Ja to jednak dzikus jestem. Zakopałam się na tym odludziu Europy i wystarczy taki świąteczny czas, żeby mnie z kretesem wydrenować.
Od piątku już się działo. Oczywiście sprzątanie, były dzieci, nie było tak źle, ale już nielubiane zakupy musiałam robić sama, tak wyszło. No nie lubię i już. Wydawanie pieniędzy w ogóle mnie nie rajcuje. Najpierw wydaje mi się, że mam przeznaczoną kwotę i ok, a potem mam do siebie żal, że tyle wydałam, chociaż mieszczę się w wyznaczonych granicach. Nigdy się nie pozbędę tego poczucia winy związanego z wydatkami, może dlatego, że nigdy nie byłam bogata, chociaż bywały dobre czasy, ale zawsze wtedy pamiętałam o tych chudych, więc nigdy nie było tak, żeby lekką ręką itp.
Ale nie skarżę się, nie cierpię głodu, mam co czytać, prąd mam, a prawda jest taka, ze jakby mnie ktoś chciał do samolotu na Dominikanę wsadzić, to chyba bym się nie ucieszyła. Nie mam w sobie imperatywu podróżowania, bardziej rajcuje mnie fakt, że mi Blue kupiła w Polsce 'Wielką trwogę' Zaremby i wreszcie będę miała tę książkę (nigdzie nie ma, tylko Znak sprzedaje u siebie na stronie, akurat oni mają najdroższą na całej planecie taryfę za wysyłki zagraniczne).
Ale wracam do świąt.
Sobota gotowanie i pieczenie. Miałyśmy z córką plan, ale nam ciągle coś nie szło, a to lekuchno przyjarałyśmy drożdżówkę, a to córką jęczała, że chyba malinowe jej nie wyszło (chociaż dowodów na to nie miałyśmy), no to zdecydowała zrobić sernik japoński (poza planem), a do tego zostały jej białka, to zrobiła bezy (to już bardzo poza planem). Żuru coś doprawić nie mogłam, mięso do dania w galarecie owocowej mi coś nie stygło, pewnie mi się wydawało, ale nie szło i już.
Niepotrzebnie zaczęłyśmy z Michaliną panikować, a to pewnie wszystko przez to, że ciągle miałyśmy na uwadze, że zaraz zjadą goście, czyli przyjaciele córki, para polsko-włoska - Ania i Piercarlo.
Jak już prawie wszystko było gotowe, wpadłam w rozpacz, że nie zrobiłam badań terenowych i nie wiem, co Włosi jedzą na święta, może cholera go obrazimy wieprzowiną czy czym tam.
Okazało się, że wszystko chętnie zjada, więc przerwałam histerię tak szybko, jak ją zaczęłam.
No a święta to już był sam mniód i orzeszki, jedliśmy, spacerowaliśmy, jedliśmy, graliśmy w gry, podsypialiśmy, gadaliśmy, oglądaliśmy TV, niektórzy w tym czasie urządzali sobie prasówki, co kto chciał w danym momencie robić. Fajowsko było, bo i pogodę mieliśmy fantastyczną, jak na zamówienie. Dopiero jak odjeżdżali powiał wiatr i całe te święta wywiał do krainy przeszłość.
Kilka zdjęć:
Poniżej jaja szydełkowe na storczyku, obecnie bez kwiatów, to chociaż z jajkami-bombkami
Stół z lotu ptaka, czyli z sufitu
Moje dzieci dwumetrowe (córka na szczęście niższa)
Kuchareczki
Tradycyjne ciasto wielkanocne włoskie, nazywa się colomba, ma różne wersje, ta akurat z czekoladą kawą i mascarpone w środku czyli colomba tiramisu. Kupione przez Anię i Piercarlo, co by miał chłopak namiastkę domu
A to nasze ciasta
Spacer potrzebny był od zaraz, żeby chociaż dwie kalorie z tego miliona spalić
Piękne święta miałaś! Zazdroszczę ci troszkę, ale odbiję sobie w grudniu.
OdpowiedzUsuńA ty i córka podobne jesteście jak 2 krople wody!
Pewnie, że sobie odbijesz, grunt to mieć kiedy :-)
Usuńale tam u Was pięknie!
OdpowiedzUsuńZośku - pięknie jest, nie będę kokieteryjnie zaprzeczać
Usuńtaką niepewność, czy się wszystkie potrawy udały, mają przeważnie kobiety bardzo dobrze gotujące;)
OdpowiedzUsuńMiłego!
