poniedziałek, 12 grudnia 2011

Martyrologia wczesnoszkolna, a mleko już tak nie dzwoni

Czasem się zastanawiam, co by było ze mną w '81 gdybym była starsza. Czy byłabym internowana, co ważniejsze, czy byłabym działaczką opozycyjną, a może komunistyczną? Co by ze mną sie działo w ten czas?
U mnie w domu nie było polityki, opozycja, ale raczej na zasadzie rozmów Polaków przy wódce w domowym zaciszu, nie bibuły i słuchanie Radia Wolna Europa. Albo rodzice się tak kryli, nie wiem.
O swoich wspomnieniach z 13 grudnia piszę częściowo na Notatkach Coolturalnych przy okazji wpisu o Ani z Zielonego Wzgórza. Dopowiem tutaj tylko, że byłam w szkole podstawowej, mój tata miał raka i był w Szczecinie w szpitalu, mama pojechała go odwiedzić, a ja zostałam sama w domu na noc. Nagrywałam na magnetofon szpulowy płytę Bee Gees i mi o 24-tej przerwało. Rano, jak wszyscy z mojego pokolenia, zamiast Teleranka obejrzałam generała. Nie dałam za wygraną, poszłam sobie na sanki na górę Chełmską, a tam wojsko i jeden żołnierz pyta - a ty dziewczynko gdzie idziesz? Ja na to, ze umówiłam się na sanki z koleżankami. On wtedy - biegnij szybko do domu i nie wychodź. Całą noc jechały naszą ulicą, wtedy Krasickiego, przelotową na Gdańsk (z Koszalina), czołgi. Myślalam, że mają ćwiczenia.
Potem zrozumiałam tylko tyle, że jest wojna i w każdej chwili wojskowi mogą wejść do każdego domu i go zająć. Obmyśliwałam, czy się nie zabarykadować. Mama wróciła do domu w nocy, przywieźli ją gazikiem policyjnym Podobno odwaliła konkursową histerię na dworcu w Szczecinie, że utknęła tam, a w domu samo dziecko, mąż umiera. Prawda. Przywieźli ją do domu, mieli serce.
Potem zaczęło się 'normalne' życie. Nienaturalnie długie ferie zimowe (cale dnie na lodowisku). Wywalczona choinka, wywalczone, wystane produkty żywnościowe, ostatnia Wigilia taty i jego śmierć. Stan wojenny był moim najmniejszym zmartwieniem.

A żeby nie kończyć smutnym akcentem, opowiem tylko, że rok później zasiedziałyśmy się na imieninach mamy przyjaciółki Ewy i już było grubo po godzinie policyjnej, kiedy chciałyśmy iść do domu. Zabrał nas wozem mleczarz. Siedziałyśmy na podłodze, między transporterami z butelkami z mlekiem. A butelki były szklane, z białym kapslem. Była tez śmietana, w małych brązowych z żółtym kapslem. Dźwięk dzwoniących butelek i samochodu mleczarza jadącego z nimi, takimi grającymi wczesnoporanną melodię, jest moim najmilszym wspomnieniem z tamtych lat.
Dwa patrole zatrzymywały samochód, ale do środka nie zajrzeli.
A zima była ostra tamtego roku. Taka cicha, dostojna i poważna.
Ot i całe moje wspomnienia wojenne.  W sumie, gdyby nie śmierć taty, można by powiedzieć, że miałam szczęście.

(zdjęcie pochodzi ze strony młodelata.pl, czego to w sieci nie ma!)

22 komentarze:

  1. Miałam 13 lat i kompletnie nie rozumiałam o co chodzi, rodzice też nie byli zbyt rozmowni. Oglądałam grzejących się przy koksiakach żołnierzy, miałam dużo czasu na bawienie się na ślizgawce, żałowałam tylko, że TV nie działa jak powinno. Współczuję cieżkiego czasu, moje wspomnienia o SW to głównie zabawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zupełnie nie pamiętam jak to było... Miałam 2 latka.... ale takie historie bardzo mnie intryguja, bo w tzw. realu zupełnie inaczej widziało się ten stan wojenny, niż gdy ogląda się go na filmach.... Było się tu i teraz... I zapamiętywało, takie szczegóły jak te Twoje butelki po mleku i śmietanie....
    Pamiętam późniejsze życie na kartki i że moja babcia wyzwała jakiegoś milicjanta :Ty czerwona świnio... Moja babcia??!!! Łagodna i dobra....

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam Twojego bloga już długo, ale teraz odważam się coś napisać, bo padło słowo klucz "Szczecin"! Moja mama i tata w dniu wybuchu stanu wojennego mieli po 13 lat. Ich historie tak różne. Ona z domu solidarnościwca w dzielnicy stoczniowej codziennie rano z mamą zdobywały chleb i smalec. Robiły dziesiątki kanapek. Potem moja mama jechała z nimi pod bramę stoczni, bo małego dziecka z tekstem o babci na ustach nikt nie zatrzyma i przez płot rozdawała głodnym strajkującym jedzenie. Już od najmłodszych lat była wciągnięta w opozycję.

