poniedziałek, 30 grudnia 2013

IKEA - wyczerpałam limit zakupo-godzin i sklepo-kilometrów na rok (księgarni to nie dotyczy)

Na blogu Notatki Coolturalne opisałam moje marzenie o fotelu i jak to się stało, że wreszcie mogłam go sobie kupić, więc nie będę się tu powtarzać.
Chciałabym natomiast więcej napisać o moim doświadczeniu zakupowym w IKEI, ciekawa jestem Waszej opinii, czy Wy też tak macie?
To, że nie ma tam okien, poza najwyższym piętrem w kafejce, to wszyscy wiemy, a jak nie ma okien, trudno się zorientować, jak upływa czas. Nawet jeśli człowiek wie plus minus po co przyszedł, chce to załatwić szybko i bezboleśnie, i tak nigdy nie ma tak, żeby to trwało chwilę.
Nie bywam w IKEI często, bo w Irlandii mamy jeden sklep w Dublinie, drugi jest w Belfaście, po stronie północnej. Do obu mam mniej więcej tyle samo, czyli coś ze 4 godziny. Drogi w Irlandii są słabe, a już z Donegalu do centralnej części szczególnie, nie ma mowy o wyskoczeniu od tak sobie, żeby połazić i zobaczyć, czy czegoś nie przecenili.

Bywam w tym sklepie może raz w roku. Asortyment nie zmienia się tam znowu tak szybko, żeby bywać częściej, domu nie urządzam namiętnie, więc nie ma potrzeby.
Tym razem celem był fotel. Sprawdziłam, czy mają na stanie, okazało się, że są 4 i pojechaliśmy.
Po kilku godzinach jazdy przyjemnie było zasiąść do kawy i irlandzkiego śniadania. To jest dla nas wielka uczta, bo nie jadamy go zbyt często ze względu na kalorie. To w IKEI jest akurat dobrego rozmiaru, nie za duże, nie za małe, dobrze przyrządzone. Jedynym minusem była kawa i herbata - obie wyjątkowo wstrętne, z tym, że kawa biła na łeb wszystkie inne podłe w smaku, które zdarzyło mi się kiedyś wypić. Jak na tę jakość, droga. No, ale nie na kawę tam pojechałam.

Zaczęliśmy od show room, bo mąż ma koncepcję na wymianę kilku rzeczy w kuchni i gdzieś tam jeszcze i mnie przeciągnął przez całość. Znalazłam tam fajne poduszki do fotela, zapisałam lokalizację w sklepie i nazwę. Potem spodobał nam się wieszak do łazienki, znowu to samo - notatki, gdzie go znaleźć. I jeszcze raz ta sama operacja z półką, która wisiała w zaaranżowanym pokoju.
Okazało się, że żadna z tych rzeczy nie jest tam, gdzie obiecywał napis na etykiecie.
Pracuje tam dużo osób, ale zaskakująco mało mogą pomóc. Pytasz, odsyłają cię do innej osoby do innego komputera, a jak już myślisz, że jesteś w ogródku i witasz się z gąską, to się okazuje, że Zosia gąski może i pasła, ale ta bajka jest o Kasi, co gąski zgubiła. Tam, gdzie przedmiot powinien być, okazywało się, że go nie ma wcale w sensie skończył się (to w komputerze tego nie widzieli?), albo leży gdzie indziej, ale gdzie, to może tamta pani, o w tym żółtym (oni wszyscy na żółto, daaa) mi powie.
Jak dotarłam do alejki 5 stanowisko 46, to się okazało, ze mogę podziwiać wielką pustą przestrzeń. Nie muszę chyba dodawać, że mówimy o sobocie, tłumach i sklepo-kilometrach oraz zakupo-godzinach nie do zmierzenia, a nie o małym przytulnym grajdołku z disajnerskimi przedmiotami..
Ale spoko, po fotel przyjechałam, nie będę się przecież denerwować, kiedy realizuję osobiste marzenie ostatnich lat.
Na liście w internecie napisano, że foteli ma być w tym kolorze na półce 4. Dochodzimy do regału, alejka 9 stanowisko 45 oczywizda na samym końcu, a tam stoi jeden. Pytam przechodzącego pana z obsługi, czy jeszcze gdzieś mają więcej (z myślą o tej półce, co jej w alejce 5 nie było), ale dostaję odpowiedź, że cokolwiek leży na regałach, to leży, a jak nie leży, to nie ma.
To ja się pytam, gdzie znajdują się te pozostałe 3 fotele, co są nadal na stanie dzisiaj, bo jeden kupiłam? Gdzie jest półka, co być powinna i jej nie ma?
Nie wiedzieć dlaczego, zaczęłam sobie nucić pod nosem piosenkę kabaretu Mumio

