W weekend robiłam zakupy w polskim sklepie. Lubię i nie lubię. Zakupy jak zakupy, ale w innych sklepach po prostu człowiek idzie i kupuje, w Polsce w sklepie też, a w sklepie polskim za granicami kraju, szczególnie w małej miejscowości, to się nie raz, nie dwa robi z tego albo konfrontacja (z kimś, z cenami, z jakością, foch, bo dlaczego nie to, co ja lubię, hyhy), albo niemiła niespodzianka w postaci plotek po. Pomyśleć, że sensownie byłoby się niczego takiego nie spodziewać, kiedy się idzie tylko po kawał szynki, ale czasem tak jest i już. Pewnie tak samo dzieje się w małych miejscowościach w Polsce, ale nie miałam takich doświadczeń, może dlatego mnie to dziwi.
I żeby było jasne, nie koniecznie spotyka to mnie, po prostu taka refleksja.
Ale do rzeczy. Podczas ostatnich zakupów natknęłam się na mężczyznę w sile wieku, ciężko powiedzieć czy bardziej sile, czy bardziej wieku, bo ja nie umiem określać tego dokładnie, w każdym razie na oko po 50tce, a może nawet po 60tce. Chodzi po sklepie, coś mówi, niby do siebie, niby do sprzedawczyni, ale tak, zebyśmy wszyscy słyszeli, widowisko odstawie krótko mówiąc. Krzyczy - tryknij do mojej baby, niech ci powie, czy babsko zjadło cały salceson, nie wiem czy kupić.
Po jakimś czasie, kiedy kilka razy do kobiety za ladą odezwał się skandalicznie niekulturalnie, odwróciłam się w jego stronę i zaczęłam mu się przyglądać. On zdziwiony, co ja się tak gapię, a ja na to, że po prostu musiałam się przekonać, jak wygląda mężczyzna, który w tak skandaliczny sposób odnosi się do kobiety, do tego mało mu znanej. On na to - Boże, ja się nigdy nie nauczę ignorować takich ćmoków - rozkręcił się na całego i zaczął wywrzaskiwać, że on Polaków nienawidzi, dla niego to oni są śmiecie, nic, zero, on nawet się nie przejmuje, co ja do niego mówię, bo też jestem nie warta uwagi. Ulżyło mi, gorzej, jakby swoją uwagę na mnie zwrócił. Przestaliśmy dyskutować, bo od razu widać, że mamy do czynienia z wariatem, albo człowiekiem po załamaniu nerwowym i pomieszanymi zmysłami, bo to już nawet chamstwo zwykłe nie było.
Pojechałam do drugiego sklepu, każdy ma inny towar, część się oczywiście powtarza, ale wiadomo smaczki i wyjątki są. Po jakimś czasie wkracza ów pan. Zaczęło mnie to bawić, bo teksty zaczął uprawiać takie same, że ceny za wysokie, że tamta pani ma taniej, a na pytanie - czy coś mu podać z lady z wędlinami, odpowiedział agresywnie, że on się zastanawia, żeby go nie ponaglać (tylko bardziej obcesowo). Na szczęście nie kazał jej już 'trykać do jego baby'.
Krążyłam po sklepie, pan mnie rozpoznał, ale mnie ostentacyjnie ignorował, co mnie oczywiście pasowało. Podeszłam wreszcie do kasy i czekam spokojnie, nigdzie mi się nie śpieszyło, Irlandia mnie z tego wyleczyła. On widzi, że czekam, na pytanie sprzedawczyni, czy coś mu jeszcze podać?
- bekonu mi daj dziesięć
- dziesięć takich plasterków?
- no chyba, że plasterków, przecież nie całych bekonów - za chwilę dodaje z mściwym błyskiem w oku - ale mogę poczekać, najpierw proszę policzyć tę starszą panią.
To o mnie.
Ale mnie facet rozbawił. Opowiedziałam w bibliotece, mężowi i dzieciom; teraz za każdym razem, jak coś ustalamy, to sobie z tego dworujemy
Tato, teraz chcesz, żebym ci pomógł?
