłam seans dwugodzinny buszowania w okładkach, taki erzac.
Dostałam z tego wszystkiego od Kate jedną z tych wymienionych i mi teraz głupio, bo ten post naprawdę nie miał być żebraczy, tylko tak sobie chciałam na sucho powybierać. Jak tylko otworzyłam kopertę i zobaczyłam krwistoczerwoną okładkę i Donoghue na szczycie, od razu wiedziałam, że to TA. Schowałam, zakleiłam, będzie jak znalazł, dosłownie, pod choinką.
Dzięki Kate.
U nas pierwsze zwiastuny zimy, a to grad popada, a to deszcz ze śniegiem. Mam nadzieję, że w tym roku nie bedzie pluchy przez cały czas.
Idę myć łeb, bo znowu jadę do lekarza. Skan brzucha tym razem. Nic mi nie jest, kiedyś trochę narzekałam, ale patrz paragraf pierwszy, diagnostyka choroby dawno zapomnianej trwa. Korzystam jednak, bo nie wiadomo, kiedy znowu się dopcham, a nuż widelec tam coś jednak jest?
No to same dobre rzeczy dzieją się u Ciebie. I tak trzymać! Serdeczności:)
OdpowiedzUsuńwidzę, że służba zdrowia wszędzie jednakowa - ja unikami ich jak zarazy bo jak pomyślę, że najsampierw nie wiadomo jak długie czekanie, potem skierowania do specjalistów na badania do których też bez kolejki „nidyrydy”, następnie oczekiwanie na wyniki, potem znowu do źródła czyli lekarza prowadzącego - to jakoś od razu lepiej się czuję i chyba jestem nagle zdrowa – I TO JEST WŁAŚNIE CUD MEDYCYNY I SŁUŻBY ZDROWIA
OdpowiedzUsuńszpilko - tylko w statystykach nas nie ma. To znaczy jesteśmy - jako zdrowe, haha
OdpowiedzUsuńŁadna lista (obejrzałam ze smakiem), chętnie bym dopisała kilka pozycji... muszę się zdecydować, co wpisać na swoją własną listę "chciejstwa":)
OdpowiedzUsuńCo do wizyt u lekarzy, to musze powiedzieć, że podobnie funkcjonował nasz poprzedni samochód - ulegał samonaprawie przed wizyta u mechanika, Pewnie to złośliwość rzeczy martwych.:)
Serdecznie zdrowia życzę - żeby się to co trzeba całkiem wchłonęło, zniknęło i nie wróciło.Pozdrawiam(a u nas dziś pierwszy śnieg)
Czarny Pieprzu - ja bym tam mogła dopisywać i dopiswyać, haha. Z samochodem to ja tez tak mam, jadę do mechanika, bo mi coś o tygodnia stuka i co? U niego nie stuka, haha
OdpowiedzUsuńOj jak ja tęsknie za dobrą książką... Chyba muszę sobie jakiegoś audiobook'a sprawić, co go będę słuchać przy gotowaniu, pieczeniu i zmianie pieluch :)
OdpowiedzUsuńAl - ja słucham podczas tych prac, więc potwierdzam, ze jest to świetna forma czytania
OdpowiedzUsuńNigdy mnie jakoś te audiobooki nie przekonywały. Jednak co książka w ręku i słowo pisane to zupełnie co innego. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :))
OdpowiedzUsuńTo może jak jesteś już zaprawiona w bojach, to coś mi polecisz? :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio słucham Mankella i jestem zachwycona. Weltbilt sprzedaje audiobooki w dobrych cenach i ma dobre tytuły.
OdpowiedzUsuńU mnie w z zakładce na Notatkach Coolturalnych zawsze jest audiobook, czytam uszami równolegle z innymi książkami.
OdpowiedzUsuń