Jak to... jak to się stało
Że mi wypiłaś moje kakao
Przecież to mój kubeczek
To mój kubeczek z wiewiórką jest

Mąż jak zobaczył karton z fotelem, to go na-ten-tychmiast szlag trafił, bo ja go zapewniałam, ze to wszystko jest flat pack (widziałam miesiąc temu na własne oczy, nawet się zastanawiałyśmy z córką, jak ten fotel złożymy). Ale to chyba był ten casus, że my oglądałyśmy kilka kartonów na raz i one się zazębiały, a prawda taka, że fotel jest tam w całości, czyli karton jest w literę L, pod kątem prostym zgięty i wieeeeelki.

Zrobił się problem, bo to oznaczało, że bagażnik będzie otwarty, a to znowu oznaczało konieczność zakupy taśmy trzymającej to wszystko w kupie, a wiedzieliśmy, że takowa taśma jest, bo widzieliśmy taką żółtą, ale się okazało, że ta żółta należy do pracowników Ikei, a do kupienia jest czarna, ale przy kasie 22 na półce. Tam nie było, nie wiedziałam nawet gdzie szukać, ale chociaż kręciło się tam kilku panów, nikt nie polazł popatrzeć ze mną, a to rzut beretem był, tylko mi machali palcem przed nosem, w którym kierunku mam iść. Oni im chyba w instrukcji obsługi klienta zastrzegli, ze nie mają za bardzo pomagać, bo jak nie to na bruk. No bo jak wyjaśnić, że na każdym piętrze pracownicy tylko machają rękami w kierunku nieokreślonym, dupy nie ruszą i odsyłają jeden do drugiego?

Mąż już był na skraju wyczerpania nerwowego. Młody chłopak nawet szukał tej taśmy, ale koniec końców odesłał nas do obsługi klienta, która była po drugiej stronie lustra tej magicznej krainy, czyli po zapłaceniu, mieliśmy się tam udać.
Przy kasie okazało się, że wzięliśmy dwie rzeczy z półki, które były tzw display, czyli wystawką, a powinniśmy wziąć zapakowane. Pytam, czy mi ktoś to może jakoś skrótami przynieść, a on, że nie, że muszę wrócić (przypominam, że mowa o sklepo-kilometrach). Ręce mi opadły. Po ten garnek bym nie szła, ale taśma, okazało się w obsłudze klienta, też jest gdzieś w bebechach tego sklepu-potwora
- jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzieeeee - nucę dla uspokojenia nerwów.
Wywiozłam męża wraz z kartonem "potworem ostro zgiętym" i drugim koszem z poduszkami i różnymi dziwnymi rzeczami średnio potrzebnymi, ale taka łopatka to mi się przyda, bo tania, do samochodu na parking, a sama w te pędy z powrotem do sklepu na poszukiwanie taśmy o imieniu Maja-gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie.
Młodzian pokazał mi skrót, żebym nie gnała tak całkiem przez wszystkie działy, takie tajemne szare drzwi, ale się pogubiłam i kiedy spytałam kobiety po drodze, ta zaprzeczyła, że takowe w ogóle istnieją. Głupia krowa, a młodziana od razu pokochałam, kiedy jednak znalazłam te drzwi i okazało się, że zaoszczędziłam przynajmniej z 15 minut, jak nie więcej. Tam miałam więcej szczęścia, bo pierwszy raz znalazłam młodą dziewczynę, która zostawiła jakieś kartony i mnie zaprowadziła do miejsca, gdzie taśmy leżą (sama bym ich w życiu nie znalazła!!!), byłam gotowa ją pod kolana z wdzięczności chwycić.
Po drodze w locie chwyciłam te dwa przedmioty czyli garnek i doniczkę, co były zapakowane tym razem, a nie z wystawy (chociaż taki burdel tam na półkach, że trudno się zorientować, co i jak) i już normalną drogą wróciłam do kas. Gnałam jak rączy koń, przedtem skrótem weszłam, a i tak mi to pól godziny zajęło. Mąż mnie zabije - śpiewałam przy kasie, dla spokojności oczywiście :-)

