środa, 13 lutego 2013

Post się zaczął, ale ja jeszcze o kolędzie, ostatnim rzutem na taśmę



Kiedy byłam dzieckiem, strasznie bałam się księży. Zawsze wydawali mi się facetami z wiecznie marsowymi minami, wszystkowiedzącymi i napompowanymi swoją ważnością. Wielki ‘nauczyciel’ na piedestale, przedstawiciel Boga na ziemi, wszystko widzi i niechybnie ukarze, kiedy zgrzeszę. Oczywiście nikt mi nigdy nie powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką i moje grzechy są małej wagi, tak powszechne, że przepraszamy za nie na początku każdej mszy, bo nie ma takiego człowieka, który by w ciągu tygodnia czegoś takiego nie zrobił, jakieś drobne kłamstwa, złości, niesłuchanie mamy itp. Był też raz grzech nieczystości – mama kazała umyć zęby, a ja tego nie zrobiłam przed snem. Wybaczone mi to zostało, ale myślałam, że na zawał zejdę w konfesjonale.
Najgorzej bywało podczas wizyt duszpasterskich, czyli tak zwanych kolęd. Datę znaliśmy wcześniej, więc na tydzień przed miałam już objawy nerwicowe, mdłości, brak łaknienia, zawroty głowy, obniżenie nastroju. Nie mogłam spać, czekałam na ten dzień jak na sąd ostateczny. Gorzej, bo ten jest jeden i tyle, wszystko jasne, a kolęda co rok strach od nowa.
Moja babcia była bardzo kościelna. Właśnie tak, nie tylko wierząca, ale i fanka kościoła, obrzędów, grup różańcowych, księży i zakonnic. Podejrzewam ją o to, że jej marzeniem było służyć Bogu, a życie ułożyło się jej tak, że poszła inną drogą – rodzina, dzieci, wojna, wszystko nie tak. W kościele czuła się jak w domu, ja zawsze jak intruz, bo strach mnie blokował. Zakonnice też zawsze były strasznie ważne, wiecznie wrzeszczały, czepiały się, budziły grozę i zupełnie nie po bożemu, tłukły dzieci linijką, jak tylko te zapomniały słów jakiejś modlitwy. Babcia zawsze starała się u nas być, kiedy przychodził ksiądz, bo należeliśmy do tej samej parafii, co ona (o dziwo, bo to dwa końce miasta, ale jakoś dziwnie oba połączone z Katedrą) i znała tam wszystkich. Poza tym po prostu to lubiła. Wkraczała do naszego domu odpowiednio wcześniej i zaraz brała się za ćwiczenie jedynej wnuczki, czyli mnie, w kwestii znajomości pacierza, przykazań itd. Gdybym miała rodzeństwo, rozłożyłoby się to na kogoś jeszcze, wspieralibyśmy się, moglibyśmy odreagować ten stres, obśmiać, a tak, wszystko uderzało we mnie i znikąd pomocy. Moja mama był anty-klerykalna, ale umiarkowanie, nie manifestowała tego zawzięcie, babci pozwalała robić swoje we względzie ureligijnienia wnuczki, sama do tego ręki nie przykładała. Ojciec też zachował dystans. Tak, więc babcia przygotowywała wszystko do wizyty, krzyż, woda święcona, wnuczka wystrojona. Pierwszy dzwonek – ministranci – czy państwo przyjmujecie księdza? Niewinne pytanie, a ja najchętniej zakopałabym się pod ziemię saperką, niech no tylko mnie nie będzie widać, słychać i czuć, niech on przyjdzie i pójdzie. Nic z tego, trzeba było przejść przez wszystkie elementy kolędy – chodzisz na religię, a umiesz Ojcze nasz, a tu masz obrazeczek.
Wydawałoby się, że człowiek z takiego strachu wyrasta, ale nie, już mężata i dzieciata, kiedy tylko słyszałam ‘procesję’ na schodach, dostawałam rozwolnienia, brało mnie na wymioty, raz schowałam się w szafie, ale musiałam wyjść, bo pies stał przy drzwiach i drapał, zdradzając mnie tym. Głupie bydlę, nie mógł mi darować chociaż on? Mąż dostał ataku śmiechu, kiedy to pierwszy raz zobaczył. Zawsze opanowywała mnie w obecności księży głupawka – raz powiedziałam, ze się dopiero urządzamy i widzi ksiądz – każdy mebel z innej parafii. Innym razem dwóch księży nas odwiedziło, mąż wychodził z jednym pokojem, ja kuchnią z drugim księdzem, mąż myślał, że ja dałam kopertę z ofiarą, ja, że on, w każdym razie potem w ‘judaszu’ nomen omen, zobaczyłam, że nam czerwoną krechę stawiają w notesie. Tak mnie to zeźliło, że nie wyszłam za nimi z pieniędzmi. Skoro mam już krechę, to niech.
Co kraj do obyczaj, tak się mówi, ale ja bym to zawęziła – co region kraju, to inne zwyczaje. Przeprowadziliśmy się do Siedlec, a tam jest zasada, że jak ksiądz opuszcza dom, to jeden z gospodarzy odprowadza go do kolejnej rodziny, czy to do domu, czy do mieszkania, nawet, żeby to miało być naprzeciwko w tym samym korytarzu. Fajnie nawet, ale ja nie wiedziałam, więc ich zawsze puszczałam ‘samopas’, a to wielki nietakt. Ech, zawsze coś nie tak.
Od nerwicy klerykalnej uwolnił mnie paradoksalnie ksiądz. Spotkałam w tychże Siedlcach nauczyciela religii mojej córki, który był wtedy młodym wikariuszem. Ksiądz Artur swoją otwartością, normalnym podejściem do życia i wiary, do nauczania, uczłowieczył w moich oczach ród księży, zdjął z tej profesji ‘demoniczność’, która mnie pętała strachem, a wprowadził poczucie humoru i zdrowe podejście do wszystkiego. Bywał u nas prywatnie, graliśmy w Scrabble, zajdaliśmy się pizzą mojego autorstwa i dyskutowaliśmy o świecie. Fajne to były chwile.
Co nie zmienia faktu, że jak tylko ktoś wspomina o wizycie duszpasterskiej, natychmiast tężeję i robi mi się słabo. Pies Pawłowa wypisz wymaluj.