Klarka - każdemu zdarzają się wpadki, a im częściej ludzie oczekują wyżyn, tym stres wielki, najfaniej było, jak zaraz po ślubie, mąż się dziwił, że mi cokolwiek jadalnego wyszło. On świetny kucharz i ja, panienka z okienka, woda na herbatę i już
UsuńBiałka też na bezy wykorzystuję a potem rodzinka zamiast baby drożdżowej to te bezy wcina. A jak zobaczyłam te głazy i skały na zdjęciach to mi dech zaparło z wrażenia- chyba zamieszkałabym na brzegu i nie ruszała się stamtąd.( i wcale nie ciągnęłoby mnie na Dominikanę)
OdpowiedzUsuńRuda, i tak też było, objadaliśmy się ciepłymi bezami podczas gotowania i w przerwie na kawę. tak skutecznie, że nie jadłam nic cały dzień, haha
UsuńMieliście wspaniałe święta! Najbardziej zazdroszczę gości - nas było mało przy stole (córka nie mogła przyjechać, synowa w oba dni miała dyżur w pracy) - było miło ale jakoś "niekompletnie"..
OdpowiedzUsuńNo i ta pogoda - śnieg w takich ilościach na Wielkanoc??
Pozdrawiam najserdeczniej - Grażyna A
Grażyno - ano tak, ten śnieg to jakaś masakra, chociaż ja pamiętam czasy, kiedy wielkanoc spędzałam na nartach, ale pewnie wtedy śnieg był w górach tylko
UsuńNiekompletność przy stole jest dokuczliwa, fakt
Acha, już ustaliłam z Hanią, że przy następnej u nich bytności odwiedzimy wspólnie Donegal (oni z Johanem też jeszcze nie byli, mieszkają w Dublinie)..........
OdpowiedzUsuńGrażyno, to jak już to zaplanujecie, koniecznie musicie do mnie zajechać na kawę. Albo może ja dojadę gdzieś do Was, jakbyście nie chcieli aż tak głęboko w Donegal wjeżdżać
Usuńale smakowite miałaś święta :) i fajne z was BABKI :)
OdpowiedzUsuńWiewióro :-)
Usuńzgłodniałam patrząc na te zdjęcia stołu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
futrzaku, gotowanie zawsze mnie odstręcza od jedzenia, tak mam, więc do tej pory jakoś się nie mogę otrząsnąć z tego i mało co jem, ale to i dobrze, bo zrzucać mam co
UsuńA nasz storczyk, choć zmaltretowany lekko przez kota, czynny całą zimę i w święta przez całą dobę :)
OdpowiedzUsuńhttp://farm9.staticflickr.com/8247/8627600002_4f3c7088ac.jpg
slaveck - nasz stracił kwiaty zaraz przed świętami, z malymi przerwami (bo już są pąki), kwitnie cały rok. Gdzieś są wcześniej zdjęcia, wyjątkowo jest dla nas łaskawy
UsuńKasiu na widok tego jedzonka i tego CIASTA się ośliniłam niemożliwie, a patrząc na zdjęcia Twoich dzieci jakoś mi tak na serduszku się ciepło zrobiło. Poważnie:)
OdpowiedzUsuńMichalina jest cudownie do Ciebie podobna, ale to już Ci kiedyś pisałam przy okazji jakiegoś jej zdjęcia. Bardzo sympatyczną i budzącą zaufanie ma buzię.
Fajno, że mogliście spędzić święta tak jak chcieliście, bez nadymania się i udawania. To jest prawdziwa wartość. My też święta spędziliśmy bez nadymania. Przekroczyliśmy już samych siebie, bo niedziele spędziliśmy w piżamach, śniadanko wielkanocne spożywając w towarzystwie "Rodziny Soprano". Rozkosz!
Cieszę się, że udało się zdobyć Zarembę. Zazdroszczę Ci tej czytelniczej bądź co bądź uczty.
A jeśli chodzi o podróżowanie to ja dla odmiany mam wielki imperatyw podróżowania, ale niestety możliwości niewielkie. Marzy mi się wygrana w totka. Wtedy pierwsze co robię to jadę w świat. No może jakoś niekoniecznie w świat, bo cały mnie nie kręci. Raczej Europa. Ehhh!