Wracaliśmy zapakowani jak na tym filmie reklamowym sprzed lat, gdzie w trakcie wyprzedaży ludzie wyjeżdżają z Ikei zapakowani tak wysoko, że pod mostem nie mogą przejechać. Tyle, że my wystawaliśmy z tyłu :-)
Na stronie internetowej jest wielki napis SALE i o ludziach, co mają Ikea Family kartę, że taniej. Nie wiem, co to za wyprzedaż, bo tam mało co było taniej, jakaś pościel, co i tak jej nikt nie chce i serwetki. Nie wiem też, po co ta karta, bo nic nie skorzystałam na tym, że jestem w 'rodzinie Ikei', a jak spytałam przy kasie, po co ja właściwie to mam (jak to po co, twoje dane podstępem od Ciebie wyciągnęli, głupia babo - mówiły oczy męża), odpowiedź była taka, że niby wiem, ale nie wiem. Produkty są oznaczone i mam je taniej i te z wyprzedaży też, ale ani tych produktów, ani tych taniej, jakoś nie widziałam, albo słabo oznaczone, albo się w ten 'nawias' nie łapię.

Wiem, IKEA to sklep z dosyć dobrymi towarami za niewielką cenę i za to trzeba jakoś 'zapłacić', ale żeby tak całkiem żadnej pomocy i slogany prawie bez pokrycia, albo pokrywające się z potrzebami setnej klientów, to chyba lekka przesada. A może ja tam za rzadko bywam, żeby to dobrodziejstwo ocenić, zauważyć?
Zadowolona jestem z fotela, z łopatek do smażenia, doniczki, garnka i poduszki też, ale zakupy tam to jak pobyt w armii cudzoziemskiej - maszeruj albo giń.


30 komentarzy:

  1. Wow! Fotel cudeńko! Czerwony! Wow!!!! A tam trudy, ważny efekt końcowy. Pamiętaj, aby o północy w noc sylwestrową usiąść w tym fotelu. Każde marzenie się spełni!
    Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DD, zastosuję się do instrukcji, tym bardziej, że i tak mam w planach siedzenie w fotelu, czytanie, słuchanie muzyki z trzech kanałów, bo wszędzie co innego, na zmianę i pewnie jakiś ruski film o świętach i nowym roku :-)

      Usuń
    2. O północku ponoć należy zapalić świecę, otworzyć okno i usiąść na pieniądzach - fotel masz jak znalazł!

      Usuń
  2. Miło spełniać swoje marzenia, ale trzeba, by zrobić miejsce następnym!!
    Kasiu, jak zawsze czytałam Twojego bloga z uśmiechem na ustach...to, jak stara Chmielewska prawie...ta najlepsza!!

    ściskam przed noworocznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karina, to wielki komplement z tą Chmielewską, pewnie na wyrost, ale przy święcie poudaję, że mi się należy :-)
      Noworocznie - niech Ci się darzy

      Usuń
    2. Karina słusznie prawi!

