Zamilkłam na trochę, wyjechana byłam. Córka mnie do siebie zaprosiła, w związku ze spotkaniem blogerów w Dublinie, żebym u niej pobyła cały weekend. Mark pracuje jak dziki, bo kończy jakiś projekt, który trwał ponad dwa lata, a nas trochę dotknął syndrom nowego roku i doła po-świątecznego, to się umówiłyśmy na babski weekend. W sumie to nas ten dół nie zdążył dotyczyć, bo wiedziałyśmy jeszcze w grudniu, że przyjadę, to miałyśmy na co czekać.
Zamiast w sobotę, zjechałam do stolicy w piątek, tak mnie dziecko namawiało na wyjście do kina na Les Miserables (wrażenia TU)
Raniutko mąż zawiózł mnie na przystanek autobusu. Najpierw jechałam godzinę do większego miasta, a tam przesiadka. Pierwszy etap odbywa się malutkim busikiem, który mnie zawsze dobija, rzuca nim na wszystkie strony, ani poczytać, ani nic. Poza słuchaniem audiobooka, który sobie przygotowałam, ale nie naładowałam mp3, więc martwiłam się, ze mi wysiądzie zanim zdążę 'Irenę' dosłuchać do końca, było takie realne zagrożenie. Empotrójka nie wysiadła, ale za to ja usiadłam w najgorszym miejscu w autobusie, co jest już nową świecką tradycją, jak i moje nieudane zamawianie dań w restauracji. Mało mi się buty nie stopiły, bo pod nogami miałam grzejnik, ten dawał na całego, już nie mówiąc, ze nóg nie miałam gdzie trzymać. Jak mi się udało przesiąść i nie stracić zębów przy tym miotaniu się busa, to mi zimno było, bo nagle odpadło intensywne źródło ciepła. Cieszyłam się na ten duży autobus, bo tam wifi, więc tablet, który pożyczyłam będzie działał. Nic z tego, podstawili starego grata jakiegoś, najmniej nowoczesnego z możliwych. Nic to, miałam filmy na tym tablecie, między innymi ostatni odcinek Daleko od szosy, bo przegapiłam w TV. Ludzie, jak ja się w tym autobusie zbuczałam, wiochę taką odwaliłam, ze smarkaniem w chusteczki, najpierw w rękaw, bo ich naleźć nie mogłam, gila sobie na czole maznęłam, obraz nędzy i rozpaczy. Wszyscy wokół się na mnie gapili.
Pięć godzin trwa podróż, ale mnie to wcale nie przeraża, bo to pięć godzin dla siebie, kiedy czytałam, słuchałam książki, zdrzemnęłam się nawet, obejrzałam półtora filmu, tę szosę i Moskwa Ja lublju ciebia. Laba. Jak dojechałam to już się działo. Nie wiem, skąd miałam taki pomysł kiedyś,że pojadę z samą torebką tylko. Skończyło się na malutkiej walizce ciężkiej jak cholera, bo buty, bo książki, bo coś tam. Do tego wypchana torba, bo kolejne książki, tablet, i całe ustrojstwo i śmieci, potrzebne kobiecie na już. Moja torebka to jest historia świata w pięciu rozdziałach.
Musiałam z tą walizką kamieni dojść do córki, jakoś się doprowadzić po tym płaczu do używalności wzrokowej, poszłyśmy 'na miasto', ale o tym może już jutro czy pojutrze.
Ja bym chciala trafic na jakies spotkanie blogerow ale w sumie nie wiem skad wziazc informacje czy cos takiego daja w mojej okolicy :-/
OdpowiedzUsuńPortiferole, to wszystko zależy, gdzie mieszkasz. mi dał znać jeden z blogerów, a że to było pierwsze spotkanie, nieformalne, nie wiadomo, jak wypadnie, to się tak jeden do drugiego podczepialiśmy.
UsuńJa pisze z sasiedniej wyspy ;-) dokladnie z Leicester i szczerze mowiac w blogowym swiecie znam tylko jedna osobe z uk :-(
UsuńMy też spotkaliśmy się pierwszy raz, nie mój pomysł, jednego z blogerów z Dublina. Dobry pomysł
Usuń:) ależ ja lubię takie podróże z przygodami :) ale przede wszystkim długie podróże w samotności!!! nie zapomnę 50 h autokarem do Turcji czy tez 28 kiedy jechałam do Londynu :) i zazdroszczę czasu mamo córciowego, wspominam i tęsknie :)
OdpowiedzUsuńWiewióro - czy ja bym się cieszyła z 50 godzin to nie wiem, ale do 10 wytrzymuję bez szemrania. Tylko tyłek płaski jak patelnia
UsuńUwielbiam takie podróżowanie, mnie zawsze coś ciekawego się przytrafia- a to ciekawy współpasażer, a to GADATLIWY konduktor, a to godzinny postój w środku lasu. A w Anglii zaliczyłam: BUS is broken:)
OdpowiedzUsuńRuda, ja też mam zawsze ciekawe podróże i masz rację, często tez zdarzają się fajni współtowarzysze, szczególnie w pociągu w przedziale
UsuńHaha, uwielbiam ten opis podróży :)
OdpowiedzUsuńDziewczyno, pozdrawiam
UsuńWiesz, że ja nigdy sama nigdzie nie podróżowałam.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy bym umiała... Chyba bym umiała;)
Iva, co za pytanie, pewnie, ze tak. Chyba, ze nie lubisz, pytanie powinno być - czy by mi się to podobało?
UsuńDobrze, że czasu nie zmarnowałaś :)
OdpowiedzUsuńA kobieca torebka na wyjeździe to faktycznie cały kosmos!
Podczas jazdy pociągami ja też najbardziej lubię ten czas na czytanie, bo do słuchania muzyki jeszcze nie doszłam, a mój laptop nie ma takich dobrych baterii, jak Twój tablet, żeby pięć godzin oglądać filmy. :)
Iw, tablet niestety nie mój, pożyczyłam, ale fakty bateria mocna. Dwa filmy i pół obejrzałam czyli coś ze 4 godziny plus jeszcze prawie 30 procent baterii zostało. A to tani teblet, żadne tam jakieś marki
UsuńZapodaj nazwę tego tabletu bo planuje zakup :D
OdpowiedzUsuńGo Clever. Zakupiony dla biblioteki, nie dla mnie, ale go wzięłam do zapoznania się ze sprzęciorkiem, bo przecież będę musiała go używać potem
UsuńNic dodać, nic ująć. Prawdziwa kobieta. Zajrzałam przypadkiem i zaglądać będę, jeśli pozwolisz. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDD - witaj, rogość się, zapraszam też na Notatki, no i lecę poczytać Ciebie. Rewizyta czyli
Usuń