Monika Richardson pisze na swoim blogu, że nikt nie jest
takim wrogiem dla kobiety, jak druga kobieta. Nawet w telewizji wystąpiła w tej
sprawie i całkiem poważnie o tym dyskutowała. Bloga nie znam, ale mi oczywiście
w różnych serwisach ‘na siłę’ tę wiedzę objawili. Pani Monika się żali
wszędzie, gdzie chcą jej słuchać, a mnie to bardziej drażni i zniesmacza niż
pobudza do myślenia o mizerii kondycji kobiecych relacji, bo to jest po prostu
żałosne. Narobiła siary, do tego publicznie, a teraz jęczy, że komuś się to nie podoba. To samo
dotyczy Nowickiego juniora i Halinki od korali, najpierw musieliśmy znosić ich
zwierzenia o dozgonnej miłości, lodówkę otwierałam, a tam wyszczerzony Łukasz
siedział, a potem rozwód i dramatyczne apele w prasie – dajcie nam się rozejść
w spokoju. A takiego … chciałoby się powiedzieć, teraz to ja chcę znać
WSZYSTKIE szczegóły.
Są tacy artyści, którzy nie potrzebują kamer do każdego porodu, do kolejnych rozwodów i nowych miłości. Czy Wy wiecie, ile dzieci ma młody Opania? Czy Frycz nadal jest ze swoją żoną? A Dymna ma jakiegoś faceta? No właśnie, nie wiecie, ja też nie wiem. Jedynym celem upubliczniania swoich prywatnych spraw, może być pomoc innym, tak jak to zrobił Jerzy Stuhr, dzięki któremu dziesiątki chorych na raka ma nadzieję, że pozytywne myślenie i medycyna działają cuda. A co chciała nam powiedzieć Monika Richardson swoimi rewelacjami o rozstaniu z mężem i nowym związku z Zamachowskim, ojcu kilkorga dzieci, bodajże czwórki? Jak znam życie, to tyle, że każda kobieta zasługuje na szczęście, kiedy tylko poczuje taki zew, brać co jej się żywnie podoba, nawet jeśli to jest mąż innej babki. Bo pani Monika jest już w takim wieku, że wolnych panów po prostu nie ma, a ci, co są, to albo z odzysku, albo się do związków nie nadają. Prawda jest taka, że jest większe prawdopodobieństwo, że trafiłby ją samochód na pasach, niż, że trafiłby jej się wolny sensowny facet. To sobie wzięła zajętego, uwolniła i on ci jej. Oczywiście znajdą się natychmiast tacy, którzy zakrzykną, że życie jest jedno, że szczęście jest wartością nadrzędną, że jakby jego małżeństwo było udane, to by nic nie wskórała i tak dalej w ten deseń. Wszystko to prawda, ale jest też inna prawda, na przykład to, co mówi w lipcowym Twoim Stylu, w męskiej rozmowie z Jackiem Szmidtem Artur Żmijewski, który jest w podobnym wieku i też w długoletnim (28 lat) związku z jedną kobietą:
„Kiedy przez lata stwarzasz świat, w którym najpierw dwoje ludzi, a potem ich dzieci mają poczucie bezpieczeństwa, kiedy widzisz, jak rozpina się taki parasol, pod który każde z nich może się schowa, to pojawia się odpowiedzialność za to wszystko. Mimo, że po 15, 20 latach relacja między kobietą i mężczyzną jest już inna. Jeśli mówimy o męskości, to facet musi sobie ustalić priorytety. Jeśli decydujesz się być z kimś i obiecujesz mu, że na dobre i na złe, warto sobie o tym przypomnieć co jakiś czas. I w chwili kryzysu zastanowić się, co dalej. Czy otworzy się jakiś totalny kosmos? No i co będzie za rok, dwa… Powiesz ‘do widzenia’? Zostawisz bliską osobę z problemami, zawalisz jej świat?”. Na to Jacek Szmidt pyta, słusznie drążąc temat, bo każdy może tak powiedzieć, kiedy nie ma niczego konkretnego na myśli – Musiałeś kiedyś zabić w sobie nielegalną miłość? I tu mnie Żmijewski zaskoczył szczerą, mądrą odpowiedzią – „W tak długim okresie byłoby niemożliwe nie zabijać takich uczuć. Czasem spotykasz kogoś, z kim się świetnie gada, potem uświadamiasz sobie, że jesteś tą osobą zafascynowany. Ale co dalej? Po jakimś czasie zafascynuje cię następny obiekt i następny…”
I zaraz mi się przypomniał stary wywiad z Krystyną Jandą, która na pytanie, co by zrobiła, gdyby się zakochała, a była wtedy w związku z operatorem Edwardem Kłosińskim, odpowiedziała – zabiłabym tę miłość. Pamiętam te słowa dokładnie, bo mnie zszokowały. Jak to, pomyślałam, a gdzie prawo każdego człowieka do szczęścia, do wielkiej miłości? Nosiłam te słowa w sobie wiele lat, często o nich myślałam, może teraz trochę więcej, bo właśnie minęło 25 lat mojego zamążpójścia i przyznałam jej rację. Tak jak ona wtedy, i ja teraz mogę powiedzieć – za dużo ludzi na nas liczy, za dużo jest w ten związek zaplątanych, zależnych, emocjonalnie związanych, żeby sobie ot tak, dla jakiegoś widzi mi się, wpaść w nowy związek, który niby co, nagle będzie lepszy i jedyny? Przecież ten właśnie się rozpadający też miał być wyjątkowy i na całe życie. Też zabiłabym inną miłość, bezwzględnie.
