poniedziałek, 1 lipca 2013

Jak uczesać myśli? No jak?

Mija tydzień od powrotu z Polski, a ja do tej pory nie mogę zebrać myśli, jakoś ich uporządkować, a przede wszystkim zebrać się do kupy i coś napisać. Dzisiaj już potraktowałam to zadaniowo, bo zależy mi na tym blogu, na Was. Cały dzień wykonywałam jakieś dziwne ruchy, aż sobie pomyślałam, że jak nie teraz, to mnie chyba szlag trafi przez tą blokadę.
Wyjazd o kraju był trudny, to już wiadomo, nihil novi.
Ale też miły, dzięki przyjaciołom, którzy mnie przytulili do siebie, to wielka wartość i tego nie powinnam deprecjonować swoimi prywatnymi demonami.
W Polsce czuję się obco. Nie, nie na ulicy, nie że nie mogę się odnaleźć w sklepie czy banku, ale mentalnie zaczęłam odstawać i nic na to nie poradzę. Nie chcę tu wywoływać dyskusji, w komentarzach się z tego tłumaczyć, ale nie chcę też omijać szerokim łukiem - zaatakowało mnie od samego początku chamstwo, nieokrzesanie może raczej i nieuprzejmość rażąca, oraz smród niemytych ciał. I to nie w samolocie, czy nawet na lotnisku (gdzie ludzie czasem kilkanaście godzin w podróży), ale w autobusie miejskim czy sklepie na przykład.
Też nie jest to tak, że wszyscy tacy, ale wystarczająco dużo, żeby zauważyć. Oczywiście mogłabym mnożyć przykłady, ale nie chcę, bo to żałosne. Pojechała baba do swojego kraju i się skarży. Co poradzę jednak, że właśnie tak było. Prywatna firma przewozowa, która ma stronę internetową, zapisałam numer, dzwonię i tłumaczę, że nie mam dojścia do internetu, czy mogą mi podać godziny odjazdu. O 7.30 było dla mnie za wcześnie, poprosiłam o następną, nasłuchałam się inwektyw, na końcu rzucono słuchawką. W urzędzie panie miłe nawet, ale niektóre niepotrzebnie wyniosłe i niepomocne. Niektóre podkreślam.
Za to w sklepach, w kinie, transporcie miejskim ludzie, którzy powinni być służbowo naznaczeni uprzejmością (co oni sobie prywatnie myślą, to ich sprawa) - nie są. Co gorsza to często właściciele. Powiem to, bo się uduszę - mam wrażenie, że w Polsce niektórym ludziom się w dupach poprzewracało, nawet Ci, a może nawet głównie ci, którzy mają nieźle, są roszczeniowi, chamscy i ciągle narzekają. Natomiast ci ludzie, którzy widać cienko przędą, biedniejsi lub starsi, są uprzejmi i pomocni.
I żeby było jasne, nie miałam nie wiadomo jakich oczekiwań, nie obnosiłam się łańcuchami złotymi, których nie mam, nie zachowywałam się głośno, nie wychodziłam z żądaniami, wręcz na odwrót - byłam umęczona psychicznie, cicha, z opuszczonymi uszami i wdzięczna, aż za bardzo, za każdy przejaw uprzejmości. Może dlatego?
Nie stać mnie było na taksówki, wszędzie jeździłam autobusami, a najczęściej per pedes. Podczas jednego z rajdów przez miasto, zauważyłam kątem oka na wystawie jubilera anioła. Takiego niepozornego, ale wołał do mnie i ja go zauważyłam. Potrzeba mi było pocieszenia, chociaż takiego. Wchodzę do sklepu. Wielki jak dupa słonia, pusty. Na samym końcu pan sprzedawca, ale wiem, że też właściciel. Pytam go, gdzie ma anioły, bo wypatrzyłam takiego fajnego na wystawie i bardzo bym go chciała kupić? On pokazuje na gablotę za swoimi plecami. Stoję i grzecznie czekam, aż się przesunie i mi da zobaczyć, czy jest tam ten 'mój'. Ale on sterczy i plecami zasłania całą gablotę. Zajęty strasznie, coś tam dłubie. Akurat tam, w tym miejscu, w tym momencie nie mógł przerwać, chociaż miał klienta, który wyrazem twarzy, całym