23 komentarze:

  1. nie przepadam za takim kolendowaniem ale w tym roku mam to już z głowy wizyta się odbyła następna w przyszłym roku......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fiszko - no właśnie, mam z głowy, rok mam czasu... A dlaczego nie - dopiero za rok, szkooda.

      Usuń
  2. Od kiedy mieszkam "na swoim" nie przyjmuję księdza chodzącego "na żebry", bo kolędowaniem nazwać tego nie mogę. Pięć minut, srotytoty, koperta i jazda dalej, bo czas nagli, wielu wiernych czeka, albo wieczorną mszę odprawić trzeba. Co innego, gdy jestem u rodziców, to potulnie odpowiadam na pytania księdza, zupełnie tak samo, gdy miałam dziesięć lat, tylko wierszyka na powitanie nie mówię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, jak tylko człowiek wyląduje u rodziców, od razu mała dziewczynka. Też tak miałam, ale teraz już nie mam komu 'małodziewczynkować'

      Usuń
  3. Widzisz, czasy sie zmieniaja. Teraz spowiadasz sie na blogu :D. Daje ci rozgrzeszenie pod warunkiem, ze pomilczysz jakis tydzien :D (mam do tego prawo, zyje w necie i na blogowiskach, czytam kazania i wysluchuje/wyczytuje grzeszki czystosci i nieczystosci blogera okraszone czasem mocnym slowem a czasem tylko 'dziwacznym').
    Dopisek:
    "zajdaliśmy się pizzą mojego autorstwa" to znaczy co robiliscie z ta pizza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klerykalnie znerwicowany15 lutego 2013 12:35

      Ech, cala ta opowiazdka [post] to pic na wode!

