Fajnie, nie mogę się skarżyć, ale czasem mi jakoś tak serce łka, że to takie rutynowe, co tydzień to samo, że takie fajne życie kawiarniano-lanczowe, które lubię i zawsze lubiłam, mnie omija.
Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy, mieszkanie na odludziu też, ale czasem po prostu taki wkruw człowieka ogarnia i żal.
Momentami tylko.
W czwartek za to miałam emocje do kwadratu, haha. Takie wiejskie.
Najpierw wylądowałam w pracy i dowiedziałam się, że jeśli czuję się na siłach, moze bym poprowadziła samochód przewożący ludzi, taki nasz służbowy. Jechaliśmy do miasteczka ok pół godziny jazdy od naszego, na próbę przedstawienia świątecznego. Nasi pensjonariusze biorą w nim udział i co tydzień jeździmy na te przygotowania. Zawsze towarzyszyłam im jako asystent, ale pierwszy raz miałam ich przewozić.
Nie mam odwagi siadać za kierownicę obcego samochodu i jechać, tak ad hoc. Nie jest to w mojej naturze, bo nie lubię zmian, a do tego wiadomo, w takim obcym aucie to nie wiadomo, gdzie co jest, inaczej wszystko poustawiane, a tu trzeba jeszcze kilka osób przewieźć takim większym, to już w ogóle. ale z jakiegoś powodu, dla mnie niezrozumiałego, bez żadnego wahania powiedziałam, że nie ma sprawy.
I zapakowałam moje mordy kochane i powiozłam z sukcesem na tę próbę.
A tam się wyskakaliśmy, naśmialiśmy, śpiewy były i tańce :-)
Zaraz jak wróciłam, odstawiłam samochód do domu dla męża i wsiadłam do samochodu koleżanki, gdzie na mnie już czekała cała ekipa babeczek z poprzedniej pracy i pognałyśmy, tym razem godzinę jazdy w jedną stronę, na 'a wake' czyli czuwanie w domu zmarłej (z nią w trumnie w roli głównej), gdyż zmarła matka kobiety, która też z nami pracowała. Gdybym nie pojechała, to by było wieeelkie faux pa.
Tam wiadomo, herbata, kawa, ciastko, porozmawiać o zmarłej, pocieszyć tych, co pozostali, nie jest to łatwe, przynajmniej dla mnie, ale czułam się pewniej wsparta obecnością reszty dziewczyn.
W samochodzie, w jedną i w drugą stronę, było wiele gadania, wymiany informacji, ploteczki, wiadomo, trzeba wiedzieć, czy obcych w mieście nie ma.
Jak tylko przyjechałam do domu, w biegu zjadłam zupę i do samochodu, godzina jazdy w jedną stronę, tym razem inną, zawieźć Wojtka na trening koszykówki, a my z mężem do kina na Gravity czyli przyciąganie ziemskie. Coś trzeba robić, kiedy on biega z piłką.
Film po prostu fenomenalny, czułam się jakbym tam była, w kosmosie dryfowała w skafandrze, bo to było 3D. Sandra Bullock dała radę, a nie było to łatwe, bo jednak sama musiała unieść ten film. Boski George Clooney też był, ale tylko przez chwilę. Muzyki prawie nie słychać, taka 'niewidoczna' jest, bo w przestrzeni kosmicznej jest cicho, i tylko ta kobieta. Co za wspaniały pomysł!
Koniecznie na niego idźcie, jeśli będziecie mieli okazję.
Nawet jak tylko trailer oglądam, to przestaję oddychać. Polecam z całego serca.
A w weekend już spokój, sprzątanie, pranie ... najwidoczniej to przyciągam najbardziej :-)
Zwariować można
Kasiu, a ja chyba tęsknię za rutyną, bo w domu bajzel od miesiąca przez przeciągający się remont. Sprzątanie, pranie, odkurzanie to nie tylko u Ciebie. Nie raz też mnie doskwiera ta rutyna. Staram się to wszystko przeplatać wyjazdami. Niedługo, bo za dwa tygodnie lecimy do naszego wnusia na tydzień, a potem wykupiłam na my dealu wyjazd do Mrągowa. Fajne te zniżki 50% po sezonie, bo tak normalnie to za drogo. Zamówiłam już wyjazd na wakacje i tym żyję, choć do tego jeszcze ho, ho ho i ho......
OdpowiedzUsuńOby zdrófko dopisywało, to zawsze jakoweś przyjemności się trafiają :-)
Cieszę się, że częściej piszesz!!!!
Buziaki
Mariola
Mariolu, no właśnie, zawsze jakieś wyjazdy masz i to Cię ratuje, a ja wyjazdy mam do mamy, czyli jeśli emocje to raczej dołujące, a poza tym kurczaki nic
UsuńJeszcze masz piękne morze i spacery :-) A wyjazdów takich na weekend to też poszukaj, takich tańszych. Okolica Twoja piękna!!