sobą manifestował potrzebę zakupu anioła. Powoli schodził mi z twarzy uśmiech, potem zaczęła mnie pokrywać jak mżawka rozpacz czarna, że ja tego anioła mieć nie będę, nie mogę dłużej czekać, a on się nie przesunie, już to wiem. Odwracam się na pięcie i odchodzę, idę długim sklepem, wzdłuż gablot - zegarki, pierścionki, łańcuszki i żadnego klienta. I ja z poczuciem, może bezsensownym, ale co poradzę, że tak się czułam, poniżenia, upodlenia konsumenckiego. Już wychodząc usłyszałam jego głos, coś tam mówił, żebym nie odchodziła, że on się teraz już odsunie. I tak było wszędzie. W kiosku, gdzie się po prostu ucieszyłam na widok książki (o zakupach papierowych więcej w Notatkach Coolturalnych), im bardziej to manifestowałam, tym bardziej pan był nabzdyczony.
W cukierni, wraz ze słodkimi wypiekami, sprzedaje się dobry nastrój. Tak zawsze myślałam. Ale nie, w naszej Poznańskiej panie są nie wiedzieć czemu strasznie sztywne i na granicy srogiego, wojskowego drylu. Zamawiaj, płać (wcale niemało) i spadaj. I to niezależnie od pory dnia i szerokości mojego uśmiechu.
Ach, miałam nie podawać przykładów, a jednak mnie poniosło.
I niech mi nikt nie mówi, że zdziczałam, czepiam się itd. Chowałam się w tym kraju, w tym mieście, pamiętam czasy, kiedy robiło się zakupy w spożywczym za rogiem, mama pisała listę i dawała pieniądze oraz siatkę. Jak się zapomniało z domu portmonetki, pani dawała sprawunki, a płaciło się potem. Dzieciaki zawsze dostały cukierka, dobre słowo albo ścierką przez łeb, w zależności, co się tam wyprawiało. Można było stać z nosem przyklejonym do szyby, gdzie stał baranek wielkanocny albo inne fajne rzeczy były i nikt nie krzyczał, ze się tę szybę brudzi. Sąsiedzi doglądali dzieci na ulicy, w zależności, gdzie się one bawiły. Wszyscy się znali, kłaniali się sobie i zawsze zamienili kilka słów. Sąsiedzi w bloku byli sobie życzliwi, a ci heterowaci w mniejszości i legendy sobie o nich opowiadano, taki folklor. Teraz też jest za rogiem sklep, ale pani nie wiedzieć czemu zła jak osa. Nie tylko dzieci się jej boją, ale i dorośli też.
W ogóle nie rozumiem, dlaczego ludzie u nas są tacy śmiertelnie poważni. Jak się człowiek zaśmiewa i zagaduje, to spotyka go mur - kuloodporny i dźwiękoszczelny. 
Oczywiście było też dużo miłych zdarzeń, ale te powinny być w zdecydowanej większości, a nie w niezdrowym balansie 1:1.
Nawet wyrzucałam sobie za-ostrość spojrzenia. Nic bliskim nie mówiłam. Dzisiaj moje dzieci pojechały do Polski i pierwsze, co usłyszałam, to, że straszna nieuprzejmość i smród w autobusie. Haha, lato panie, lato!
I pomyśleć, że jak napisał o tym Meller, o czym przypadkiem dowiedziałam się dzisiaj (o tym waleniu spod pach), szukałam czegoś innego i mi felieton wpadł na ekran, to go zjedli na surowo. Dziwne, przecież wszyscy to muszą widzieć i czuć, to powinno być raczej brane na wesoło, a nie walić kogoś między oczy, że się odważył o tym napisać. 
Paradoksalnie zdałam sobie też sprawę, jak bardzo tęsknię za Polską, za codzienną prasą, która moim zdaniem jest bardzo ciekawa. Za przyjaciółmi, za polskim stylem życia. Gdyby tylko dało się połączyć dwa światy, tamten i ten, byłoby po prostu idealnie.
Przepraszam za te jęki, ale przelewało mi się z lewa na prawo i nie umiałam tego w sobie utrzymać. A ponieważ słowa same są czasem bezsilne, dodam tylko, że to powyżej jest w tonie żałości, nie złości