Postawa Richardson mnie mierzi głównie dlatego, że najpierw lata całe musiałam, chciałam czy nie, wysłuchiwać tego, jak ona jest zakochana w swoim lotniku, jak ceni życie między Polską a Anglią, jaka jest szczęśliwa, a teraz potrzebny jej rozgłos, próbuje zmienić kolor swojej aury w mediach, bo wydaje książkę o tym, dlaczego już jej się Anglia nie podoba, co ją tam drażni i ona się musi sprzedać. Ona i On układają sobie życie od nowa, a kilka osób wokół z tego powodu musi się borykać z poczuciem klęski, wielkiej straty i odrzucenia. Do tego nawet nie mają warunków, żeby się z tym w spokoju uporać. Może gadam jak stara ciota, ale na takich fundamentach to się dobrego życia nie da zbudować.
Są tacy artyści, którzy nie potrzebują kamer do każdego porodu, do kolejnych rozwodów i nowych miłości. Czy Wy wiecie, ile dzieci ma młody Opania? Czy Frycz nadal jest ze swoją żoną? A Dymna ma jakiegoś faceta? No właśnie, nie wiecie, ja też nie wiem. Jedynym celem upubliczniania swoich prywatnych spraw, może być pomoc innym, tak jak to zrobił Jerzy Stuhr, dzięki któremu dziesiątki chorych na raka ma nadzieję, że pozytywne myślenie i medycyna działają cuda. A co chciała nam powiedzieć Monika Richardson swoimi rewelacjami o rozstaniu z mężem i nowym związku z Zamachowskim, ojcu kilkorga dzieci, bodajże czwórki? Jak znam życie, to tyle, że każda kobieta zasługuje na szczęście, kiedy tylko poczuje taki zew, brać co jej się żywnie podoba, nawet jeśli to jest mąż innej babki. Bo pani Monika jest już w takim wieku, że wolnych panów po prostu nie ma, a ci, co są, to albo z odzysku, albo się do związków nie nadają. Prawda jest taka, że jest większe prawdopodobieństwo, że trafiłby ją samochód na pasach, niż, że trafiłby jej się wolny sensowny facet. To sobie wzięła zajętego, uwolniła i on ci jej. Oczywiście znajdą się natychmiast tacy, którzy zakrzykną, że życie jest jedno, że szczęście jest wartością nadrzędną, że jakby jego małżeństwo było udane, to by nic nie wskórała i tak dalej w ten deseń. Wszystko to prawda, ale jest też inna prawda, na przykład to, co mówi w lipcowym Twoim Stylu, w męskiej rozmowie z Jackiem Szmidtem Artur Żmijewski, który jest w podobnym wieku i też w długoletnim (28 lat) związku z jedną kobietą:
„Kiedy przez lata stwarzasz świat, w którym najpierw dwoje ludzi, a potem ich dzieci mają poczucie bezpieczeństwa, kiedy widzisz, jak rozpina się taki parasol, pod który każde z nich może się schowa, to pojawia się odpowiedzialność za to wszystko. Mimo, że po 15, 20 latach relacja między kobietą i mężczyzną jest już inna. Jeśli mówimy o męskości, to facet musi sobie ustalić priorytety. Jeśli decydujesz się być z kimś i obiecujesz mu, że na dobre i na złe, warto sobie o tym przypomnieć co jakiś czas. I w chwili kryzysu zastanowić się, co dalej. Czy otworzy się jakiś totalny kosmos? No i co będzie za rok, dwa… Powiesz ‘do widzenia’? Zostawisz bliską osobę z problemami, zawalisz jej świat?”. Na to Jacek Szmidt pyta, słusznie drążąc temat, bo każdy może tak powiedzieć, kiedy nie ma niczego konkretnego na myśli – Musiałeś kiedyś zabić w sobie nielegalną miłość? I tu mnie Żmijewski zaskoczył szczerą, mądrą odpowiedzią – „W tak długim okresie byłoby niemożliwe nie zabijać takich uczuć. Czasem spotykasz kogoś, z kim się świetnie gada, potem uświadamiasz sobie, że jesteś tą osobą zafascynowany. Ale co dalej? Po jakimś czasie zafascynuje cię następny obiekt i następny…”
