Dzieje się, jakby na przekór przyrodzie, która roztacza ostatnie uroki, straszy nas zapowiedziami sztormów, ale zdecydowanie skłania się już do zimowego snu, co oczywiście rzutuje też i na nas, bo niechcący spowalniamy wydatki energii i też się zaczynamy ogacać. Wiem, że w Polsce rzuty upałów, ale u nas już zdecydowania środek jesieni, nie ma litości. A tu trzeba się spiąć, kilka spraw nas czeka, a do tego, jak na złość, rachunki się piętrzą i z przepływem kasy ciężko. Płacę rachunki za telefon i prąd co dwa miesiące, jak to się zepnie z kolejną ratą podatku za samochód to już w ogóle rozpacz. A tu jeszcze nieoczekiwane sprawy, to znaczy niby oczekiwane, ale nie wiedziałam, kiedy dokładnie się zdarzą. Graduation córki w połowie miesiąca. Kilka lat ciężkiej pracy i teraz wszystko to znajduje finał w imprezie kończącej studia. Togi, fruwające czapki i te sprawy. Wcześniej rocznica ślubu nasza, całe 25 lat, już wiem, że moje plany na huczne obchody chyba spaliły na panewce, nie udźwignę tego finansowo. Będzie skromnie, ale najważniejsze, ze nadal razem, że się kochamy i zdrowi w miarę jesteśmy, za brylantami nie tęsknię, co mi po nich? Reszta najważniejsza.
Do Polski muszę wyskoczyć na kilka dni. Trudne sprawy, przykre to wszystko, chmury na głową. I wydatki. Chrystusem nie jestem, a nalewam z pustego. Ale to musi w którymś momencie strzelić jak stara guma w gaciach. Ciekawa jestem tylko kiedy?
Taka jestem przybita, że nawet nie potrafię zrobić nic, co by mi jakoś ulgę przyniosło. Oglądanie TV ani filmów - nic z tego, bo nie wiem, na co patrzę i co tam się dzieje; książek nie jestem w stanie czytać, bo gubię wątek najdalej po drugim zdaniu, muzyki trochę słucham, ale to przynosi ulgę tylko na kilka minut. I tak siedzę w ciszy, zasłuchana we własny strach i zniewolona niemocą. To minie, wiem, ale takie stany wiele mnie kosztują. Trzeba walczyć, też wiem i podnoszę obie ręce zwinięte w pięści, stawiam gardę, nie poddaję się, ale czasem mam wrażenie, że mięśnie mi odmawiają posłuszeństwa, że nie utrzymam.
Nie ma co się roztkliwiać, staram się nie, ale paradoksalnie jak sobie tutaj napiszę, to mi jakoś lżej. A mówią, że blogi są po nic. Nieprawda.
P.S. Wróciłam edytować, bo jak to napisałam, to oczywiście zaraz mnie
dopadły myśli, że inni mają gorzej, że też przechlapane, że dodatkowo
bez wsparcia, albo chorzy. Ja to wszystko wiem, głupia nie jestem, ale
się człowiek musi trochę ponurzać w swoich troskach, taka nasza natura.
Czyli dalej ciężko...Chciałabym cię przytulić i dobrego alkoholu się napić z tobą. Trzymam kciuki, żeby się żmija skończyła, a jak nie to może jakoś tasakiem na pół czy w łeb, sama nie wiem, bo ze swoją też się mocuję. Co przyduszę, to bydle wraca i to jakby żwawsze, w lepszej formie. Ale nic to! Do boju, do boju, do boju!!! Ściskam, całuję w pyska i parę zdrowasiek też klepnę w intencji, co by ci żmija zdechła!
OdpowiedzUsuńMarto, te życiowe żmije, co im łeb utniesz, to odrasta, i faktycznie, jakby więcej energii za każdym razem miały. Gdzieś tam sukces, zaraz dwie porażki, kurczę, życie potrafi dopiec, czyż nie? Ale nie dajemy się. Ty masz chociaż przed sobą wielkie wydarzenie - premierę Twojej książki.
UsuńCzasami tak, jest, niestety.
OdpowiedzUsuńŻycie nie rozpieszcza, pieśćmy się sami.
Życze powodzenia, żmiji urwij łeb.
futrzaku, ciągnę, kręce i nic, ale się staram. Pewnie jak wszystko w takich wypadkach, niezależnie od naszych starań, po prostu musi minąć, czyli przepełznie przez naszą rzeczywistość i się oddali w nieznanym kierunku, żeby nas wziąć z zaskoczenia następnym razem
Usuńcałkowicie Cie rozumiem w kwestiach żmiji i trudnych spraw.
UsuńŚciskam!
Bywa czasem tak, że ma się wrażenie, że kiedyś było może źle, ale i tak lepiej niż teraz, że ogólnie dobrze to już było. Ale jak parszywe minie - a w końcu minie - to znów weźmiesz oddech. Najważniejsze - jak sama piszesz - to to, że jesteście razem i że się kochacie. Bez kasy trudno (wiem sama jak bardzo), ale w samotności znacznie gorzej.Mentalnie jestem z Tobą i wierzę, że szybko się wykaraskasz. A na żmiję rzucam urok - nie zdradzę treści, bo jest obsceniczna i nieparlamentarna głęboko.
OdpowiedzUsuńWierchoł - biedna żmija, haha
UsuńŚciskam mocno, mocno,mocno!!!
OdpowiedzUsuńMonika, dzięki
UsuńPo to my właśnie jesteśmy żebyś mogła się nam wyżalić, też jak wywalę żale od razu mi się robi lepiej, chociaż troszkę. Przykro mi, że tak ciężko ostatnio, ale pamiętaj, że to minie. Ty to zresztą wiesz.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno!
papryczko, myślę też o Was, jak Wam się układa?