      Usuń
  3. Jak bywałam raz na rok w Ikei też miałam takie problemy. Teraz nabrałam wprawy i w wyszukiwaniu przedmiotów i we wpływaniu na personel, aby mi pomógł (ja bywam w Ikei norweskiej). To odsyłanie przez nich wynika pewnie z tego, że muszą być na swoich działach, a nie przemieszczać się po całym sklepie.
    A tak na marginesie dodam, że w irlandzkich sklepach dość ciężko się kupuje. Trzeba stać przy obsłudze i nie popuścić dopóki nie uzyskam tego, po co przyszłam. Miło, ale bardzo stanowczo i okazuje się, że wszystko jest, wszystko można i się da sprowadzić, jak nie ma w sklepie, w dodatku nie trzeba przyjeżdżać do sklepu, bo przyślą od razu do domu :) W Ikei pewnie nie, bo za duży moloch, ale gdzie indziej tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różo, pewnie masz rację, jak człowiek tam bywa, to łapie niuanse miejsca i wiem, co gdzie i jak się nie dać.
      Zakupy w Irlandii, to wszystko zależy gdzie, czy duże miasto, czy miasteczko. Oczywiście mają plusy i minusy, ale i tak wolę od tych w Polsce

      Usuń
    2. Pod ostatnim zdaniem podpisuję się z całym przekonaniem :)

      Usuń
  4. Fotel fantastyczny, wart wszystkiego, co przeszlas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. violica, jak z porodem ukochanego dziecka, już nic nie pamiętam :-) Liczy się radość

      Usuń
  5. To strategia: Szwedzi naród o zdrowie dbający więc i klienta pogonią, bo inaczej tylko w fotelu by siedział ;-)
    Dubliński sklep jest faktycznie mało przyjazny, za to do gdańskiego od jesieni jeździmy na pierogi z kurkami, a mój wnuk uwielbia mini plac zabaw w restauracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oslun, z tego co piszesz, to nasze jedzenie nie jest nawet zbliżone do gdańskiego, w sensie poziomu, bo pierogi z kurkami to już wyższa szkoła jazdy.

      Usuń
  6. Kasiu jak zwykle przy czytaniu Twoich wpisów rżałam jak mały konik pony :-)
    Nie byłam jeszcze w Ikei w Dublinie chociaż mam bardzo blisko bo tylko 50 minut drogi samochodem.
    Myślę,że czas nadrobić te zaległości i się do tego molocha wybrać!
    A propos obsługi w takich sieciowych gigantach to mam duże doświadczenie w tym temacie,pracowałam w dużych przemysłowych sklepach sieciowych przez 6 lat w Polsce.
    Wygląda to zawsze tak samo:ogrom towaru przy jak najmniejszej liczbie obsługi i wielkiej liczbie klientòw.W wekendy totalny najazd kupujących więc nigdy nie planuj swoich zakupów w te dni.
    I choćbyś nie wiem jak się starała być miła dla klienta to po kilku godzinach takiego kołowtotu i zamieszania masz po prostu dość!!
    Tak to wygląda od strony sprzedawcy,który za marne grosze ma być robotem z cudownym uśmiechem na buźce!
    Po 6 latach odpadłam i jestem teraz żoną przy mężu :-)
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, ja to wszystko rozumiem i nie chcę wcale, żeby mnie tłumy niańczyły. Nie zauważyłam tej prawidłowości wcześniej, gdyż po prostu przechodziłam przez sklep, dział po dziale, jak coś zahaczyło o moje oko i mi było potrzebne, kupowałam. Inaczej rzecz się ma, kiedy kupujesz coś zauważone w show room, albo już sobie ze strony wybrałaś i szukasz konkretnych rzeczy, tu potrzebna jest czasem pomoc i nic w tym dziwnego, to nie jest jakiś nadmierny wymóg wobec obsługi. Wszyscy jesteśmy umęczeni swoimi problemami, ani ja nie obarczam ich moimi, ani oni nie powinni manifestować swoich, po prostu każdy ma do spełnienia swoją rolę, ja mam zapłacić, a oni umożliwić mi wsadzenie czegoś do koszyka