UsuńMariola
Czytam o Twoim życiu na co dzień i o czym czytam? Tańce, spotkania z przyjaciółmi, ploteczki z koleżankami, kawki, ciasteczka, kino....Jeszcze tylko wrzuć to na FB i inni będą zazdrościli :))
OdpowiedzUsuńTylko ani słowa o praniu i sprzątaniu!
Pozdrawiam serdecznie :)
Różo - haha, masz mnie. U mnie te kawki, ploteczki to wyjątek, na co dzień obiad, sprzątanie, prasowanie. Ale skarżyć się nie moge, bo i blogowanie, czytanie, dobre filmy. Tylko żal mi tego, co ma moja córka na przykład, że jak wymyśli, że chce wyjść, to ma tysiąc miejsc do wyboru.
OdpowiedzUsuńTysiąc miejsc, a i tak chodzi w kilka. Chyba, ze się mylę :)
UsuńTo opisz na FB swoją sielskość i spokój i wielkomiejscy stojąc w korkach będą ci zazdrościć :))
Róża, świetny pomysł :-)
UsuńA ja spedzam wlasnie drugi, czy trzeci tydzien w tym roku bez wyjazdow i napawam sie sielskoscia, domowoscia i obecnoscia synow... Cho i tak tylko czesciowo bo juz jutro popoludniu jednak ruszamy w droge: oni wracaja do swych obowiazkow, a ja okrezna droga ale jade juz na wyjazd sluzbowy na 4 dni... a tu mgla i zimnica dookola i to podrozowanie robi sie takie jakies inne...
OdpowiedzUsuńJa tam ci zazdroszcze jak piszesz tak "domowo", bo ostatnio mi tego brak :)
Pozdrawiam Nika
Nika, trawa jest zawsze bardziej zielona u sąsiada, czyż nie? Ja bym nie miała nic przeciwko podróżom służbowym, nawet w tę zimnicę. Teraz tak uważam, bo nie muszę :-)
UsuńA na film wybieram sie, ale chyba dopiero w przyszly weekend... juz sie doczekac nie moge...
OdpowiedzUsuńHejka Kasia. Ja tez mam za soba taki 'a wake' irlandzki za soba i dlugo sie nie moglam po tym otrzasnac W moim przypadku byla to zona, jednego z szefow,ktora z reszta znalam osobiscie. Bylam z nia na kilku swiatecznych lunchach i sledzilam z zapartym tchem jej zmagania z rakiem. Moment pozegnania przy ciasteczkach, ciastach kawkach, herbatkach byl nieco wstrzasajacym przezyciem. Co tu jednak duzo mowic co kraj to obyczaj. Irlandczycy maja w sobie ta niesamowita umiejetnosc dzielenia sie dobrymi i zlymi momentami - strasznie ich za to lubie :-)
OdpowiedzUsuńKaBu - łejki są zawsze trudne, ale ważne dla rodziny, uważają, że potrzeba im tego zamieszania, tłumu, żeby wyjść z szoku, a smutek i tak przyjdzie, kiedy wszystko ucichnie.
Usuń:) Miło czytać :) i łatwo zrozumieć. Trudniej powstrzymać się od stwierdzenia - swój trafił na swojego ;). .... :) Mam na myśli pracę i pracownika (nawet z programu:)).
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że gdzieś jeszcze oprócz nas Polaków (nie wszędzie oczywiście i w innej formie bo u nas to różańce i modlitwy), urządza się coś takiego jak czuwanie przy zmarłym... ciekawe.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze ta smutna impreza nie zdominowała Twojego weekendu.
Film, który polecasz z przyjemnością obejrzę, tylko muszę poczekać aż gdzieś uda się go znaleźć :)
Anna, ja się z tym w Polsce nie spotkałam, chociaż wiem, że kiedyś było. Tutaj pewnie nadal jest kultywowane w małych miasteczkach tylko
UsuńMoja sobota wygląda podobnie. Dorzucam jeszcze zakupy i gotowanie obiadu z dwóch dań.
OdpowiedzUsuńDD, zakupy w piątek, a gotowanie to wiadomo, nawet nie wspominam, haha
UsuńNiestety ja wszystko wrzucam na sobotę. Wieczorem jestem skonana!
UsuńNa pocieche pomysl,ze sa tacy co maja gorzej w sobote ;)
OdpowiedzUsuńDwoch niepelnoletnich chodzi w soboty do szkoly ( tu tak maja w szkolach ponadgimnazjalnych), ja z mezem do pracy.Sprzatanie po sobotnim obiedzie. Zakupy w tygodniu a lodowka i tak zawsze pusta. Horrrrror.
Sciskam.
emigrata
ojej, emigrata, gdzie to tak jest? W sobotę do szkoły. A jak jest sobota pracująca, to znaczy, że inny dzień wolny, czy to 5 dniowy tydzień pracy czy 6cio?
UsuńWe Wlochach tak ci jest, we Wlochach...