66 komentarzy:

  1. A ja cie rozumiem. Doskonale. I wiem ze niezrecznie o tym mowic czy pisac. To w ogole nie ma znaczenia do czego sie wraca i z jakiego powodu do Polski. Kocham tam jechac, zawsze jest bez stresow, przyjemnie..ale zauwazam dokladnie to co ty, czuje to i wychwycam w sekunde. Dobrze ze wrocilas, widzialam jakie ksiazki przywiozlas, o M. Jaruzelskiej juz przeczytalam, slyszalas o ksiazce ''The light between oceans'' wlasnie notke napisalam jestem zachwycona. Pozdrawiam cie serdecznie! buska!

    OdpowiedzUsuń
  2. I tesknote tez rozumiem. Dlatego tam wracam. Bo kocham ten kraj, choc widze to co ty dokladnie i tez juz nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że to kwestia ustroju, braków w sklepach, ale to chyba po prostu nasza taka natura. Polacy jadący z UK czy Irlandii, na lotnisku, zachowują się już inaczej

      Usuń
  3. Mnie tez wstyd sie przyznac, ale na ulicach w Polsce czuje sie o wiele bardziej niepewnie niz w Ire. Nie chodzi nawet o jakies niebezpieczne dzielnice - wiadomo ze w Dublinie tez sa miejsca do ktorych lepiej sie nie zapuszczac a w centrum pewne ulice ktore lepiej omijac - ale jakies takie napiecie w powietrzu polskim jest, ze nozem mozna kroic. W Irlandii jest jakas taka wieksza swoboda oddychania. Nie mam wrazenia, ze agresje wdycham.

    Mysle ze w duzej mierze zawinil ustroj byly, nie tylko ze wzgledu na braki w sklepach, ktore uczyly ze trzeba walczyc o przetrwanie a urzad to twoj wrog. Ale chodzi tez o to, ze nauczono ludzi pewnej nieufnosci, i to sie tylko wzmoglo w tym drapieznym kapitalizmie, ktory nawyki urzedniczo/biurokratyczne wciaz ma z poprzedniego systemu. Uprzejmosc to slabosc dla wielu.

    Nie zmienia to faktu, ze kiedy czytam na przyklad Zagajewskiego albo jakies inne eseje to mysle sobie, jak bardzo mi brakuje tej wlasnie perspektywy, tej wrazliwosci, tej a nie innej czulej ironii. Doceniam irlandzka, bardzo doceniam, to fantastyczni ludzie, dopiero wlasnie czytajac uswiadamiam sobie te tesknote. No i przyjaciol mi brakuje polskich bardzo. I lasow. Zielona kurcze wyspa a lasow jak na lekarstwo. Ponoc do Connemara trzeba jechac w lesnych celach. No ale na tesknote nie poradzisz. Czesc zycia po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hannah właśnie drzew i lasów nam tu najbardziej brak. mnie jak mnie, ale mąż wychowany u skraju lasu, gdzie sama borowiki, cierpi okrutnie.
      Tęsknota czasem się włącza i masz rację,najbardziej jak się coś czyta

      Usuń
  4. Dokladnie cie rozumiem. Dokladnie tak samo to odczuwam i widze gdy jestem w PL. Tylko zagluszam to w sobie bo jestem zazwyczaj krotko, wiec nie chce sobie i tak juz krotkiego pobytu psuc... ale kocham wracac, chocby na chwile...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HubEdi - też staram się nie wiedzieć, ale przychodzi moment, że się nie da

      Usuń
  5. Kochamy nasz kraj bo to tam sa nasze wspomnienia, miejsca i ludzie, ktorych kochamy. Niestety czasem to co mamy w naszych glowach odbiega od rzeczywistosci a my sami traktowani jestesmy jak Ci co z kraju wyjechali, kasy maja jak lodu i nie maja pojecia jak naszym rodakom w kraju jest zle i jak musza ciezko tyrac zeby zarobic te marne nic nieznaczace grosze. Wydawalo by sie ze wobec tego, ze Polacy na obczyznie to najlepsi funfle na swiecie. Jeden drugiemu bezinteresownie pomaga,serdeczni, usmiechnieci....Tak by sie wydawalo a jednak czesto jest inaczej.Juz czasem sama nie wiem, ktore doswiadczenia sa w odbiorze bardziej zaskakujace. Usmiech nic nie kosztuje a sprawia cuda. Zycze wszystkim duzo serdecznosci. Przesylam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KaBu, o to to, uprzejmość, uśmiech mamy do rozdania całkiem darmo, nawet się nie zmydli, a i tak żałujemy innym