Buziaczki kochana w ten pierwszy od wielu, wielu dni u nas słoneczny dzień. Zmykam na spacer do lasu!:)
Papryczko - to nie tak, że ja bym podróżować nie chciała, ale skoro nie mam pieniędzy na to, nie cierpię, po prostu biorę życie jakie jest, nie siedzę nosem w atlasie i nie wpadam w depresję z tego powodu.
UsuńA są tacy, którym by to było trudno znieść
Zarembę zdobyła dla mnie przyjaciółka, książka przybyła do niej, na adres polski, potem pojedzie do Niemiec, potem przybędzie do mnie, straszne perturbacje. Ale jest.
ja też bardziej europejska jestem, jeśli idzie o podróże
Ale się ponazachwycałam;)))(nie poprawiać!)
OdpowiedzUsuńKuchareczki prima sort, widoki śliczne, a jedzonko...dobrze,że jestem po obiadku;)
Pozdrawiam;)
Miśka - tam nic takiego nie ma, proste sałatki, jaja, mięsa, ciasta może bardziej skomplikowane, no i ta galerata, co ją lubimy w ten czas. No, ale pracochłonne to fakt.
UsuńOdkąd córka mi pomaga, nie zarywam nocy, to duży plus
Ależ piękne to Twoje "odludzie Europy", jakbym tam mieszkała to chyba bym z tych skał nie schodziła:P więc może dobrze, że tam nie mieszkam:).
OdpowiedzUsuńdobrze, że twarde na dupsko, bo bym tam siedziała i czytała non stop
UsuńPiekne te Wsze wypieki, bab o nazwie Colomba itp objadlam sie w Italii mieszkajac ale nie jest to, to samo co nasze drozdzowe!
OdpowiedzUsuńFajnie wyglada stol i dekoracje swiateczne :)
Pozdrawiam
wildrose, nie jest jak nasze drożdżowe, ale też pyszne
UsuńEch, idealna pani domu ;) Pomyslalam o swoim zakalcowatym serniku i troche mi sie zazdrosci. Jak wy to robicie, doprawdy. Czlowiek marzy o swietach swiatecznych idealnie ale to tylko marzenia dla mnie pozostaja. Tym bardziej sie ciesze, ze wam sie tak radosnie spedzily.
OdpowiedzUsuńHannah - nic a nic nie umiałam gotować, kiedy wyszłam za mąż. Piec też nie. Korzystam z przepisów i przenigdy nie robię tych samych błędów, to wystarczy. Daleko mi do ideału, zapewniam
Usuńpysznie wyglądał stół :))) zupełnie po nim nie widać Twoich obaw :)))
OdpowiedzUsuńa miejsce do spacerów cudne....
Ewa, bo jak zwykle, dużo było płaczu, a wszystko wyszło świetnie
OdpowiedzUsuńaaa i jeszcze ciekawi mnie przepis na to ciasto :)) ale ono zdaje się kupne było?
UsuńEwa, to ciasto czyli columba to było kupne, reszta nasze, tradycyjna drożdżówa, według starego przepisu, sernik japoński i wiśniowe z budyniową pianką z Moich wypieków (taka strona, nie że moje, haha)
UsuńKasiu, miło Was zobaczyć:-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Mariola (jeszcze dziś nad ranem sypnęło śniegiem, ale już się topi!!)
Mariolu, oby ta wiosna wreszcie do Was dotarła
UsuńA gdzie jajaka nadziewane dla jeszcze-nie-ziecia?
OdpowiedzUsuńbyły, były, a jakże
UsuńAcha, to tylko taka mala fuszerka w wyzerce na stole :D przy zdjeciu (bo nie na zdjeciu) :D
UsuńAż powiało zapachem świąt z tego posta!
OdpowiedzUsuńByło wszystko, co trzeba, więc z pewnością będziesz miło wspominać te święta mimo (teoretycznie) spalonego jednego ciasta.
Po tych górkach też bym sobie połaziła :)!
pozdrowienia!
iw - wspomnienia, wspomnienia. Ciasto faktycznie tylko teoretycznie spalone, bo dobre było, jedynie kruszonka mi wpadła do środka (za długo czekało na swoją kolej do pieca, bo bezy bez kolejki się wtryniły)
UsuńO, właśnie miałam napisać, żeby się Pani już przestała skradać i napisała, co słychać :-)
OdpowiedzUsuńBatumi, przestałam się skradać, tylko czasem jeszcze mnie przygina do ziemi. Potrzebne radykalne rozwiązania
UsuńPiękne, rodzinne świeta:) widać i czuć:)
OdpowiedzUsuńKasiu, a co to za mięsiwo w galarecie owocowej?