    Tata pochodzi z rodziny utrapistów, rozwodników, wiecznych niebieskich ptaków. Tuż po nowym roku kolejny mąż mojej babci zdobył przez niemiecką rodzinę bilety na samolot. Niecały miesiąc po wybuchu stanu wojennego uciekli z Polski na wymarzony zachód z tzn. one-way-ticket. Na szczęście tata wrócił kilka lat później, bo nie byłoby szansy na mnie...

    Kiedyś tego nie doceniałam... tych historii. Rodzice nie lubili o tym opowiadać, ale teraz się otworzyli. Trochę przestałam być ich córką a zaczęłam partnerem do rozmów. Dziś sama jestem żoną, jako dziecko nie przeżyłam stanu wojennego. Co ja będę opowiadała mojej córce, kiedy sama będzie już dorosła...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na szczęście nie znam tych czasów. Ale stego co słyszę to tylko się cieszyć, że przyszło mi żyć w zupełnie innym ustroju :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasiu przeczytałam Twoje wspomnienie i mi się serducho ścisnęło. Ja miałam dwa latka, no dwa latka i pół i rzecz jasna nic nie pamiętam. Jakieś tam strzępki pamięci z lat późniejszych. Ale wiem, że mojego tatę jakoś rok później chyba, zabrali do wojska. Dotychczas udawało mu się tego uniknąć. Studia i takie tam (Dzięki studiom miał w wojsku wyższy stopień i pod sobą młodych żołnierzy). Ponoć zabrali go do wojska tak jak stał w jednych spodniach, bez swetra. Mnie i mamy w domu nie było. Nawet nie wiedziała gdzie jest jej mąż kiedy wróciła do domu. Zostałyśmy same. Chorująca, pracująca mama i ja jeszcze za malutka na przedszkole. Koszmar. A potem morze listów z wojska do domu, z domu do jednostki. Nie znam człowieka mniej przystosowanego do życia w jednostce wojskowej niż mój tata. Strasznie musiało mu być tam ciężko! To były obrzydliwe czasy. Dobrze, że ja mogę sobie wybrać wspomnienie jakie chcę łączyć z tym czasem.
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czarny Pieprzu - czyli my w tym samym wieku, ja też korzystałam z zimy, na lodowisku cały dzień, do tego zakochałam się w takim jednym Zbyszku. Nie zdawałam sobie sprawy, ze stan taty taki ciężki, więc dwa miesiące baraszkowałam na śniegu i pielęgnowałam swoje serce. A potem przyszedł marzec, trudny czas

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani M - oj wystałam się ja w tych kolejkach, kartki to jakoś długo były, bo ja jeszcze w pierwszym roku małżeństwa kupowałam na nie mięso. A w '81 miałam 14 lat. Pamiętam, że ludzie w tych kolejkach strasznie śmierdzieli, jedna taka kiedyś tak bardzo, że zasłabłam w kolejce. Albo to czekanie po kilka godzin do lady z masłem i śmietaną, po to tylko, żeby ci sprzedali po jednej sztuce. Jak tak pogrzebać to tych historii jest multum

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyno - czyli Twoi rodzice są w moim wieku. Zazdroszczę Twojej mamie takich wspomnień

    OdpowiedzUsuń
  9. Al - oj tak, na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak to ważne, że żyjemy teraz w innej Polsce

    OdpowiedzUsuń
  10. Papryczko - musiało być ojcu ciężko, ale i mama miała swoją drogę przez mękę. Przecież wtedy niczego nie było w sklepach, a Ty taka malutka. Okropne czasy

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja Kasiu,mialam wtedy zaledwie 10 m-cy. Bardzo malo mam informacji z tego czasu,a zanim zaczelam rozumiec nieco wiecej, to juz byly lata 90. Szkoda,pameitam natomiast wizyte w muzeum Stoczni Gdanskiej kilka lat temu, ktore otworzyly mi SZEROKO oczy na wydarzenia lat 80. Jakbym odkryla Ameryke! W domu niewiele sie na ten temat mowilo,ciut pamietam,czas kartek w sklepach i calonocnych kolejek. Az trudno dzis uwierzyc,jakie to trudne czasy byly...(Iga)

    OdpowiedzUsuń
  12. Iga - łatwo zapomnieć jak to było, dlatego ci, co naprawdę wtedy ucierpieli powinni opowiadać dzieciom, innym ludziom, co wtedy się działo.

