piątek, 13 stycznia 2012

Garibaldka dobra na wszystko.


Wspomniałam Wam o grach planszowych. Przy okazji przypomniałam sobie o innej ulubionej rozrywce tego typu, a mianowicie o Garibaldce. Jest to pasjans z elementami rywalizacji dla dwóch osób. Nie wiem skąd go znam, dziwne, ale moja pamięć nie zarejestrowała tego. Natomiast pamiętam, jak w nią grałam. 
Z mamą w dużym pokoju, przy niskim stole, siadałyśmy na dwóch fotelach na przeciwko siebie i przy dobrej kawce grałyśmy kilka partyjek.
Potem nauczyłam przyjaciółkę szkolną Kaję. W licealnych czasach trzymałyśmy się razem, kilka razy zamieszkałyśmy ze sobą na 2 tygodnie, kiedy moja mama wyjeżdżała na wycieczki. Siadałyśmy wieczorami na dywanie i do piosenek Bronki Beat oraz Alphaville, rozgrywałyśmy partię Garibaldki. 
Z moją ciocią, kiedy ją wizytowałam w USA. W jej ogrodzie w Północnej Karolinie, w towarzystwie jej psa, owczarka niemieckiego, popijając litry prawidziwej, amerykańskiej lemioniady domowej roboty. 
Z przyjaciółką Beatą, w trudnych dla nas obu czasach, kiedy pieniędzy niet, dół finansowy jak Kanion Kolorado, mężowie w pracy, a my w domu z małymi dziećmi, montowałyśmy obiad z dwóch jajek i sosu pieczarkowego, a potem grałyśmy, a ile było śmiechu!
Ja w ogóle lubię pasjanse, ale układane na żywo.  Mam to chyba po mojej prababci Michalinie (moja córka ma za to po niej imię), pamiętam jak w nieskazitelnie białej bluzce z milionem szczypanek (takie malutenieńkie zakładeczki, sama szyła), z papierosem w fifce przed  moim urodzeniem (tego oczywiście nie mogę pamiętać), a po już tylko z filiżanką herbaty, siadała do stołu i rozpoczynała misterium układania kart. Zapach tasowanej talii, ich wygląd i atmosfera tych wieczorów, na zawsze wryła mi się w pamięć.  Kupiłam taką samą talię, jak ona używała, na szczęście PIATNIK nie zarzuca produkcji starych wzorów, dokładając jedynie nowe. 
To jest talia Liście Dębu

A to komplet kart luksusowych dla Pań, nieco węższych. Swietny pomysł. 

Ja w ogóle lubię pasjanse, a najbardziej układane na żywo. Mam to chyba po mojej prababci Michalinie (moja córka ma po niej imię), pamiętam jak w nieskazitelnie białej bluzce z milionem szczypanek (takie malunieńkie zakładeczki, sama szyła), z papierosem w szklanej fifce, zasiadała do stolu z filiżanką herbaty i kartami i zaczynała misterium ich układania. Zapach tasowanej talii, jej wygląd i atmosfera tych wieczorów pozostaną na zawsze w mojej pamięci. Zresztą mam taką talię jakiej ona używała, na szczeście Piatnik nadal je produkuje. Poza tymi, używam też węższych, specjalnie dla kobiet, specjalna wersja, rónież Piatnik, bo jestem wierna tej firmie, a oni z kolei hołdują również tradycji i nie pozbywają się starych wzorów, dokładając jedynie nowe. W Polsce można kupić je również na Merlinie.

Miałam kiedyś pasjansa w komputerze. Z tym z kolei wiąże się inne wspomnienie - pierwszy w życiu komputer, z wielkim monitorem (takim klockiem) w kolorze szaro białym, myszka z kulką też szaro biała. Siarczysta zima w Polsce, kawa w kubku-filiżance w zielone kwiatki i odkrywanie nieznanego świata komputerowo. Miałam wgranych kilkadziesiąt pasjansów, ale trzeba było sformatować twardy dysk i nigdy ich nie odzyskałam. A takie fajne były i karty można było śliczne wybrać. Nigdy potem już nie miałam takich dobrych pasjansów.


Jeśli macie przyjaciółkę albo dziecko troszkę starsze,  z którymi chcielibyście spędzić miło czas, polecam pasjans dla dwóch osób -  Garibaldkę, jest świetna.