      Usuń
  7. Super, że mogłaś spełnić wreszcie swoje marzenie!
    A ja Ikei nie znoszę, właśnie przez to uwięzienie w sklepie - nie da się wejść, załatwić co trzeba i wyjść, tylko trzeba się ciągnąć kilometrami w tłumach ludzi, brrr! Mam stosunkowo niedaleko, ale bywam tak raz na 5 lat mniej więcej. A jeśli chodzi o personel.... z Ikeą mam niewielkie doświadczenie, ale w różnych marketach czy w Makro znalezienie kogoś kto Cię poinformuje czy w czymś pomoże - masakra! Dzisiaj zagotowałam się w Carrefourze (w Arkadii), próbując kupić baleron na ich firmowym wędlinowym stoisku - nie mają tam maszyny do krojenia, trzeba iść pokroić na stoisko wędliniarskie, więc stwierdziłam, że pójdę załatwić inne zakupy, a w międzyczasie panienka przyniesie pokrojony baleron, kiedy wróciłam (po 15-20 minutach) okazało się, że baleronu nadal nie ma, a panienka która miała go pokroić i snuła się po stoisku z wędlinami okazała się kierowniczką, więc kiedy poszłam ze skargą nic nie zyskałam, oprócz wielce łaskawej obietnicy, że zaraz mi pokroi, bo taka zapracowana była.... a specjalnie na larwę patrzyłam i jakoś tego zapracowania nie widziałam. Szlag mnie trafił i sobie poszłam, na szczęście to już nie te czasy, kiedy byłam skazana na humory takich panienek, teraz im powinno zależeć na kliencie, ja na pewno prędko tam nie wrócę, mam mnóstwo innych sklepów w których mogę zrobić zakupy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota, zawsze w takich razach przypominają mi się słowa mojego taty, który mawiał, że jak człowiek spełnia swoje zajęcie z zaangażowaniem, stara się być dobry cokolwiek by nie robił, będą go ludzie lubić i szanować. Nieważne, czy sprzątaczka, czy profesor, jeśli robi coś na odwal się, to jest łach

      Usuń
  8. Myślę, ze to zależy od sklepu i jego store managera :)
    Trafiłaś akurat na bałagan i ludzi mało zmobilizowanych do tego, by klienta dopieścić.
    Tak naprawdę szwedzkie założenia zostaly totalnie złamane przez irlandzką rzeczywistość :)
    Chociaż jedno jest wszędzie takie samo... nieskończone km do przejścia. Ja zawsze szukam takich przejść-skrótów ukrytych między działami :) Jest szybciej.
    ale najważniejsze, że masz super wygodne siedzisko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani M, też sobie tak pomyślałam, że jakich by Szwedzi standardów nie mieli, irlandzkie laid back wszystko położy.

      Usuń
  9. Gratuluję fotela i życzę, żeby się przyjemnie czytało, zawsze :)
    A IKEA taka sobie, lubię od czasu do czasu wpaść, koniecznie z listą w ręku, co potrzeba, bo jak nie mam listy, to za dużo kupuję. Obsługi nie angażuję, więc nie mam doświadczeń, czy dobra, czy nie, ale ostatnio męża posłałam po fakturę, z malutką był, sama ze starszakiem czekałam przy wyjściu - to mimo sporej kolejki zauważyli, że z małym dzieckiem i wyciągnęli z kolejki i załatwili od ręki.
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Kasiu! Niech Wam się szczęści, całej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnes, wszystko zależy od ludzi. W naszej Ikei wszyscy mili, tylko pomocni średnio, ale to świąteczny czas, to pełno ludzi zatrudnionych tylko na chwilę, może dlatego

      Usuń
  10. A nie ma u ciebie możliwości zakupów przez internet? W IKEA mam na myśli. Jest to jakieś rozwiązanie, które nie zmusza człeka do pokonywania sklepo-kilometrów. No i nie ma problemu: że w katalogu jest a na półce nie. Tylko, że pewnie za przesyłkę trzeba zapłacić.
    Ja, mieszkanka kraju Ivara Kamprada, sklepy mam trochę bliżej i więcej. Do tej pory nie narzekałam - nie zdarzyło mi się, żeby czegoś nie było na półce w magazynie. A i kilometrowa przebieżka po sklepie dawała możliwość podejrzenia jakiś tam aranżacji, bo ja w kwestii wystroju wnętrz to noga jestem ostatnia. Aż do ostatniego razu - o czym pisałam u siebie.
    Ale zgadzam się, że kilometrów to tam trzeba natłuc, nawet jak człowiek wie co chce i nawet wie, gdzie to znaleźć. A fotel cudny!
    Wszystkiego dobrego na ten Nowy Rok dla ciebie i twoich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. provincial - dostawa do mnie to 135 euro, za dużo. Trzeba było jechać. Lubię oglądać ich aranżację, żebym jeszcze potem mogła znaleźć to, co tam było na dole w sklepie