I zaraz mi się przypomniał stary wywiad z Krystyną Jandą, która na pytanie, co by zrobiła, gdyby się zakochała, a była wtedy w związku z operatorem Edwardem Kłosińskim, odpowiedziała – zabiłabym tę miłość. Pamiętam te słowa dokładnie, bo mnie zszokowały. Jak to, pomyślałam, a gdzie prawo każdego człowieka do szczęścia, do wielkiej miłości? Nosiłam te słowa w sobie wiele lat, często o nich myślałam, może teraz trochę więcej, bo właśnie minęło 25 lat mojego zamążpójścia i przyznałam jej rację. Tak jak ona wtedy, i ja teraz mogę powiedzieć – za dużo ludzi na nas liczy, za dużo jest w ten związek zaplątanych, zależnych, emocjonalnie związanych, żeby sobie ot tak, dla jakiegoś widzi mi się, wpaść w nowy związek, który niby co, nagle będzie lepszy i jedyny? Przecież ten właśnie się rozpadający też miał być wyjątkowy i na całe życie. Też zabiłabym inną miłość, bezwzględnie.
Postawa Richardson mnie mierzi głównie dlatego, że najpierw lata całe musiałam, chciałam czy nie, wysłuchiwać tego, jak ona jest zakochana w swoim lotniku, jak ceni życie między Polską a Anglią, jaka jest szczęśliwa, a teraz potrzebny jej rozgłos, próbuje zmienić kolor swojej aury w mediach, bo wydaje książkę o tym, dlaczego już jej się Anglia nie podoba, co ją tam drażni i ona się musi sprzedać. Ona i On układają sobie życie od nowa, a kilka osób wokół z tego powodu musi się borykać z poczuciem klęski, wielkiej straty i odrzucenia. Do tego nawet nie mają warunków, żeby się z tym w spokoju uporać. Może gadam jak stara ciota, ale na takich fundamentach to się dobrego życia nie da zbudować.
*w tytule posta wykorzystałam tytuł znanego polskiego filmu
bardzo dobrze gadasz jestem za i podpisuje się pod tym obiema "ręcami", jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B i Z,
OdpowiedzUsuńtak jest, jeśli oczywiście nie wchodzi w grę wielka krzywda, znęcanie się
UsuńPamiętam jeszcze wypowiedź Jandy, która na pytanie: czego sobie życzycie z mężem na nowy rok, powiedziała "żeby nam się nie przytrafiła nowa miłość (do kogoś innego)".
OdpowiedzUsuńMądrze napisałaś. Zgadzam się.
tak, nikt mądry nie wyklucza takiej sytuacji, że przez ileś tam dziesiąt lat nie ulegnie fascynacji kim innym, kwestia tylko, czy pozwolimy temu uczuciu kwitnąć, czy ukręcimy hydrze łeb
UsuńJa słyszałam kiedyś takie zdanie -pokochać kogoś to nic złego, tylko problem z tym,że nie wszyscy wiedzą,co z tą miłością należny zrobić....U nas tez 25 lat;)
OdpowiedzUsuńwitam:) jestem u Ciebie po raz pierwszy i już musiałam się odezwać;)Pozdrawiam
Miśka, cieszę się, że trafiłaś i się odezwałaś do tego. Witaj.
UsuńJak zobaczyłam nicka to myślałam, że to moja córka, bo ona też Miśka, czyli Michalina.
