czwartek, 5 lipca 2012

Jakby co, wskoczę na wilka i pognam w nieznane

Dzisiaj małżon wywlókł mnie z domu na ryby. To znaczy on na ryby, ja poczytać, pies pohasać.
Wszystko się zgadza, tylko, że wybraliśmy się jak matoły.
Zarządził ten wyjazd 'teraz natychmiast', bo godzina przed najwyższym przypływem i ryby biorą. A tam jedzie się dwadzieścia minut. Buty w zęby, książkę pod pachę i heja.
Zapomniałam, że lepiej się słucha książek niż czyta w takie słońce. Do tego trzeba było gębę wysmarować, bo jak taki deszcz non stop, to przecież ja w ogóle nie nawykła do blasku mocnego słonecznego prosto w pysk przez ponad godzinę.
Okularów nie wzięłam, na szczęście jakieś szarpaki w samochodzie miałam.
Jak już dowlekliśmy się do skał okazało się, że nie mam siedzonka, czyli takiej poduszki pierdzącej pod tyłek, żeby sobie swobodnie na kamieniach siedzieć.
Malżon z kijem na skały pognał jak, nie przymierzając, kozica jakaś, pies też hyc hyc, a ja zaczęłam szukać jakiejś miejscówki. Widok cudny, oczywiście aparat został w domu.
Rozsiadłam się na wyglądającej dobrze półce skalnej, ale miałam kolano jedno pod brodą. Przesunęłam się na kolejną, jakoś dziwnie skręcona byłam, na trzeciej dopiero zaznałam jakiej takiej wygody.
Poczytałam, nawet mi się tak rajsko, sielsko, anielsko zrobiło, bo co chwila Frank do mnie przybiegał z językiem na wierzchu i kazał się głaskać - podrzucał moją dłoń pyskiem wysoko, mając nadzieję, że jak spadnie ponownie, to na jego kark i będę go miziać. Pachniał słoną wodą. Słońce w oczach. Takie intymne momenty z psiakiem nad oceanem. Serce przy sercu. Fajnie.
Książka arcy ciekawa, to się nie zorientowałam, że mnie pysk piecze. Jak znam życie, jutro wstanę i będę miała czerwone policzki i białe koła po okularach wokół oczu. Czoło oczywiście też białe. I wilka, bo pod tyłkiem tylko cienki ręczniczek. Znacie ten kawał o ułanach? Poruczniku na koń! Ale ja mam wilka. To na wilka.
A tak na poważnie, pomyślałam trochę też na tych skałach i muszę przyznać, że taki wieczór nad samym oceanem z psem i książką to jest absolutny luksus. Jak na to tak spojrzeć, ile by mi pieniędzy nie brakowało, jestem bogata.

11 komentarzy:

  1. Mam takie miejsce na skałach nad jeziorem, od zachodniej strony, więc w słonku, z widokiem na przesmyk na którym ruch jak na Marszałkowskiej, ale lubię pływadła różne to fajnie się patrzy.
    Więc rozumiem zachwyt.
    Po dwóch dniach lata znów wraca szarość. No tak deszczowego lata to chyba najstarsi Szwedzi nie pamiętają

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas dokładnie to samo, mówią że tak źle nie było od ponad 200 lat. Skąd niby to wiedzą hę?
    Takie gazetowe gadanie.
    Ale sprzyja nosowi na kwintę, bo się człowiek na ciepłe dni szykował, a tu dupa zbita

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasia, czy panowie się wczoraj umówili z tymi rybami??? My też pojechaliśmy i cały wieczór spędziliśmy nad jeziorem:)))Jezioro piękne, ale dojście- tragedia. Zabrałam do czytania "Zalotnicę niebieską", ale nie było mi dane, bo dostałam swoją wędkę i przykaz rzucania przed siebie- ryby jednak na tym nie ucierpiały:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, gdyby mnie mąż od książki wędką probował oderwać, to chyba tylko po to, zebym go tym kijem zdzieliła. Nie lubię łowić ryb, mogę co najwyżej mu kibicować.

      Usuń
  4. Kasiu, czy 'wilk' to przeziebione nerki czy czerwone policzki po odkryciu wilczego apetytu na ... zlota/zwedkowana rybke?
    ..."Takie intymne momenty z psiakiem nad oceanem. Serce przy sercu. Fajnie." - ale wyznania... fajne :D A maz tylko z tymi rybkami: 'wszystkie rybki...' do rymu - tez fajnie :D
    Pozdrowienia z kolanem pod broda :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Niejednokrotnie wystarczy chwila, byśmy poczuli się bogaci... Też tak mam, gdy pomykam na rowerku z którąś z córek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda? Ludzie kojarzą szczęście z nieustannym odczuwaniem radości i poczucia spełnienia, a mnie się wydaję, że na nie składa się setki takich chwil

      Usuń
  6. Takich chwil nie można kupić za żadne pieniądze. Jak dobrze, że takie małe - wielkie rzeczy nam się przytrafiają, jak dobrze, że możemy się z nich cieszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tego się nie da przecenić. Utyskiwałam strasznie, jak mnie mąż na te skały ciągnął, ale już tam będąc wychwalałam pod niebiosa jego upór.

      Usuń
  7. a ja byłam raz w życiu na prawdziwych rybach, łowiłam i nawet złowiłam. Chociaż mi się ta przygoda bardzo spodobała, to nigdy jej nie powtórzyłam. Wszystkim złowionym rybkom darowałam życie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iva, mój mąż jest jeszcze bardziej ekologicznym wędkarzem, po prostu nie łapie wcale :-D

      Usuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.