      Usuń
  6. Witaj Kasiu!
    przede wszystkim ciesze sie,ze wrocilas i, ze znowu piszesz!
    Jesli chodzi o Twoje polskie wrazenia - to musze przyznac, ze moje sa podobne. Jezdze do Polski tylko raz w roku i czekam na ten wyjazd od miesiecy, a na miejscu nie zawsze jest "rozowo". Ludzie smutni i szarzy. Jak sie usmiechniesz i zagadasz do nie wiadomo czy nie potraktuja jak wariata. Jak tylko sie dowiedza, ze mieszkasz za granica to patrza jak na Krezusa...A z drugiej strony: tak milej i uczynnej pani jak w moim banku w Polsce nie spotkalam nigdy, tak profesjonalnej obslugi w radio taxi, z ktorego czasami jestem zmuszona korzystac, bo sama nie prowadze, tez nie. Tak jak sama napisalas - jest 1:1 i moze tylko czasami, nie zdjac sobie z tego sprawy, upiekszamy nasze wspomnienia z dziecinstwa ..? Pozdrawiam serdecznie Wyspa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyspo, ja też mam dobre wrażenie z banku, dziwne, bo kiedyś tam tak nie było. Taksówkarze też przemili, czyżby to jakaś prawidłowość nowa?
      Nie raz doświadczyłam tego, że mój uśmiech i podejście personalne do sprzedawcy powodowały popłoch. A już zagadanie do sąsiada, nieznanego mi, bo mama w nowym bloku mieszka, ale co mi tam, mogę być miła i dla nieznaomych, ryzykowne jednak, bo myśleli, że coś sprzedaję chyba

      Usuń
  7. A ja z odwrotnej perspektywy. Jeżdżę do Irlandii co roku i po powrocie przez pierwsze dni przeżywam frustrację: uśmiecham się do ludzi i widzę wytężoną pracę myślową ("wariatka? a może chce mnie okraść?"), zagaduję w autobusie, a człowiek się odsuwa.
    O zapachach pisać nie będę - szczęśliwie do pracy nie jeżdżę w godzinach szczytu.
    Najbardziej zaskoczona byłam kilka lat temu na gdańskim lotnisku - przesuwałam się w tłoku do odprawy, odruchowo przeprosiłam młodego człowieka i usłyszałam:"Przepraszam? A po co? Już nie trzeba, już w Polsce jesteśmy!"
    I faktycznie, narzekanie to sport nasz narodowy. Nie lubią mnie ludzie, bo uważam, że mając podstawy do niezadowolenia z warunków, w jakich przyszło mi żyć nie będę narzekać, bo od tego tylko zmarszczki, a tych zawsze za dużo ;-)
    Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oslun, zamurowało mnie, odpowiedź Polaka, że już nie trzeba, to po prostu szok.
      A zmarszczki, jak już muszą być, to lepiej śmieszki

      Usuń
  8. Kasiu z przyjemnością przeczytałam ten post (no i fajnie, że znów piszesz) i uważam, że nie ma co się krygować. Ja bardzo często krytykuję Polskę i to jest dla mnie bardzo przykre. Nie dlatego aby zaczynać zdania 'A u NAS w Anglii to...' bo ja nie jestem u NAS i Polska jest i zawsze będzie w moim sercu. To właśnie dlatego jestem dla mojej ojczyzny taka 'surowa' bo żal mi pupę ściska. Uważam, że Polacy to taki fajny naród a tak sobie nie potrafimy państwa i społeczeństwa zorganizować. Po raz pierwszy przyjechałam tu na wakacje, do pracy w pubie w 2002 roku. Pamiętam, że dużo wolnego czasu razem z moim kumplem spędzaliśmy na mieście, łażąc po ulicach, wykorzystując bilet na metro do granic możliwości i korzystanie z darmowych atrakcji (wiadomo, nie było kasy na nic innego). I pamiętam jak bardzo byliśmy zdziwieni, że 'o kurde' Ci ludzie tutaj są no stop zadowoleni i 'się szczerzą'. Dla nas to było niezmiernie dziwne!
    I tu taka historyjka, jedna z moich w tym temacie. Była parę lat temu w domu, w Świnoujściu, właśnie otworzyli kawałek 'nowej' promenady, powstały nowe lodziarnie i kawiarenki. Majowy weekend, pierwsze dni. Usiadłam z koleżanką i chciałam zamówić lody ale w karcie wszystkie desery składały się z trzech gałek lodów. Dla mnie to za dużo więc poprosiłam kelnerkę (to była właścicielka) czy mogę ten sam deser dostać ale z dwoma gałkami, Pani na to, że nie. A ja, że chętnie zapłacę pełną cenę i za te trzy gałki ale poproszę dwie. Nie udało mi się pani przekonać, wstałam i wyszłam, lody zjadłam w lodziarni obok.
    Piszesz, że w Polsce miałaś 'uszy po sobie' może dlatego byłaś tak traktowana? Bo wiesz, w Polsce to teraz trzeba zademonstrować, że jest się 'zwycięzcą' liderem i generalnie buraczyć ile się da to wtedy Cie dopiero zauważają i 'szanują'. :) Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też czuję się nadal z Polski i mój kraj jest dla mnie ważny, dlatego tak przeżywam.
      Ten numer z lodami taki znamienny, też miałam podobne