A teraz zajrzę do Ciebie :-)
Rozumiem, skąd się biorą takie dzikie fascynacje, rozumiem, że kiedy związek w kryzysie to jesteśmy jacyś tacy, bardziej nie wiem - krusi (od kruchy...), slabsi, podatni na pokusę, na takie typowe zludzenie, ze "tym razem bedzie inaczej" "ale to jest prawdziwa milosc". To jest taka pewnosc absolutna "o jakiej mowili prorocy" jak pisze Anna Janko. Wtedy trudno myslec do konca racjonalnie, argumenty ze przeciez kiedy sie czlowiek wiazal z obecnym partnerem to tez byly motylki w brzuchu i tak dalej nie docieraja. Czlowiek slepnie i tylko ta mantra "teraz bedzie inaczej". A dzisiaj jest bardzo malo kulturowych/spolecznych hamulcow, powstrzymujacych przed takim zachowaniem. Jest wrecz pewne przyzwolenie spoleczne na takie rzeczy, zwlaszcza w kregach artystycznych. Pogon za "prawem do szczescia" bo skrupuly sa takie purytanskie i antyfeministyczne, brr. Dla mnie podstawa milosci jest lojalnosc i zaufanie na rowni z motylkami w brzuchu i mam nadzieje ze to by mnie powstrzymalo w przypadku realnego zagrozenia. Realne i zdrowe wyrzuty sumienia. Nigdy nie chcialabym zrobic czegos takiego.
OdpowiedzUsuńwłaśnie, teraz nie ma żadnych hamulców, ludzie się pobierają i rozwodzą jakby szli na obiad do restauracji. Ale tu mamy do czynienia z ludźmi starej daty, jakby nie patrzeć, związak Big Zbiga wieeeeloletni, i tak wszystko na śmietnik?
UsuńKasiu, dobrze to ujelas. Ja mialam dosc dobra opinie o Pani Monice w czasie kiedy byla naczelna Zwierciadla, lubilam ich czytac. Ale ostatnio wysluchalam rozmowy z Nia w DDTVN, bylo o promocji ksiazki i miedzy innymi o tym jak Jej dzieci znosza caly ten szum medialny wokol Jej prywatnych spraw. I tu rece mi opadly, gdyz p. Monika stwierdzila beztrosko, ze wlasciwie dzieci chyba nie odczuly jakos specjalnie zmiany w ich zyciu, nie zadaja tez za bardzo pytan o to dlaczego nie ma "tego czy tamtego pana", Ona mysli wrecz ze zyskaly na tym ze pojawilo im sie w rodzinie wiecej osob.
OdpowiedzUsuńSama jestem po niedawnym rozwodzie, klikunastoletni zwiazek, (cale szczescie powodem rostania nie
byly osoby trzecie), mam corke i choc rozwod byl dobra dezycja dla mnie to widze jak to wplywa na dziecko, zeby w nie wiem jakiej zgodzie rodzice sie rostawali. Nie oszukujmy sie, rozbija sie dziecku rodzine i tyle. I pomylalam sobie sluchajac p. Moniki: no po prostu idiotka. Albo moze to zauroczenie tak Jej mozg zmiekczylo. Przepraszam, moze ja jestem za malo postepowa. Rozpisalam sie, chyba tracilas Kasiu czula strune :-). Pozdrawiam z wietrznej Florydy!Kinga
Kingo, witaj, pierwszy raz chyba Cię tu widzę. Mam nadzieję, że huragan Was nie wywieje i krzywdy nie zrobi. Tak się zawsze martwię, kiedy o tym słyszę. Widziałam skutki Hugo na początku roku 1990 trwały jeszcze naprawy po tym, co uczynił pod koniec poprzedniego.
UsuńA jeśli idzie o te ich sprawy, nie lubię, kiedy matka bagatelizuje sprawy dzieci, zaklinając rzeczywistość na swoją korzyść. A może po prostu chowają głowę w piasek, mają nadzieję, że się samo ułoży? Pewnie się ułoży, ale ja nie chcę o tym już nic słyszeć.
A nie, ja nie po raz pierwszy :-). Kiedys juz wymienilysmy emaile, przy okazji afery z Twoim blogiem w bylej pracy :-).
UsuńU nas tylko wietrznie chwala Bogu, ale NY grzmotnelo niezle.