16 komentarzy:

  1. Znam grywali rodzice jak bylam mala a potem Ja z mama tylko
    ze my to nazywamy Galibartek :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwał tak zwał, ale przyjemność ta sama :-)

      Usuń
  2. W czasach studenckich (czytaj - dawno, dawno temu...) grałam, ale bij-zabij nie pamiętam jak. Jednak atmosferę tamtych dni, owszem, wspominam. Czyli masz rację...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, pewnie, że mam. Dwie osoby grają, rozmawiają, co można fajnego wypić (kawę, mocniejszego?), same plusy.

      Usuń
  3. My gramy w tysiaca, a to tylko dlatego, ze w Irl. nie mamy dziadka do brydza, jest nas tylko trzy sztuki:)))Gramy w brydza, jak jestesmy w Polsce- wszyscy w rodzinie mojego meza to karciarze. Czemu nie gramy w garibaldke, nie mam pojecia- porusze dzisiaj temat wieczorem:) Z Piatnika mam w domu Pilsudskiego- piekne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kupiłam córce Piatnika Kraków, bo jeździ tam z jeszcze-nie-zięciem Irlandczykiem i zachwyceni. Ja lubię klasyczne, królewskie
      Grania w brydża ci zazdroszczę, ale to chyb już mówiłam

      Usuń
  4. Naukładałam się tych pasjansów "na żywo" w czasach licealnych i studenckich całe mnóstwo - strasznie lubiłam karty. Zasad garibaldki natomiast nie znam... Jak to się stało? Mama rozkładała swój pasjans z dwóch talii w jednym pokoju, a ja ze swoich kart w drugim... buuuuu... muszę jej powiedzieć co nas ominęło :) Garibaldka kojarzy mi się natomiast, albo z jakimś filmem, albo z książką... ale z jakim nie mam pojęcia... Może ktoś pomoże?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie kojarzy ci się z Giuseppe Garibaldim, włoskim dziewiętnastowiecznym politykiem i słusznie, bo podobno on w to grywał

      Usuń
  5. Jako młode dziewczę grałam nałogowo w Sałatę - to taka odmiana remika (chyba). Uwielbiałam tą atmosferę - zazwyczaj po niedzielnych obiadach i kiedy ówczesna dziewczyna mojego brata przychodziła na one właśnie. W moim własnym domu nie gramy wcale...czas chyba obecnie za szybko leci, tyle innych rzeczy, którymi można się zająć...przykre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, wszystko zależy co zaplanujesz. Jak ustalimy, że wieczorem gramy w karty to nie ma mocnych.
      Sałaty nie znam, musze pogooglować, ale pewnie mi ogrody wyjdą i uprawy, haha

      Usuń
  6. Mnie i siostrę nauczył Garibaldki nasz Tata:)
    Jesteś pierwszą osobą, poza naszą trójką, o której się dowiedziałam, że też zna tę grę :) W swoim, prawie 31 letnim życiu, nie spotkałam "na żywo" nikogo, kto by też w to grywał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agno - to już znasz, hehe. A ze mną kilka innych, których ja nauczyłam. Ale kto mnie nauczył? Przypomni mi się pewnie na starość

      Usuń
  7. Węższe karty, bo damska łapka mniejsza czy jest jeszcze jakiś inny powód? :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ken.G. dla kobiecej ręki, jak się gra, ale i też do pasjansa lepsze, bo nie rozkłada się na metry

    OdpowiedzUsuń
  9. Pochodzę z rodziny karciarzy i brydżystów, a o garibaldce nie słyszałam :)
    My spędziliśmy weekend na planszówkach - graliśmy pierwszy raz w grę z gatunku z fabułą typu thriller "Posiadłość szaleństwa" (którą przynieśli znajomi). Nie przepadam za grami kooperacyjnymi, ale ta naprawdę mnie wciągnęła i ubawiłam się super - zupełnie jakby się oglądało film, przy czym jest sie w tym wypadku uczestnikiem zdarzeń :)
    http://www.rebel.pl/product.php/1,1379/21460/Posiadlosc-Szalenstwa.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barbapapa - Garibaldka to bardzo stara gra, ale faktycznie niewiele osób ją zna, a raczej są kręgi, gdzie się jej nie zna, bo jeśli w towarzystwie jakas para zacznie grać, to już zaraża innych. tutaj masz linka do tej gry, która można ściągnąć za darmo z sieci i grac z komputerem, na bloxie mi kolezanka wkleiła http://www.tylkoprogramy.pl/garibaldka.php
      A teraz podążam za linkiem przez Ciebie wkejonym, zobaczę co to za gra?

      Usuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.