OdpowiedzUsuńMariola
Mariolu, to był schab najpierw obsmażony, potem duszony w kwaskowatym kompocie z jabłek (z tymi gotowanymi jabłkami) z rodzynkami, a galareta powstaje z soku brzoskwiniowego zmieszanego z pozostałym kompotem. Brzowskwinie i wiśnie idą na półmisek. Schab nasmarowałam wódką, czosnkiem, solą, pieprzem, majerankiem.
UsuńTo był przepis z domu Nasierowskiej, próbowałam też z indykiem i kurczakiem, równie dobre
UsuńJeżu, Jeżu, Kasiu ! My chyba rzeczywiście podobne !
OdpowiedzUsuńUśmiałam się czytając parę wpisów z Twojego bloga !
W wolnej chwili zamiast lektury będę nadrabiać zaległości- jest w czym. Myślę ,że napiszę do Ciebie na maila, pozwolisz? Pozdrawiam Cię cieplutko.
Aniu, pewnie, czekam na maila, adres kasia.eire@gmail.com
UsuńTak czasami człowiek ma, że przeczyta kilka zdań i po prostu od razu wie - przyjaciel królika ;-)
ale masz fajne te skały!
OdpowiedzUsuńKasiu, podpowiesz u kogo zamawiasz książki, żeby wysyłka nie podwajała kosztu każdej z nich ? Ja na razie najtańszego znalazłam Merlina 20zł + 6 zł za każdą sztukę do krajów Unii. To taniej już chyba być nie może?
Też kupuję w Merlinie, ale mam jeszcze jedną metę, polecaną bardzo przez moje koleżanki i też jestem zadowolona - Księgarnia Warszawa http://ksiegarniawarszawa.pl/
UsuńKoszty mają trochę inaczej skalkulowane, bo Merlin ma 6 od każdej plus 20, a oni mają pierwsza za 20, a kolejne za 8, czyli w skład tej pierwszej 20 już wchodzi osiem, natomiast ceny czasem znacznie mniejsze niż w Merlinie, czyli po zsumowaniu wychodzi czasem jeszcze kilkanaście, ponad 20 zł taniej. Ja robię tak, sprawdzam spisuję książki, które chcę kupić, potem w dwóch kolumnach ile kosztują w jednej i w drugiej, potem dodaję wysyłkę i zamawiam tam, gdzie akurat taniej (wiadomo, promocje, oferty, wszystko ma znaczenie). Na przykład teraz Miłość z kamienia Jagielskiej kosztuje w KW 24.68, a w M 31.99, czyli siedem zł lekko licząc, różnica w wysyłce 2, pięć zaoszczędzone. Ale na przykład Gogol w czasach Google'a jest w tej samej cenie, dlatego ważne jest zebranie całego zamówienia i ocena, gdzie lepiej. Rekordowa różnica w moim wypadku wyniosła 49 zł
niektórzy chwalą empik, bo oni jakoś tak mają jedną cenę do ilus tam książek, ale nie próbowałam tej opcji, więc nie wiem dokładnie
UsuńKasiu Horodyniec!
OdpowiedzUsuńJak tu jest milo i rodzinnie,mimo iz nie jeden tekst wycisnal z oczu lzy.Pozdrawiam najserdeczniej z Co.Mayo! Malgoska
ps.u nas pada:)
Małgosiu z Mayo - witaj! U nas też pada, na szczęście, bo już mieliśmy pożary z tej suszy.
UsuńBłogosławieństwo Pana nad tym blogiem!
OdpowiedzUsuńBłogosławieństw nigdy za wiele, dziękuję
UsuńTakie dzieci to prawdziwa duma rodziców :) Skały jak w Górach Stołowych - fajne bardzo...
OdpowiedzUsuńBarbapapo - nie wiem, jakie są w górach stołowych, ale ci wierzę na słowo :-)
UsuńDzieci są moją dumą, jak powinno być, dużo lepsze od rodziców (w ich wieku)
Wspaniała, malownicza okolica :)
OdpowiedzUsuńOj tak, w sam raz na czytanie książek ;-)
UsuńHahaha! Dobre :D
Usuń