środa, 25 kwietnia 2012

Przedwyjazdowe emocje, nagłe podarki, nudno nie jest

Kochani, przepraszam, że Was tak haniebnie porzuciłam, nie zaglądam tutaj i nie piszę, ale przygotowania do wyjazdu trwają i niestety są bardzo czasochłonne. Na FB czasem wpadam, bo tam można na chwilę, zerknąć i uciekać, a blogom trzeba poświęcić czas, poczytać, napisać, odpisać na komentarze, nie da się na chybcika. Wybaczcie mi, że do Was nie zaglądam, nie zapomniałam, ale masakrycznie nie mam czasu. To tyle tytułem wstępu.
Ostatnie dni są jak psychiczny rollercoaster - raz na górze, raz na dole, aż rzygać się chce. Od piątku się zaczęło. Najpierw mama znowu wylądowała w szpitalu, wiadomo, nerwy, telefony, rozmowy z lekarzami. Przepraszam wszystkie wspaniałe dziewczyny, uczące się na lekarki, albo już pracujące w tym zawodzie blogerki, ale muszę to powiedzieć - niektórzy Wasi koledzy po fachu to żenada. Nie zawodowo, bo tego ocenić przez telefon nie mogłam, zresztą nie podejrzewam, ale komunikacja z rodziną, rozmowa, podejście do pacjenta, to po prostu obciach. Zobaczyłam różnicę, kiedy wreszcie trafiłam na normalnego lekarza, nie tylko pracownika szpitala, ale i człowieka. Wszystko mi wytłumaczył, pełną informację dostałam i trwało to krócej niż te złośliwe rozmówki i tłumaczenia innych, że nie mają ze mną czasu rozmawiać. Nawet się przedstawił, co mnie wbiło w fotel, bo poprzedni panowie na moje pytanie, z kim rozmawiam, odkładali słuchawkę. Ja wiem, że praca lekarza jest ciężka i stresująca, ale styl i klasa komunikacji z pacjentami i ich bliskimi nie zajmuje więcej czasu niż odzywki na granicy chamstwa, lekceważenie i brak dobrego wychowania. Przecież lekarz to nie dresiarz jakiś, można od niego wymagać, że będzie trzymał poziom. Czy nie?
Jakoś się udało sytuację opanować, mama wróciła do domu.
Kolejne dni gonitwa albo ślęczenie przy komputerze. Nie będzie mnie dwa tygodnie, więc wiele spraw trzeba pozałatwiać tak, żeby moja nieobecność nie oznaczała zawalenia spraw ani terminów. Cały czas robię listy, co kupić, gdzie pojechać, a to samochód do NCT, a to klucze do biblioteki, bo mam zastępstwo za siebie podczas mojej nieobecności, upominki dla znajomych i bliskich w Polsce (drobne, bo oczywiście kasy brak), coś tam trzeba napisać, coś wysłać, zadzwonić, pojechać, pomóc, uprać, spakować niezliczoną ilość niezbędnych rzeczy, czyli mały MediaMarkt jak to określił Witkowski w Drwalu - ładowarki, szczoteczki elektryczne, przełączniki do gniazdek, komórka na Polskę, baterie, aparat fotograficzny itp. Kable, kable i jeszcze raz kable. Leki - wykupić, odliczyć na wyjazd, przepakować, bo w tych blisterach za dużo miejsca zajmują, zajęło mi to godzinę. Mąż się śmiał ze mnie, jakby było z czego.
Milion spraw i rzeczy do spamiętania. Notes pęka od numerów telefonów i listy rzeczy do załatwienia. Wymiana maili trwa, ustalanie, uzgadnianie, wiadomo jak to jest.
Czasem jest mi smutno, stresa mam wielkiego, nawet jak piszę, to mam taki mętlik w głowie, że mi trudno zdania klecić. Łapię momenty, które mnie wydobywają z otchłani tego stresu. Wygrałam książkę na FB u Marii Ulatowskiej, zaraz potem okazało się, że też drugą do mnie poleci. Inna pisarka powiadomiła mnie o wysłaniu swojej nowej powieści, a to na sto procent będzie hit, więc radość równie wielka. Zadzwoniła córka, że dostała praktykę na lato w bardzo dobrym studiu graficznym, co zwiększa bardzo jej szanse na zdobycie dobrej pracy - myślałam, że zemdleję ze szczęscia. Kilka dni potem dowiedziała się, że jej pisemna praca dyplomowa jest tak dobra, że może brać udział w konkursie międzynarodowym. Duma, chociaż nie ma w tym mojej zasługi, ale dziecko przecież moje, krew moja, to się podłączę do 'świętowania'.
I tak dobre momenty przeplatają się ze stresującymi, po prostu życie.
Jestem wdzięczna za każdy taki promyk słońca, za każdy przejaw życzliwości, a doświadczam tego dużo ostatnio, aż nie wiem, czy zasługuję.
O wizycie Kate i jej męża jeszcze chciałam opowiedzieć, ale to już może jutro.