    OdpowiedzUsuń
  13. Musze sie zapytac swojej Mamy jakie ona ma wspomnienia z tego czasu ze mna co dopiero z pieluch wyrosla.
    Tak sobie pomyslalam ze zawsze byli i sa dobrzy ludzie ktorzy pomoga, nawet jakby to byla przyczepa z butelkami mleka:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja miałam 7 miesięcy i obchodziło mnie tylko jedzonko, a dokładnie zupki, które mama mi pichciła i mieliła- ponoc je kochałam nad życie. Nic a nic nie pamiętam zatem ze Stanu Wojennego, ale słowo jest swego rodzaju kluczem, bo zawsze w szkole mówiono na mój rocznik 81- dzieci stanu wojennego- tak żartem czy na historii. Dla mnie lata 90te są tymi, co kumałam juz coś tam własną świadomością. Ciekawe, choć bardzo smutne są po części te twoje wspomnienia. Mój rocznik- stan wojenny narodzenie, do szkoły podstawowej w kapitalistycznym kraju poszliśmy, magisterka w kraju, który był już w uni europejskiej. Ot tak czasem jak o tym myślę, to nadziwić się nie mogę, jakie zmiany, jakie to miało znaczenie itp itd. Taka mała refleksja..

    OdpowiedzUsuń
  15. hundredwood - Polacy zdają egzemin lepiej w trudnych czasach, niż w normalnych i chętniej pomagają sobie, kiedy jest ogólnie do niczego, niż teraz.

    Monika - jakbyś w wehikule czasu latała, takie zmiany

    OdpowiedzUsuń
  16. Kasiu, byłam wtedy w pierwszej klasie LO. Uczyłam się w szkole w miasteczku oddalonym od rodzinnego domu o ok. 20 km, mieszkałam w internacie. W niedzielę, jak co tydzień, pojechałam z bagażem do szkoły, a tam się dowiedziałam, że musimy spakować nasze rzeczy do jednej sali, bo w internacie będzie stacjonowało wojsko. Rano wracałam autobusem do domu z ciężkim sercem. Trochę wiedziałam o tym co dzieje się w kraju. Moi rodzice robili co mogli w swoim środowisku - buntowali się przeciwko niedzielnym czynom społecznym, gromadzili jakieś ulotki w domu, opowiadali nam, dzieciom, rzeczy, o których nigdy nie słyszałam na lekcjach historii.
    Zima była śnieżna i mroźna - weszłam do domu, spojrzałam na mamę i się rozpłakałam...
    O życiu na prowincji w tych trudnych czasach wiele by mówić...

    OdpowiedzUsuń
  17. Czterdiestko - ale na prowincji chyba było spokojniej, czy nie? Ja też nie w jakimś wielkim mieście, ale za to z jednostką wojskową, gmachem telewizji, oczywiście zajętym, radiem, też zajętym. Boże, co za czasy jak tak się zagłębić we wspomnienia, skóra cierpnie

    OdpowiedzUsuń
  18. U mnie w domu byla polityka, bardzo duzo sie o niej mowilo, Tata dzialal. Wiem, ze jako trzyletnie dziecko na pytanie: Madziu kto Ci zabral cukierki? odpowiadalam: Komuna :-) Oczywiscie wiedzialam, ze przy obcych mam tak nie mowic.

    Gdy wybuchl stan wojenny mialam niecaly rok, wiec moje jedyne wspomnienia to te z opowiesci rodzicow.

    Podoba mi sie historia z mleczarzem :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Magdo - w sumie to ci zazdroszczę tej 'politycznej' rodziny. U mnie też gadało się na Komunę, ale tylko gadało i wynajdywało sposoby jak sobie z nią radzić, co też było ważne, ale nie mam 'zaplecza' działalnościowego. Zresztą, co tu zazdrościć, nie miałam na to wpływu, było jak było

    OdpowiedzUsuń
  20. Też tak troszkę zazdroszczę ludziom, co w domu mieli politykę. U mnie w domu jej nie było, ale rodzice bardzo szanowali i lubili Lecha Wałęsę i choc nikt mi nie kazał go lubić- ogromny szacunek do niego wyniosłam właśnie z domu- zawsze dobrze o nim mówiono w moim domu, a ja słuchałam i kodowalam;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Kasiu popytałam się taty jak to było. Wyglądało to jego zabranie do wojska nieco inaczej niż napisałam u Ciebie w komentarzu. Więcej u mnie:)
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  22. ja w chwili ogłoszenia stanu wojennego byłam pełnoletnią panną i powiedzmy, że prawie w centrum skupienia wojsk bo właśnie w Szczecinie, który jest moim rodzinnym miastem i do tej pory tu mieszkam i żyję - nie było łatwo z tamtego okresu jak wszystkim utkwiło mi w pamięci przede wszystkim brak teleranka, ostra zima i obecność wojska na każdym kroku -

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.