UsuńByła taka piosenka Czapińskiej:
OdpowiedzUsuń'Ciesz się z tego co masz
albo przynajmniej śmiej
ciesz się z tego co masz
jutro będziesz miał mniej!'
(chociaż bez melodii to nie brzmi tak optymistycznie jak było w zamyśle, hm)
Pozdrawiam optymistycznie.
inwentaryzacji - jeszcze mniej? Można wiem, ale to mnie jakoś nie pociesza :-(
UsuńNie wiem, jak cię pocieszyć. To bardzo trudne, a wiem, bo mamy co miesiąc podobne problemy i tylko modlę się, żeby nic nieoczekiwanego się nie wydarzyło.
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie, to niewiele, ale naprawde szczerze.
Socjo - wiele, wiele. Dzięki
UsuńJak widac nie jestes sama. Ja rowniez lacze sie w bolu..
OdpowiedzUsuńNie daj sie zmiji zadomowic. Zwalcz gada w zarodku.
Czasem, ale nie zawsze pomaga mocny alkohol. W niewielkich ilosciach najlepiej.
Pozdrawiam;)
Toya, w alkohol to ja nie będę iść, bo jeszcze mi się spodoba. Gada chyba trzeba polubić, bo zwalczyć niepodobna
Usuńja tez sciskam, sciskam, sciskam, mooocno, najmocniej
OdpowiedzUsuńu mnie nastroje dolujace, bo synek w wieku mojego zdiagnozowany bialaczka( czy to po polsku???) bezsilnosc okropna.
M, Jezusie, jaki synek w wieku Twojego, Twój?
UsuńW sumie Twój czy nie Twój, jednakowo straszne. Białaczka u malucha, namęczy się.
Kurczę, a ja tu o takich pierdołach
Nie mój, kolezanki, Polki, kuracja trwa 2 lata.
UsuńRokowania dobre.
A Twoje pierdoly są Twoje- ważne....głowa do góry!
rokowania może i dobre, ale co się namartwią, nachodzą po szpitalach, to ich.
UsuńWiem, że moje są mojsze, ale taki zimny prysznic w postaci choroby gdzieś tam, dobrze robi
Nie sciskam, bo mnie pewnie podejrzalabys o usilowanie uduszenia :)))) (przy twoim czarnowidztwie) ale tez nie pocieszam: zmija nigdy nie przemija, rodzi mlode zmijki, ktore rosna i sie dluuuuza. Dla pocieszenia - zmija to nie hydra i nie odrasta po odcieciu glowy ani ogona.... Mozna unikac zmiji jak zmiji i zyc obok :).
OdpowiedzUsuńJesien czuje sie nie tylko u ciebie. Ja mam radosc dla oczu z kolorowych lisci jesieni, na szczescie mam duzo drzew obok siebie i ani jednej ... zmiji, nosze kalosze wiec nie patrze pod nogi ale przed siebie.
Pozdrawiam (nie sciskam) kolorowo - A.
A - no tak, tu masz rację, nie zdycha a się rozmnaża. Fakt. Trzeba się uodpornić
UsuńJa tam udaję, że gadziewia nie widze. A do Polski i tak będę wkrótce dryłowała. To przypadłość związana z wiekiem Kaśka....
OdpowiedzUsuńAniu, no wiem wiem, ale pojęczeć trzeba
UsuńNie myśl o tym, że inni mają gorzej, ale ze Ty nie masz czegoś naprawdę najgorszego - wiesz, o czym mówię. Życie jest upierdliwe, niestety. A blogi są po coś, wiem to najlepiej, bo na Waszych plecach i dzięki Waszym słowom pocieszenia i ciepłym myślom jakoś ciągnę. Wróciłam przecież w najgorszej chwili po ratunek i go otrzymałam!
OdpowiedzUsuńWiem, że człowiek powinien być najważniejszy dla samego siebie i dbać o swoje problemy, ale jednak jak sobie pomyślę, o Tobie, czy koleżance M z dzieckiem z białaczką, to mi od razu strasznie wstyd i odmawiam sobie prawa do roztkliwiania się. To jest trochę koło zamknięte, bo nie mierzę się z problemem tylko go zamiatam pod dywan, bo niby nie mam prawa się takimi pierdołami zajmować, ale to i tak gdzieś tam kiedyś wyjdzie. Byle nie bokiem :-)
UsuńCzasem trzeba się "wyspowiadać" z trosk, nie żeby innym dowalić ciężaru, ale żeby sobie nieco ulżyć.
OdpowiedzUsuńDobrze, że szybko Ci mija, i to w zasadzie jak tylko napiszesz - to świadczy, że w środku nie jesteś pełna żalu i marudzenia, tylko czujesz się z nimi niezręcznie.
No i właśnie, ja ostatnio też mam etap, że z pustego już nalewam...
Dobrze będzie, walczmy dalej :)!
pozdrowienia!
Okazało się, że to była pełnia, ja zawsze tak reaguję w ten czas, totalnym dołem. Nie dość, że dzieje się nie najlepiej, to jeszcze łysy się przyplątał. A płacenie kredytu hipotecznego, czyli koniec miesiąca to już w ogóle dla mnie czarny czas
UsuńA propos tego o żmii, cudne, zapamiętam i będę używać ;)))
OdpowiedzUsuńBlogowa Kalina mi to kiedyś zapodała i też kupiłam. To cytat z Leca
Usuń