11 komentarzy:

  1. No muszę przyznać rację , że kontakt z lekarzami przez telefon jest trudny, a u Ciebie jeszcze ta odległość! Ciężko trafić na lekarza człowieka, niestety!
    Znam tą nerwówkę przed wyjazdami, karteluszki z zapisami, co zrobić, co zabrać i.t.p Ostatnio małżonek mój odkrył o 22, a wyjazd o 8 rano, że mam nie tę walutę zakupioną w kantorze, co powinnam. On się śmiał, a ja się tak zdenerwowałam, że ho, ho! Babka kantorowa pomyliła się i dała mi dolary, zamiast euro. Ja guła przeliczyłam nawet, lecz nie spojrzałam jaki to banknot.Ale do głowy by mi nie przyszło, że można takiego babola zrobić!Teraz już wiem, sprawdzaj, sprawdzaj i jeszcze raz sprawdzaj wszystko, nie ufaj innym!Wszystko się wyjaśniło, ale nerwów zjadłam przez tę sytuację!
    Kasiu nie w porę przesłałam ci fotki na maila, ale sobie przejrzysz na spokojnie, jak będziesz miała czas;-)
    Życzę Tobie miłego, bezstresowego pobytu:-))
    Przyjemności na targach książkowych!
    Mariola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariolu - dzięki za fotki i życzenia. Obejrzałam sobie, ale komentarze to już po powrocie.
      Trafiłaś w sedno - karteluszki i zapisywanie wszystkiego oraz sprawdzanie po sto razy, już mam tego po dziurki w nosie

      Usuń
    2. Dobrze, że waluta Ci się nie pomyli, hi,hi :-)
      Mariola

      Usuń
  2. Przed wyjazdem nerwówka, ale za chwilę fantastyczne chwile na miejscu podróży:))
    Zdrowia dla mamy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iva - niestety nie jestem jedną z tych szczęśliwych osób dla których wylot do kraju oznacza pławienie się w rozkoszach życia rodzinnego, ale będę się starać uczynić ten pobyt miłym

      Usuń
  3. no to dzieje się dziej-ku panie. Dobrze, ze pozytywnie też:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie ta równowaga, że pozytywnie i nie, to bym sobie w łeb palnęła, a tak, łapię dystans. Przynajmniej próbuję

      Usuń
  4. No to faktycznie galimatias. U mnie tez przygotowania wyjazdowe w pełni. Dwa dni studiów i kilka dni odpoczynku. Ale pakowania, jakbym wyjeżdżała bóg wie gdzie i na jak długo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale u Ciebie same przyjemności, a u mnie niestety różnie. A może niepotrzebnie panikuję?

      Usuń
  5. Dobrze że sie dzieje,, a jak pozytywnie to tym bardziej! Gratuluje wygranej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i dobrze. Ja ostatnio mam nieodpartą chęć chować głowę w piasek, albo inaczej - przywarować jak pies pod łóżkiem i przeczekać. A to się tak nie da niestety

      Usuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.