Kinga, dobrze, że się ucisza, tak mówili, chcoiaż nie bagatelizowali jeszcze
UsuńZaczyna mnie naprawdę zadziwiać, jak bardzo się z tobą zgadzam:)
OdpowiedzUsuńMarto - uśmiecham się
UsuńWiesz Kasiu.
OdpowiedzUsuńNie wypowiem się tak pewnie, że należy zawsze zabijać tę nielegalną miłość. Nie jestem pewna. Czy to rzeczywiście zawsze dobre rozwiązanie, bo to zależy od wielu czynników. Ale w historii Richardson-Zamachowski obrzydliwe jest to, że Richardson spowiadała się publicznie niemal z każdego orgazmu jakiego doznała z nowym ukochanym. Nie licząc się ani z uczuciami żony ani tym bardziej z uczuciami dzieci ukochanego. Nie przepadałam z nią nigdy, znielubiłam szczerze za to co zrobiła z inteligentnego Zwierciadła, ale to co wyprawia ostatnio, przechodzi naprawdę wszystkie granice.
Zastanawia mnie jednak reakcja faceta, czyli Zamachowskiego. Przecież to naprawdę rewelacyjny aktor, utalentowany także wokalnie. Zawsze był na poziomie. Nigdy nie musiał się sprzedawać brukowcom. Dlaczego wyszczekanej kochance kagańca nie założył ? Aż tak mu na rozum padło ?
provincial, o to to, nic o nim nie wiedzieliśmy, poza jego rolami i występami, aż tu nagle Zamachowski z lodówki wyskakuje za kazdym razem, jak po masło sięgam. Brrrr
UsuńMoja pierwsza mysl jak sie dowiedzialam o tym zwiazku i calym tym bajzlu to bylo: no nie, zeby o takiego brzydala Zamachowskiego...Ok milosc jest slepa ale zeby az tak...Wydaje mi sie ze czasem ludzie wiaza sie z soba i potem zostaja z soba bo czas zeby sobie zycie ulozyc, bo dziecko w drodze, bo to bo tamto. A jak nie ma uczucia takiego glupiego, milosci, to potem ta milosc przyjdzie do innej osoby i wtedy walic cale przywiazanie i inne wartosci. Niech sobie pani Monika i pan Zbyszek robia co chca, to ich zycie jest, co mi sie nie podoba to calkowity brak klasy w lansowaniu tego zwiazku w sposob jaki to robi ona. No zeby opowiadac jak to sie uprawia seks z rana z facetem ktorego sie wlasnie gwizdnelo innej kobiecie to jest zero po prostu. Widzialam jakis fotoreportaz o nich i na jednym zdjeciu ten Zamachowski siedzial w fotelu, brzydal z brzuchem, jego eks sobie znajdzie przystojniaka bo calkiem fajna z niej babka i tak sie to powinno skonczyc. A jeszcze co do celebrytow ujawniajacych wszystko na lamach prasy: takie pozowanie w objeciach na okladce Vivy a za rok wylewanie brudow jak to zle bylo i jaki on/ona byl/byla naprawde to jest tak bezklasowe i zalosne ze szkoda nawet mowic. Dub
OdpowiedzUsuńBrak klasy jest tu najbardziej rażący. I też mam nadzieję, że sobie Pani Aleksandra, żona czyli, fajnego chłopa znajdzie
UsuńMnie już tylko dziwi jedna rzecz..że jeszcze ktoś jest w stanie stwierdzić, że krytyka głupoty- patrz takie postaci jak-( Natalia Siwiec, Monika Richardson itp itd..) to wynik ''zazdrości''. To mnie śmieszy i żenuje zarazem. Zalew głupoty, mierności, pustoty jest tak wielki, że naprawdę atakuje cię to przy każdej okazji, nie zazdroszczę natalii siwiec, jest miliony pieknych kobiet, ale to że wywiady z nią są z niczego, a że pocałowała kobiete, a że co w jej niemaniu to miłość- ludzie, czy my musimy tego słuchać? A co do Młynkowvej to dokładnie- najpierw wylewy o miłości a potem że dajcie mi spokój- ciągle to samo powtarza 90 procent celebrytów. Sumując mnie wkurza te przyzwalanie na głupotę, na to że pisze się o tym a nie o dobrym filmie czy książce,itp itd..
OdpowiedzUsuńpani Siwiec powinna zdecdowanie wyglądać, a nie się prowadzać po programach, bo na urodzie traci
UsuńA u mnie 20 lat i to bez ślubu, łatwo nie jest....