      Usuń
  11. A ja uwielbiam Szwedzki styl,odwiedzam Ikea w Dublinie ostatnio raz w miesiącu i to szczególnie w niedzielę.Jako,że wegani a zawsze rano jestesmy przed otwarciem,zamiast sniadania kawkę pijemy i jeszcze nigdy nie płacilśmy.Kawka nam smakuje,obsługa zawsze miła i pomocna.Uwielbiam Irlandzkie zakupy w sklepach różnego rodzaju miło i pomocnie.Jestem Polką która nie narzeka !!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Strrrraszna historrrria:) Na szczęście nie mam takich wspomnień z Ikei, w sumie odwiedzam ją dość często no bo 10 minut od mojego domu (ja mam wszędzie blisko- odwrotnie niż ta księżniczka co za siedmioma górami mieszkała) i czasem na lunch sobie wpadamy.
    Dałaś rade! Brawo! Ja bym uciekła:)
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Oby był z żalem przez nas żegnany w grudniu!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarny(w)Pieprzu - e tam straszna, pewnie normalna po świętach, kiedy tlumy, gdybym pojechała ot sobie tak połazić, pewnie nic by nie było w tym trudnego, ale mieliśmy konkretne rzeczy na liście i to okazalo się kłopotliwe.
      I Tobie też wszystkiego, co najlepsze w tym nowym roku

      Usuń
  13. Kasiu, jak zwykle dowcipnie to opisałaś :-) Gdy czytałam jak Twój małżonek się wkurzał (miałam ubaw), to mi przypomina mojego wkurzacza, gdy jedzie ze mną na zakupy. Unikam tego jak ognia!! Przy remoncie pokoju sama jeździłam do marketów, chyba, że trzeba było tragarza.
    Ja również zrobiłam takową listę zakupową jak Ty i wszystko w Gdańsku zawsze jest na swoim miejscu. Nigdy się nie zawiodłam, sprzedawcy zawsze zorientowani, jak się ich znajdzie. Ostatnio często bywałam i wszystko było ok.
    Pisałam Ci nawet, że ten Twój wymarzony fotel na kartę był o 100 zł tańszy, ale juz nie jest! Kawa i herbata dla klubowiczów od poniedziałku do piątku jest gratis i codziennie jakieś wybrane przez nich danie jest tańsze. Ja załapałam się na tańsze kieliszki i szklanki na kartę.
    Cieszę się, że masz ten foteli, bo naprawdę jest wygodny. Teraz ciężko z niego Ci pewnie będzie wstać.
    Zdrówka na ten Nowy rok
    pozdrowienia
    Mariola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariolu, może nie powinnam była jechać zaraz po świętach?
      U nas nie było nic niżej na żadne produkty, które by mnie interesowały. Jakieś dziecięce sprawy, już mnie nie dotyczy ten dział.

      Usuń
  14. Ale historia! Najważniejsze, że marzenie spełnione, reszta do zapomnienia. Teraz tylko siedzieć w tym fotelisku, wygodnie się umościć i książkę do ręki wziąć. Ach, ach co za rozkosz :)

    ps. u mnie w mieście chyba całkiem inaczej funkcjonuje Ikea, bo nigdy nie miałam takich perypetii a i personel jest bardziej spolegliwy. Wyprzedaże natomiast są zawsze w sierpniu, bo od września jest nowy towar i to się nigdy nie zmienia. Nie wiem czy w Irlandii też tak jest, czy wybrano jakiś inny miesiąc.

    Pozdrawiam Noworocznie życząc wszystkiego dobrego :)
    opty2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opty - tak rzadko bywam w Ikea, że nie wiem, kiedy tam największe wyprzedaże, u nas zwyczajowo po świętach wszędzie jest wyprzedaż i na stronie sklepu też była ogloszona, spodziewałam się więcej, ale cóż

      Usuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.