A stało się i ja teraz właśnie przechodzę syndrom odstawienia. Wczoraj nic nie powiedziałam, kiedy przegrali, bo się musiałam pozbierać. Wieczorem, jakby nigdy nic, napisałam notkę o nowej powieści Fryczkowskiej, poczytałam i udałam się na spoczynek. A rano zobaczyłam piłkarzy, którzy wyszli do kibiców, takich na maksa przygnębionych i się popłakałam. Na to małżon zareagował powyższą piosenką, co mnie najpierw rozsierdziło, ale potem jednak rozbawiło i mi łzy szybko obeschły.
Co jakiś czas TV pokazuje fragmenty ukazujące reakcje kibiców po zdobytych golach w poprzednich meczach i tego mi tylko brak, tego haju, na który sami, wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice, wszyscy się wznieśliśmy. Teraz mi żal tego uczucia, wrzasku milionów gardeł, który zagłuszałam własnym. Ja nie jestem jakoś szczególnie wylewna, a oglądając te gole darłam się najgłośniej z całej rodziny, aż się moje chłopaki ze mnie śmiali.
Nie, nie mam w sobie złości, bo to tylko sport, a ja kibicem jestem 'niedzielnym' a raczej Eurowo Mundialowym. Nie, nie będę teraz psów wieszać na reprezentacji i trenerze, bo tak to już jest, że byli słabsi i cudów nie ma.
Nie będę się teraz mądrzyć, ani mądrzących słuchać, nie przyznam racji Tomaszewskiemu, bo mnie jego postawa mierzi.
Ale to powiem - strasznie zawiodłam się na kibicach wychodzących z meczu, którzy reagowali złością. Smutek tak, bezsilność i zawód jak najbardziej, ale agresja? Po co? Zazdrościłam wtedy postawy kibiców irlandzkich. Oni w przegranej nie widzą końca świata, bo swoją wartość jako narodu upatrują w każdym sobie, a klęskę potrafią przekuć w siłę. I nie biorą tak wszystkiego na serio.
Co mówili, kiedy dziennikarz ich informował, ze wszyscy stawiają na Hiszpanię? Tylko trzeźwi mogliby tak sądzić! Cóż za piękna odpowiedź.
Polacy potrzebują sukcesu, bo my swoją wartość tylko w tym widzimy - w sukcesach. Nie widzimy małych kroków i małych błogosławieństw, które do tego sukcesu, czasem przez lata całe, wiodą. W wielu Polakach drzemie mały pisowiec - roszczeniowy, wiecznie nabzdyczony i agresywny. I wskazujący winnych palcem daleko odsuniętym od siebie.
Cieszę się, że ostatnie kilka dni miałam naprawdę pełne radości i nadziei, wiedziałam, że naszej drużynie daleko do mistrzów, ale świadomie tę wiedzę od siebie odsuwałam, bo tak mi było dobrze. To tak jak z jedzeniem słodyczy, wiesz, że niezdrowe, ale dają tyle radości w momencie jedzenia, ze sobie czasem, od święta, na nie pozwalasz.
Nasi piłkarze wyglądali na zestresowanych, przetrenowanych i pod niemożliwą do udźwignięcia psychicznie presją. Nie mieli na twarzach wypisanego gladiatora. Nie ma co napadać na Smudę, bo nie on jeden zawinił i wskazywanie na niego jest zamiataniem problemu pod dywan.
Dzisiaj u nas Dzień Ojca. Rano syn postanowił puścić nam muzykę jego zdaniem najbardziej odpowiednią, wybrał z półki jedną z kaset magnetofonowych i poległ, bo nie potrafił jej włączyć. Miotał się przy wieży (specjalnie kupiliśmy taką, żeby można było słuchać też kaset), mąż go instruował i trochę cierpliwość stracił, a syn, ostoja spokoju, rzekł - ta technika jest już poza mną. Dotarło boleśnie do męża, w jakim roku się urodził on, a w jakim syn. I jaki to skok cywilizacyjny. Do tej pory mamy na półce, w charakterze eksponatu vintage, ale działa, oryginalnego walkmana Sony, z dwoma wejściami na słuchawki, którego słuchaliśmy na pierwszych randkach idąc za rękę po parku. Sade słuchaliśmy. I Captain of my heart zespołu Double. To były czasy.
Kaśka, wyjdziesz na rower! tak krzyczała koleżanka pod oknem, kiedy miałam jeszcze zielonego składaka i byłam w podstawówce.
No to idę, rozjedziemy to poczucie odstawienia, nie damy się marazmowi. Trzeba patrzeć w przyszłość, nie oglądać się za siebie. To pozostawię działaczom, hehe
Aż tak jak Ty się nie wkręciłam, ale przykro mi bardzo. I faktycznie szkoda, że naszych kibiców nie było stać na taką postawę, jak irlandzkich.
OdpowiedzUsuńNa rower pójdę jak dam radę, dziś mnie chyba trochę za bardzo zmogło.
pozdrowienia mimo wszystko bardzo serdeczne!
Rower jest dobry na wszystkie smutki, wywiało mi jak jechałam z górki, haha
UsuńAle fajny ten walkman:
OdpowiedzUsuńi działa!
UsuńKaska! ;D "Trzeba patrzeć w przyszłość, nie oglądać się za siebie." Trzeba też potrzeć na boki szczególnie po spożyciu... cukierka... tfu ... na skrzyżowaniach i przy wyprzedzaniu czy mijaniu! - Cicho wiem!
OdpowiedzUsuńMeczu nie oglądałam, aby na zawał nie zejść, ale na bieżąco sprawdzałam w necie stan i też było mi bardzo smutno...
OdpowiedzUsuńjuż sama nie wiem, co lepsze, sprawdzać, czy widzieć
UsuńPomógł rower?
OdpowiedzUsuńMi też smutno, nie chce mi się już dalej oglądać meczy. Naiwna jestem , bo znowu uwierzyłam w jakiś cud...
ja też uwierzyłam. Teraz próbuję sobie znaleźć drużynę, której mogłabym kibicować i jakoś się nie mogę zmusić.
UsuńNie udało się, trudno! Podobnie jak Ruda sprawdzałam w necie. Nasz rodzina jeszcze silnie kibicuje Hiszpani, bo to dla Młodszej przybrana druga ojczyzna :D
OdpowiedzUsuńTo jakieś wytłumaczenie, ale dla mnie kibicować Hiszpanii to ni z gruszki, ni z pietruszki. Może Niemcom, bo tam dużo Polaków gra?
UsuńTeż miałam takiego walkmana (kiedy to było ??:)), i też koleżanka do mnie krzyczała "Kaśkaaa wyjdziesz na rower ".
OdpowiedzUsuńNo właśnie, kiedy to było? Dawno kurna
Usuńmiałam takiego, ale blue. to były czasy, jaka radość, jaki prestiż - dziś już ipady nie cieszą dzieciaków AZ tak bardzo. Fajne miałyśmy dzieciństwo, tak sobie myślę : ))
OdpowiedzUsuńFajne. Trochę przaśne, ale czasem less is more, o czym ostatnio bardzo rozmyślam. Czytam teraz Mr. Pebble i Gruda, tam dużo klimatów z mojego dzieciństwa i młodości. Polecam
Usuńa ja miałam walkman Kajtek bo na innego rodziców stać nie było i się psuł :(
OdpowiedzUsuńja ostatnio moje kasety wywaliłam bo skąd wziąć magnetofon??? pozdrawiam cieplutko.