      Usuń
    2. Acha, Kasia (Kaska bo dorosla), pizzowala/picowala z ksiedzem (="zajdaliśmy"). Po wpisaniu w wyszukiwarke slow "zajdaliśmy" AND "pizza" otrzymalam zapytanie czy szukam slowa "picowanie" :D

      Usuń
  4. Nas ze sztampowości wizyty duszpasterskiej wyleczył kochany ksiądz Krzysztof, duchowny świetej cierpliwości wielkiego ducha i równie wielkiego brzucha, który był proboszczem polskiej prafii w Pradze. Jego wizyta u nas była wizytą dobrego przyjaciala. Nasze córki za nim przepadały. A potem przeprowadziliśmy się do Derby i wszystko było inaczej, ale to już specyfika tutejszej parafii.
    O naszym księdzy Krzysztofie mój mąż kiedyś napisał tak http://wolinscy.blox.pl/2008/01/O-ksiedzu-ktory-jezdzi-tramwajem.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gurnt to rodzinka - grunt (sic!) to trafić na swego. Jak ksiądz ludzki i człowiek dobry, to się człowiek do takiego przekona, przywiąże, swobodnie czuje. Szkoda, że już go nie macie

      Usuń
  5. Oj Kasiu. Kosciol Katolicki w Polsce to samo zlo jest. 29 lat robili wszystko aby mnie do siebie zniechecic i im sie to wreszcie udalo (mimo wszystkich sakramentow z mezem bralam slub cywilny). Dopiero w Anglii znalazlam osoby, z ktorymi o wierze i Bogu moge porozmawiac bez zadecia, bez kazania, bez zagladania pod koldre i bez madrosci na tematy, na ktorych ksieza sie nie znaja bo nie maja prawa sie znac.

    Zostalam ochrzczona w wieku 9 lat bo wczesniej zaden ksiadz nie chcial tego zrobic. Jak bylam mala i chodzilam na katecheze do kosciola (to byla jeszcze komuna, lekcje religi byly w 'podziemiu') to siostry zwracaly sie do mnie per 'ty maly diableku'. Na lekcji religi w liceum ksiadz nam powiedzial, ze jak nasi ojcowe sa w morzu (miasto nad morzem, co drugi ojciec to marynarz) to nie sa wierni zonom, bo przeciez zaden dorosly mezczyzna nie wytrzyma bez seksu az tyle czasu. KSIADZ!!! To naprawde tylko kilka kwiatkow, nie jestem tendencyjna, jedyny dobry przyklad z mojego zycia to ksiadz, ktory wreszcie mnie ochrzcil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak opowiadasz o chrzcie i przeszkodach, to mnie się od razu nóż w kieszeni otwiera, bo jak można odmówić ochrzczenia dziecka.

      Usuń
  6. Ale kolęd ci na rozstrojonym fortepianie nie kazali grać! To dopiero trauma z dzieciństwa;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nam grać nie kazali, bo nie umiemy, to mogliby ruski rok czekać i nic. Ale jak mniemam Ty musiałaś

      Usuń
  7. Kolęda najbardziej mnie cieszy, jak już jest po, chociaż mam w sumie dość pozytywne doświadczenia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. iw - czyli jedna z tych wizyt, które trzeba zaliczyć, ale największa radosć jest w tedy, gdy zamykamy za wizytującym drzwi

      Usuń
  8. Straszne traumy przeżywałaś.
    Tak sobie myślę, ile w sposobie przebiegu kolędy lub jakiegokolwiek innego spotkania z księdzem jest naszej winy? Ile razy koperta nie jest żebraniem księdza a naszym żebraniem o brak stresu, o "niezaglądanie pod kołdrę" (ogromniem ciekaw jak to się odbywa:) ), za niezadawanie niewygodnych pytań przed udzieleniem sakramentów itd? I jedni i drudzy cżęsto chcą odbębnić kolędę. W końcu spotkamy się, przy dobrym układzie, dopiero za rok, nie? Po co sobie głowę zaprzątać duperelami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. slaveck - nie uważam, żeby koperta była żebraniem, uznawałam prawo do otrzymywania pieniędzy na parafialny kościół, nie mam z tym problemu. Natomiast nie bardzo wiem, o czym mówisz, kiedy wspominasz o zaglądaniu pod kołdrę itp. Nie mam nic do ukrycia, sakramenty wszystkie są, kołdra i pod- ta sama od 26 lat, sumienie czyste miałam zawsze, a już jako dziecko to w ogóle - a bać się bałam