Nie, najpierw starszej pani umyj naczynia
A z innej beczki, możecie mi powiedzieć, co się dzieje z wpisami tutaj, piszę normalnie, nic nie linkuję, a po opublikowaniu mam podlinkowane pojedyncze wyrazy. Ale o so chodzi?
no niestety buractwo szerzy się wszędzie proszę starszej Pani :) pozdrawiam cieplutko z zaśnieżonej PL.
OdpowiedzUsuńPS> ja nie mam nic podlinkownego... za to facebook nie chce mi zdjęć dodawać, każe kody wpisywać i twierdzi ciągle i namiętnie ze już ten kod wpisywałam... nie lubi mnie :/
U Was śnieg, u nas środek wiosny, piękna słoneczna pogoda, przestało padać (szok), nawet ciepło. Niesamowite.
UsuńZawsze, jak się coś takiego dzieje w sieci, jestem bezradna, nie wiem co robić
Przykro, że wysłalismy niedoróbki na eksport:/ Inteligencja pszenno - buraczana podbija obecnie kraje europejskie. Widac ją na lotniskach, w sklepach ale w kraju tez jeszcze sporo pozostało:)
OdpowiedzUsuńCzarny pieprzu - ogorzałe lice, wzrok nieustraszony, nic dziwnego, ze podbija
UsuńBuraków wszędzie pełno, niestety... A ze "starszej pani" śmiejemy się z koleżanką od czasu, gdy na jakimś szkoleniu zostałyśmy podsumowane przez inne uczestniczki jako "starsze panie po czterdziestce"!
OdpowiedzUsuńRuda, normalnie na grobem stoimy
UsuńAnegdotka prima. Pan po piecdziesiatce albo szescdziesiatce to nawet 'dzentelmen' z szacunkiem traktujacy panie (w odroznieniu od starych bab z perspektywa zyciawa) bo mogl uzyc innego wyrazenia odnoszacego sie do ciebie np 'te wieeeeelka kobieszczyzne'.
OdpowiedzUsuń'Burak' to on jednak jest bo dopiero szacunku wieku dokonal za drugim spotkaniem, pewnie liczyl zachowanie: lat 25, sposob patrzenia: lat 80, ubranie: rozmiar 44 E, uzebienie: 7 lat, zapotrzebowanie kaloryczne dzienne... Suma wyszla mu wiec pokazna wiec 'starsza pani' to efekt matematycznych mozolow (z wiekiem liczenie czegos innego niz liczenie na siebie moze byc procesem powolniejszym ale pewniejszym).
Buraki sa bardzo zdrowe! Taka np 'kaczka w buraczkach...'.
Pozdrow p. Buraka przy nastepnym pobycie w sklepie i pania sklepowczynia tez :)
Eh, jak cie, eire, czytaja tak odpisuja :)/komentuja Hiiiihhii!
UsuńPamietam jak w bibliotece w ktorej pracowalam jeden z czytelnikow pokazal mi swoje wiersze i byl tak oburzony kiedy sie nie Zachwycilam ze oskarzyl mnie wprost o wrodzona glupote. Co sie usmialam na zapleczu to moje, ale przyznac musze ze wciaz sie nie uodpornilam na agresje. Nawet kiedy widze i rozumiem ze mam do czynienia z czlowiekiem majacym powazne problemy (ten czytelnik podpadal juz pod schizofrenie chyba np. byl przekonany ze pani Kwasniewska prowadzi z nim dialog za posrednictwem mediow) - no wiec nawet kiedy to rozumiem to na agresje - cicha i wykrzyczana - zawsze sie wzdrygam i czuje jak ta mala dziewczynka we mnie sie troche kuli. Trzeba ja potem pocieszac i rozsmieszac:) No nie lubie takiej postawy i juz. Dobrze ze umiesz ja smiechem rozbroic. Juz Luter mowil, ze to najlepszy sposob na kazdego diabla.
OdpowiedzUsuńPS A "starszosc" to juz w ogole osobny temat jest. Pamietam jak w wieku lat dziesieciu gorszylam sie ze Jan Bohatyrowicz ma trzydziesci. TRZYDZIESCI LAT! To on STARY jest.... wykrzykiwalam w duchu. I pamietam, ze swiadomie postanowilam o tym zapomniec. Dla mnie mial dwadziescia dziewiec i juz. To go chronilo przed zmamuceniem totalnym.
czytałam Nad Niemnem w liceum, wyobraź sobie jaki on był dla mnie stary dopiero.