OdpowiedzUsuńnigdy łatwo nie jest, związek to nie jest pasmo samych radości, trosk też nie brak
UsuńJa jestem na początku swojej podróży, bo młoda jestem i małżeństwo dopiero przede mną. Mam za sobą już zmianę lubego na innego i muszę przyznać, że dobrze się stało, że na tym etapie znajomości to miało miejsce a nie później, tylko ja wiem, ile bólu mi to sprawiło (mimo że na własne życzenie), sporo wyrzutów sumienia ciągnących się za mną (nie dlatego, że to była zła decyzja, tylko że zraniłam bliską mi osobę) i wiem, że nie chcę tego więcej powtarzać.
OdpowiedzUsuńRównież nie podoba mi się postawa tych celebrytów, bo zachowują się, jakby to była normalna rzecz. Ich dzieci mogą teraz nie mieć nic przeciwko, ale jaki przykład oni im dają. Jak dorosną, to za przykładem mamy czy taty np. po pierwszej lepszej kłótni związek zakończą rozwodem, bo tak będzie wygodniej.
Oludzie, związki i rozwiązki w fazie przedmałżeńskiej są jak najbardziej normalne i oczywiste. Człowiek szuka drugiej połówki, swojej drogi, nie może się wiązać z kimś na całe życie, bo nie chce kogoś zranić. Ale po małżeństwie w kilkunastolenim stażem powinno się już oczekiwać większego rozsądku. A przede wszystkim nie epatowania wszysktich wokół swoim szczęściem, kiedy ono jest zbudowane na gruzach innych uczuć i to wszystko świeże jak rana po urwaniu nogi
UsuńJanda wiele razy powiedziała coś dosadnie, a co miało głęboką mądrość. Tak jest, ludzie ulegają fascynacjom, tyle, ze jeśli związek funkcjonuje dobrze i jest coś wart, trza się zatrzymać na etapie rozmyślań. Inna rzecz, czy związek obecnego narzeczonego Richardsonowej był ok? Pewnie nie, tyle, ze po jaką cholerę robić z tego takie widowisko. Ano dlatego, ze Richarsonowa uwielbia robic za gwiazde w bardzo złym stylu, a narzeczony na tyle zdurniał, że zaczyna sie temu poddawać. I tak się to skończy źle, za duzo jest "fe" w tej sprawie.
OdpowiedzUsuńPewnie coś zgrzytało u niej, coś u niego, ale czy ja o tym muszę wiedzieć? Czy to mnie musi uwierać? przejmuję się tymi dziećmi i porzuconą żoną bardziej niż powinnam, przecież ich nie znam. A jakieś sugestie o udanym seksie w nowym związku to w ogóle powoduja u mnie odruchy wymiotne, naprawdę wypadałoby mieć klasę i dać ludziom spokój, w swoim gronie to rozwiązywać
Usuńszczerze mówiąc unikam tabloidowych informacji z prywatnego życia tzw. gwiazd, nie interesuje się z kim kto jest w ciąży, za czyją żonę się inny mąż wziął etc., ale rzeczywiście ludzie są żądni krwi, którą tzw. celebryci dostarczają i to nie rzadko za pieniądze, a potem ci sami celebryci oczekują intymności i nieinteresowaniem się ich życiem. Najwyższa hipokryzja!
OdpowiedzUsuńCo do nowych związków, to różnie bywa i często to co widzimy, to tylko to, co dane nam zobaczyć. Nie wszystko złoto co się świeci. Słaby fundament da się wzmocnić, pod warunkiem, że tego się chce.
Iva, tutaj niczego nie trzeba się domyślać, bo dostajemy wszystko na tacy, czy tego chcemy czy nie
Usuńzgadzam się z Tobą, świetnie to napisałaś.
OdpowiedzUsuńWkurza mnie to że coraz częściej do związku podchodzi się jak do konsumpcji, łatwiej wymienić niż naprawić.