UsuńMlodziez licealna ma szesciodniowy tydzien szkolny. A ze liceum i technikum to 5 lat nauki (chyba, ze nie zda, wtedy i 6 albo 7) to rodzice majacy dzieci z dwuletnia roznica przez ile lat moga zapomniec o wolnej sobocie? Mnie brakuje jeszcze przynajmniej 5 lat, zakladajac ze mlodszego nigdy nie uleja...
i żeby Ci Włosi jeszcze jacyś wybitni byli, tacy wiesz, że drugich takich nie znajdziesz, inni dopiero lata świetlne za nimi... ale nie, jak w każdym kraju są jednostki wybitne, masa dobrych, masa średniaków, a reszta śpiewa :-) (u nas pije)
UsuńTo jeszcze w ramach ciekawostki dodam, ze naszym dzieciom zadaje sie odrabianie lekcji ... na wakacje. A wakacje mamy dlugie, trzymiesieczne, wiec nauczyciele z kazdego przedmiotu nie zaluja sobie. A potem w pierwszych dniach szkoly ich z tego sprawdzaja.
UsuńCiesz sie domowymi sobotami, ja ci ich zazdroszcze. Buziaki.
Czytam , chętnie podczytuję. Toż to wspaniały materiał na książkę:)
OdpowiedzUsuńbe.el, życie każdego człowieka jest materiałem na opowieść pisaną, czyż nie?
UsuńJa się boję takich filmów, za bardzo przeżywam, nie wiem, czy chcę to oglądać...
OdpowiedzUsuńbatumi, nie bój nic, dobry jest i nie ma traumy
UsuńOj Kasia, w pewnym sensie chyba mogę powiedzieć, że rozumiem co czujesz, bo mam podobnie. Czasem przelatuje mi myśl, że coś tracę, że mi coś ucieka, niestety klonowanie nie jest powszechne.....jednak z drugiej strony wydaje mnie się, że dużo trudniej jest dostrzec różnorodnośc która nas otacza w miejscach, które z pozoru nic nie maja do zaoferowania ;-)....ale to nie u Ciebie....
OdpowiedzUsuńWillow, wiem, człowiek zawsze szuka czegoś innego, a przynajmniej co chwilę, co jakiś czas, siada mu psychika i myśli, a co jeśli gdzieś tam jest lepiej, a co jeśli nne życie jest ciekawsze. Ale potem przychodzi opamiętanie, na szczęście
UsuńNie wiem czy siada, moze stajemy sie bardziej świadomi, tego czego chcemy, co jest dla nas ważne. Kryzysy sa wpisane w rozwój człowieka, Ericson o tym pieknie pisze, w sumie czym byłoby zycie bez poszerzenia samoswiadomosci i prób zbliżenia sie do ideału Ewa
OdpowiedzUsuńEwa, tu masz oczywiście rację, trzeba dążyć do tego, zeby było lepiej. Ale czasem człowiek tak się ogląda za tym lepiej, że nie zauważa, że już ma lepiej, tylko tego nie widzi
UsuńNajcenniejszy dar to rodzina,tylko problem z nią jest taki,że gdy mamy już 50+i orlęta odleciały z gniazda to dopiero wtedy wspominamy z rozżewnieniem te soboty pełne gwaru przy kuchennym stole,wspólne porządki w pokojach,wypady rowerowe w pogodne dni.
OdpowiedzUsuńTeraz tęsknie za tą rutyną a wtedy myślałam,że tak wiele mnie omija!
Jola
Jolu, ja to wszystko wiem, ale czasem koni żal :-)
UsuńWłaśnie te konie...:)
UsuńMądrość życiowa mojej mamy:"punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia!
Zmykam na "Śniadanie...."bo zaraz się zaczyna:)
Jolu, gdzież to śniadanie??? Premier przemawia cholera
UsuńTeż się tak wściekam gdy opóźniają,ostatnio coraz częściej a to nowy pan trener a to katastrofa zawsze coś na żywo akurat w sobotę w południe-dziwne to trochę!
UsuńCiekawe czy Śniadanie mogłoby być nadawane w tvn ale w innym ich kanale nie informacyjnym?
No a to że Taki Program Kulturalny ma czas antenowy 50 minut to już w ogóle żenada!!!
A potem powtarzają to wystąpienie i trenera do zemdlenia, to dlaczego nie dadzą ludziom obejrzeć? Kawę na ławę tam przenieśli, więc tego na pewno nie przesuną gzie indziej
UsuńMila, zycie kawiarniano- lanczowe to też rutyna :). Zawsze fajniejsze sie wydaje to, do czego nam daleko, a potem powszednieje. Wazne, by od czasu do czasu zrobic coś fajnego i inaczej, mnie tam nigdy rutyna, gdy nie niosła smutnych spraw, nie sprawiała przykrości. Niesie ze soba poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś też myślałam, jak Ty, apotem zdarzyło sie takie życie cudowne i porywajace. i znudziło mnie setnie, wrociwszy na łono zwykłej codzienności rzuciłam sie do biblioteki he he, tak to bywa.
OdpowiedzUsuńCesia - to tak jak z hotelem, rajcuje, kiedy w nim się człowiek rzadko zatrzymuje, ale jak ciągle, to już nie tak fajnie
OdpowiedzUsuń