UsuńWiem, że pan ten chciał mi popsuć dzień, ale mu się nie udało, bo ja sobie nic z wieku nie robię. Natomiast niezamierzenie rozbawił mnie na kilka tygodni, a może i na zawsze, bo anegdota nam się w rodzinie rozplenia i starsza pani króluje
rozbawiłaś mnie tym burakiem:)
OdpowiedzUsuńkomik nasz lokalny
Usuńkurcze Kasiu niby śmieszna historia - przynajmniej końcówka, ale jednak bardzo nieprzyjemna. Strasznie mnie zestresowałoby to agresywne zachowanie tego faceta. Od wielu rzeczy człowiek się tu odzwyczaił, ale przede wszystkim od agresywności i chamstwa tego typu facetów w sklepach, na przystankach itp
OdpowiedzUsuńmikasiu, oj tak, łatwo się odzwyczailiśmy od tego agresywnego sposobu bycia i mi włosy dęba wpierw stanęly, kiedy go usłyszałam
UsuńU nas sklep jest bardzo malutki i waski, z reguly jestem tam z moja trojka i widze przerazenie w oczach pan, tym bardziej, ze daje im koszyki i kazde zabiera z polek co potrzeba( po uprzednim zapytaniu mnie), ale sa bardzo mile. Wariatow tam nie spotykamy...
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio siwe wlosy odkrylam, wiec identyfikuje sie ze starsza pania-;)
M - ależ ja też nie spotykam, to był pierwszy raz
Usuńo nie, nie. Jak ja jestem w Polskim sklepie to mi się nic złego nie trafia. Zwykle pogawędzimy sobie ze sprzedawcami i tyle. Przed Bożym Narodzeniem był tłum ludzi, kolejka a sklepik mały, zrobiło się przyjemnie. Rodzinnie rzekłabym.
OdpowiedzUsuńI żadnych plotek :D Może dlatego, że do sklepu mam 120km, więc nawet jakby to plotki nie dotarły
provincial - ja też mam do sklepu daleko i plotki mnie raczej nie dotyczą, ale docierają a i owszem i widzę, że czasem aż wrze. Tylko, ze ja daleko od tego, bo nie mieszkam w tym mieście. Nie chodzi mi o to, że jest jakoś szczególnie źle, po prostu inaczej niż w zwykłym sklepie
Usuńprzykre, że taki buraczany cham daje świadectwo o Polakach, bo rozumiem, ze to też Polak niestety.
OdpowiedzUsuńAle szacun wielki dla Ciebie, ze nie dałaś się sprowokować :))) Naprawdę podziwiam
Ewo - nie było to aż tak tragiczne, żeby mnie podziwiać, od razu było wiadomo, że facet ma ruszone pod pokrywką i jest specjalnej troski. A do tego mnie rozbawił, za co powinnam mu być wdzięczna.
UsuńWitam i przepraszam za niebywanie, ale Twój blog mi się nie otwierał... Po długich trudach i męczarniach właśnie zainstalowałam IE9 i działa! Spóźnione gratulacje dla Misi :)) Oby dobrze jej się pracowało! Jaka u was dziś pogoda? Bo tutaj ŚNIEG pada!!! Pzdr :)
OdpowiedzUsuńIrolko - cieszę się, że już się otwieram. W sumie dziwne, bo jak widzę swoję statystyki tutaj, to wszystkie przeglądarki świata są używane przy zaglądaniu tutaj.
UsuńJa mam z kolei problem z komentowaniem u Ciebie, raz przechodzi bez problemu, a raz traktuje jak spam albo pokazuje dziwne komunikaty, jakby to był mój blog i mnie przepraszali, ze się nie otwiera. Z onetem już tak jest.
Michalina jest zachwycona pracą, mam miliony pomysłów, bardzo ją tam lubią i już się czuje tak, jakby tam pracowała sto lat. To jest praca jej marzeń, przynajmniej na tym etapie.
U nas pojedyncze płatki w powietrzu tańczą, ale Michalina mówi, ze w Dublinie nieźle sypie