Mnie mąż wymienił na nowszy model, czasami się zastanawiam, czy jest teraz tak szczęśliwy, jak myślał, że będzie.
wymiana na noszy model to jest straszny rodzaj zdrady. Odejść, bo się nie układa i dalej się nie da, boli obie strony tak samo i jest uczciwym postawieniem sprawy, ale zauważenie, że się nie układa dopiero wtedy, kiedy się poznaje nowe osoby, nie wydaje mi się w porządku
UsuńWitaj Kasiu,
OdpowiedzUsuńpodczytuje co u Ciebie od czasu do czasu, a poniewaz tym razem zgadzam sie w stu procentach z tym co napisalas,postanowilam dodac komentarz. Ostatnio jedna z moich przyjaciolek zdecydowala sie "lepszy" model. Lepszy, bo ja rozumie i jest zdecydowanie bardziej aktywny w lozku. A stary "sprawdzony", bo wychowuja razem niepelnosprawna corke jest juz be. bardzo mi przykro, bo byli taka uzupelniajaca sie para, widac do czasu.
Niedawno przeczytalam gdzies, ze na pytanie zadane malzenstwu w zlota rocznice slubu- jak udalo im sie wytrwac tak dlugo, mieli odpowiedziec:"Nalezymy do pokolenia, ktore jak sie cos zepsulo, to sie staralo to naprawic, a nie wyrzucic". Nic dodac, nic ujac.
Z Mediolanu pozdrawia Renny, osiemnasty rok malzenstwa.
Renny, cieszę się, że się 'pokazałaś', witaj.
UsuńStrasznie mi się podoba to, co piszesz o naprawianiu i niefrasobliwym wyrzucaniu, to takie prawdziwe
Po takich postach cieszę się, że jestem daleko od polskiej prasy i polskiej telewizji...
OdpowiedzUsuńA na tutejszych celebrytów staram się nie zwracać uwagi. Moje życie zajmuje mnie po uszy i jeszcze trochę :)
ja nie śledzę, to mnie samo dopada, na przykład, kiedy słucham radia w sieci
UsuńJa o całej aferze z Richardson przeczytałam na blogu zdaję się u Moniki S pierwszy raz, teraz u Ciebie. Nie zdarzyło mi się trafić na jakiś news w mediach. No ale pewnie w Trójce nie mówili:) Ale jak przeczytałam o aferze i że chodzi o Zamachowskiego, to z gębą rozdziawioną siedziałam ze zdziwienia. Niesmaczne to jest, bez klasy. Trzeba mieć jakąś godność i uszanować, tych którzy zostali porzuceni. I jeśli już tak się zdarzy, że jednak nie potrafimy, nie chcemy, bo tamto to może wcale nie była prawdziwa miłość (same bycie ze sobą przez lata jeszcze sprawy nie załatwia) tej nowej miłości udusić w zarodku, to nie wyrządzajmy jeszcze większej krzywdy, niż już zostało wyrządzonych. Ja kiedyś też nie zabiłam w zarodku uczucia, do którego wtedy formalnie nie miałam prawa i dzięki temu mój mąż stał się moim mężem i siedzi teraz obok mnie. Ale wtedy to ja byłam tylko w związku (sześcioletnim wprawdzie), żoną tamtego mężczyzny (cudnego zresztą) nie byłam, więc to trochę inna sprawa. Wiem jedno, że nigdy nie chciałabym doświadczyć takiego pomieszania wszystkiego ponownie. Brr. A teraz to jest TO i niechaj tak pozostanie;)
OdpowiedzUsuńRany ja się spać kłaść muszę! Oczy mi już wypływają, ale tak to już jest, że Ciebie nie można przestać czytać:)
Dobrej nocy.
Papryczko, ale jest różnica 6 lat wolnego związku, a kilkanaście lat w małżeństwie z dziećmi. Pewnie niewielka, ale jednak. I sama wiesz, jak było, gdy trzeba było rozwiązać ten węzeł. A gdyby tak było u was dużo dzieci, a u obecnego męża, wtedy jeszcze nie, drugie tyle, to co? Albo ty nagle sama z gromadą dzieci, a mąż brylujący w TV, na łamach i jego flama opowiadająca o szczęściu nieprzebranym wszem i wobec. Nawet sobie nie wyobrażam tego
UsuńPapryczka ma rację - Ty uzależniasz :)
UsuńNo jasna sprawa, że u mnie to było zupełnie coś innego. Było trudno, ale nie byliśmy w związku małżeńskim, nie mieliśmy dzieci. Ja sobie nie wyobrażam takiego rozstania po długim związku i jeszcze dzieciaczki. Koszmar!