      Usuń
  9. A ja mysle, ze ten odbior Polski to wynik procesu zachodzacego miedzy uszami odbiorcy. Reszta jest taka jaka zawsze byla. Wystarczy tydzien, dwa i nic znow nie przeszkadza cieszeniem sie chocby chwilowym pobytem w Ojczyznie :) Mnie na przyklad wnerwiaja tacy emigranci po 10 latach emigracji co sie im w nosach poprzewracalo! Eh!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Cię wnerwiają i wcale Ci się nie dziwię. Głodny sytego nie zrozumie i na odwrót. Ja uważam, że każdy Polak powinien choć raz w życiu wyjechać 'na zachód' (nie, nie do hotelu All inclusive) choćby na tydzień, dwa i przyjrzeć się jak może działać społeczeństwo obywatelskie, struktury państwowe i kapitalizm. Zapewniam Cię, że nawet średnio inteligenty szympans będzie musiał otworzyć oczy i stwierdzić jest coś na rzeczy i że może Polska nie jest jednak tak do końca 'normalnym krajem w środku Europy'.

      Usuń
    2. W Polsce mieszka duzo ludzi, miasta nie wyrabiaja. A czy w Polsce nie ma tez kapitalizmu? Niestety nie wszyscy moga byc kapitalistami :D A ubustwo smierdzi prawie jak niechlujstwo: trudno odroznic ktore wania. 'Czysty brudnego nie zrozumie', dlaczego ten pachnie inaczej :D
      A niedawno czytalam jak to autorce bloga smierdza rowniez puby irlandzkie smrodem papierosowym, piwnym i moczem :) Nawrazliwosc jakas? Nawyk narzekania wszedzie i na wszystko?
      Dziwne, ze obcokrajowcy (ci prawdziwi) uwazaja, ze Polacy to bardzo pogodny, usmiechniety i zyczliwy narod :).

      Usuń
    3. No właśnie, dziwne! Niestety nie rozumiem Twojego wywodu na temat 'prawdziwych' obcokrajowców'. A kim są w takim razie Ci 'nie prawdziwi?' Bo mnie się wydaje, że albo ktoś jest obcokrajowcem albo nie.

      Usuń
    4. No ci, ktorzy zaczynaja sie obco czuc we wlasnym kraju :D

      Usuń
    5. No tak, masz rację. Wydaje mi się, że aby poczuć się obco we własnym kraju wcale nie trzeba emigrować (aczkolwiek emigracja może wzmocnić takie odczucia). Zainteresowało mnie to co napisałaś o 'prawdziwych' obcokrajowcach, którzy uważają Polaków za pogodny, uśmiechnięty i życzliwy naród. Jak myślisz, dlaczego 'prawdziwi' obcokrajowcy tak myślą a Polacy już nie?

      A swoją drogą Kasia ma rację, jak zabroniono palenia w pubach i ulotnił się dym papierosowy to puby zaczęły capić niemiłosiernie. Dopiero wtedy właściciele się zorientowali, że trzeba toalety doszczelnić itd. Wcześniej smród fajek maskował wszystko inne.