      Usuń
  9. A broń mnie Panie Boże przed zaglądaniem pod cudze kołdry, a w cudze sumienia to już w ogóle. Ale w komentarzach pojawiły się głosy, że kolęda "to żebry", ktoś nie lubi kolędy bo ksiądz "zagląda pod kołdrę". Więc się pytam, dlaczego ten ktoś przyjmuje kolędę pod kołdrą i jak wygląda technicznie zaglądanie księdza pod kołdrę, bo nigdy nie doświadczyłem, choć tych kolęd już trochę w moim życiu było :D i jeszcze napisałem o tym, że o jakości kolędy decydują wszystkie strony biorące w niej udział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. slaveck, a widzisz, to ja przegapiłam to o kołdrze w komentarzach. Jeśli idzie o jakość kolędy, że decydują wszystkie strony, to się trochę nie zgadzam, bo jednak ludzie grają tak, jak ksiądz zagra, bo to przeciez gość. Poza tym moje wspomnienia są raczej z czasów, co się księdza w pierścień całowało i miał ostatnie słowo, był autorytetem, a potem po latach jak się okazało, ze ma dwójkę dzieci w mieści i to każde z inną kobietą, to nam gały na wierzch wyszły. Poza tym ksiądz odwiedza rodziny i te, które trochę na bakier z kościołem i udzielaniem się, powinny być delikatnie przekonywane do uczęsczania, a nie w łeb i kara, jak małe dzieci. To już nie te czasy, a jeszcze się zdarza.

      Usuń
    2. OK, więc jak Ty "idziesz w gości" to jesteś mniej odpowiedzialna za atmosferę spotkania? Chyba nie, gospodarz i gość grają różne role, ale czy spotkanie zaliczy się do udanych, to już ich wspólna odpowiedzialność. Ogólnie jestem zdania, że jak mam kogoś zaprosić tylko po to żeby się cieszyć, że już wyszedł i to w dodatku za łapówką, to to się chyba jakoś nazywa, nie? A przecież żaden ksiądz nie chodzi po kolędzie w kominiarce i nie wali z buta w zamknięte drzwi krzycząc przy tym :"Biuro Parafialne! Wszyscy na ziemię!"
      Jakie rodzaje strasznych kar stosują księża za bycie na bakier z kościołem?

      Usuń
    3. Sławku- nie chodzę do przypadkowo wybranych domów, więc to porównanie jest chybione. Poza tym ten wpis dotyczy mojego odbioru tych wizyt w dzieciństwie i co mi z tego zostało, a nie problemu wizyt duszpasterskich generalnie i odpowiedzialności za ich powodzenie. Kiedyś ksiądz to nie było kolega czy koleżanka, więc nie można było porównać tego z innym spotkaniem towarzyskim. Nikt nie zmuszał, ale czuliśmy się zmuszeni, co jest paradoksalne, ale tak było.
      Jeśli tak to lubisz, przyjmuj nawet co miesiąc, mnie nic do tego

      Usuń
    4. Wg mnie za kolede mozna podziekowac po fakcie albo przed :/ to tak jak z pytaniami:
      -Herbata?
      -Dziekuje.
      -Dziekujesz TAK czy dziekujesz NIE?
      -Dziekuje NIE :) (przykladowo)
      Przeciez pan ksiadz sam nie przychodzil w gosci ale najpierw informowal, ze wtedy i wtedy bedzie chodzil z koleda po okolicy. Dawal tym mozliwosc wybycia mieszkanca np do... kina. Dodatkowo odbywalo sie to co roku miej wiecej w tym samym czasie wiec mozna bylo cos zorganizowac na NIE. Jako dziecko moglas dostac pfff drgawek, sraczki lub czkawki albo zachorowac na odre, ospe lub grype tylko.
      Wspolczuje mimo wszystko trudnego dziecinstwa i rozumiem Twoj pesymizm na starosc.

      Usuń
  10. Pani Kasiu, prosze zaprosic nauczyciela religii, ksiedza Artura, do znajomych na FB (do tej pory go tam nie ma) i bedzie 'git'(pogadacie sobie po 26 latach o dobrych czasach pizzowania).
    Zastanawia mnie jak dlugo jest sie 'mala dziewczynka' (mentalnie), do czterdziestki czy do piedziesiatki, po ktorej zaczyna sie zyc dojrzalym zyciem aby zyskac sobie znow prawo do zdziecinnienia lub zapomnienia sie w koncowce bytu. To nie uogolnienie (aby nikt sie nie obrazil) ale konkretne 'case'.

    Paradoksalna nerwico klerykalna.... Cicho wiem!

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.