UsuńAle tak abstrahując już od zamieszania medialnego jakie czynią wokół siebie wspomniani, to tak sobie rozważam taką sytuację. Jest para. Są ze sobą bardzo długo, mają dzieci, dom i psa. I jedno z nich nie kocha już drugiego (albo od początku był nie do końca ze sobą fair i nie kochał na poważnie), albo przestał kochać (bo przecież takie rzeczy się też zdarzają, bo na przykład dużo złego się zdarzyło w związku-nie przemoc, ani nic, ale niefajnie im było-w dużym uproszczeniu. Wiadomo, że w związku nie jest zawsze fajnie), i to jedno spotyka kogoś i zakochuje się, a po jakimś czasie wie, że kocha przez duże K, że doświadcza czegoś najpiękniejszego w życiu, ale lojalność i przywiązanie, które jest drugą naturą człowieka nakazuje mu zabić tę miłość. Nie odchodzi, zostaję i wszyscy są nieszczęśliwi.
Taka wizja mnie przeraża, za to raduje mnie myśl, że ja wybrałam cudnie. Mam najwspanialszego męża na świecie, choć nie jest bez wad:)
mnie nie oburza to, ze oni się w ogóle rozstali, mnie oburza to cale gadanie, to nurzanie partnerów w ich sprawach, nie liczenie się z ludźmi. Podobno MR powiedziała, ze byki już takie są, że biorą co chcą nie patrząc na nic. Najlepiej zwalić wszystko na znak zodiaku.
UsuńNie odbieram broń boże ludziom prawa do szczęścia, ale ich szczęście nie jest ważniejsze od szczęścia innych.
Jeśli idzie o zabijanie, to raczej nie na etapie szaleństwa i nurzania się w chemicznych oparach, a na etapie - uczynić krok, czy zaniechać
A czasami ta nowa fascynacja pozwala zobaczyć stary związek w nowej perspektywie i zamiast burzyć- scala, cementuje, naprawia... Różnie się losy plotą.
OdpowiedzUsuńRuda, jeśli to by się miało tak skończyć, byłoby świetnie. Ale tu nastąpiła odwrotność cementowania
UsuńMoze pytam jak 'stara ciota': A 'co to' jest 'Richardson'?
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym łapkami i nogami. Naprawdę podoba mi się to co napisałaś.
OdpowiedzUsuńpimposhka - czyli mamy taki sam pogląd na sprawę.
UsuńZajrzałam, a tu o celebrytach, już myślałam, że sobie odpuszczę czytanie, bo to temat mało mnie interesujący. Ale dobrze, że nie odpuściłam, bo to mniej o celebrytach, a bardziej o związkach i rozwiązkach, o klasie, odpowiedzialności... Mądry wpis.
OdpowiedzUsuńAgnes, zapewniem, że u mnie nigdy plot o celebrytach nie uświadczysz, chyba, że mnie one do przemyśleń, takich jak te, doprowadza, wtedy tak
UsuńEh, Kasiu, byłoby cudownie na tym świecie, gdyby wszyscy podzielali optykę pana Żmijewskiego i pani Jandy. Niestety, życie pisze własne scenariusze... Nawet we własnej rodzinie mam przypadek trzeciego małżeństwa faceta, który myśli tylko o sobie i własnym samozadowoleniu. Szkoda, że z każdego związku ma dzieci, nieszczęśliwe dzieci...
OdpowiedzUsuńwiem, wiem, ale dążyć trzeba raczej do dobrych wzorców
UsuńPrzyznam , że szerokim łukiem omijam wszystkie programy telewizyjne i portale pseudoinformacyjne , które żywią się plotkami o "gwiazdach"...ale to taki rodzaj informacji , którym jestem wszędzie zarzucana...
OdpowiedzUsuńcóż , popyt tworzy podaż ... ludzie traktują migawki z życia publicznych osób niemal jak jakąś brazylijską telenowelę ... nikt , kto szanuje siebie nie chce grać w niej głównych ról / a jeśli mu się taki epizod w życiu zdarzy - to potem się tego wstydzi /... ale wiele jest też osób , które zrobią wszystko by medialnie zaistnieć...
Wspomniałaś o Annie Dymnej , która jest idealnym przykładem gwiazdy , której światło bije dzięki jej dorobkowi artystycznemu i wieloletniej pracy charytatywnej , a nie dzięki plotkom ...
Dymna i wielu innych, taki popularny teraz Więckiewicz, jakieś strzępy informacji o nim, a przecież u szczytu popularności teraz
Usuń