      Usuń
    6. Sama dalas sobie odpowiedz: zaslona dymna jest odczuwanie dyskonfortu psychicznego (omamy zaopachowe) spowodowane niezadowoleniem z sytuacji, w ktorej osobnik sie znajduje (frustracje roznego rodzaju od rozbieznosci rzeczywistosci z marzeniami o niej) powoduja, ze powroty do 'kraj dziecinstwa' zamiast pachnac niebieskimi migdalami... no wlasnie: cuchna jakos obco :D Dla 'prawdziwego' obcokrajowca jest to element egzotyki tylko, wchlaniany cala otwartoscia nozdrzy nosa.
      Piszesz, ze kazdy powinien wyjechac do innego kraju aby sie przekonac... polecam kraje gorace, gdzie cuchnie do wymiotow wlacznie :D WSZEDZIE :D i obiektywnie.
      Ps. Czy slowo 'capic' nalezy rozumiec jako zapach wydzielany przez 'capa'?

      Usuń
    7. O matko, wogóle Cię nie rozumiem. Nie wiem o co Ci chodzi z tym zapachem/smrodem itd. Napisałam, że każdy powinien przejechać się na 'zachód' (a na 'zachodzie' raczej nie jest gorąco, przynajmniej klimat nie odbiega bardziej od tego w Polsce) i nie po to aby wdychać egzotykę ale przyjrzeć się funkcjonowaniu państwa i wyciągnąć konstruktywne wnioski.

      Usuń
    8. Bo zapach to jest cos pierwotnego; po zapachu poznaje sie swojego lub obcego :D. Reszta to dopiero wytwor danej kultury, wyuczone zachowanie.
      'Zapach' to taki symbol rozpoczynajacy wszystko inne: dlaczego ktos sie usmiecha lub nie, dlaczego jest grzeczny kulturalnie lub objawia swoje inne oblicze (biurokratyczne).
      Przepraszam wiec za skroty myslowe, ktore w komentarzach wystepuja bo forma komentarza jest ograniczona.
      A 'zachod' okresla sie w zaleznosci od aktualnego miejsca pobytu :D.
      Milego lata zycze, mimo wszystko.

      Usuń
    9. Cenię sobie rzeczową dyskusję szczególnie z kimś kto ma odmienne zdanie bo tak jest jeszcze ciekawiej. Ta rozmowa przestała być rzeczowa. Nie będę się z Tobą bawić w kotka i myszkę i tłumaczyć jakie kraje leżą na zachód od Polski. Doskonale wiesz o co mi chodzi. Miłego lata życzę, mimo wszystko.

      Usuń
    10. Milo mi bylo z Toba porozmawiac, pimposhka :). Dziekuje za dyskusje.
      Problem w tym, ze 'zachod' (rozumiemy go raczej jednoznacznie, szczegolnie ten zachod od Polski na zachod :)) wcale nie jest wyznacznikiem i jedynym wzorcem do nasladowania. Czasem nalezy wypracowac wlasny model spoleczenstwa na miare jego potrzeb. Swoim skromnym zdaniem tak pisze.
      Dziekuje tez za zyczenia.
      Dziekuje autorce wpisu za mozliwosc wypowiedzenia sie na jej blogu :)

      Usuń
    11. :) Kasiu tak dzięki! Trochę żeśmy tu miejsca zajęły.

      Usuń
    12. Wtrącę się :)
      Echo pisze "Dziwne, ze obcokrajowcy (ci prawdziwi) uwazaja, ze Polacy to bardzo pogodny, usmiechniety i zyczliwy narod :)."
      Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Nie znam "obcokrajowca", który uważa Polaków za pogodny i uśmiechnięty naród. Życzliwy i gościnny - tak, ale uśmiechnięty - nigdy. Wręcz przeciwnie.
      Polacy generalnie się nie uśmiechają, taka jakaś genetyczna skaza narodowa ;)

      Usuń
    13. Aniu, ja znam takich. Jezdza do Polski bo tam sie dobrze czuja. Goscinnosc tez chwala i poczucie humoru. Ale pewnie dla nich usmiech sie zwykle znajduje :D na szczescie. Moze to ponuractwo to tylko na jakichs tam terenach jest charakterystyczne? Czasem zapomina sie rowniez o tzw. nostalgii slowianskiej, ktora odbiera sie jako brak usmiechu takiego amerykanskiego?

      Usuń
  10. Kasiu, żyję w rozkroku. Dwa tygodnie w Polsce, dwa tygodnie w UK. I wierz mi, obuchem dostaję już po dotarciu na lotnisko i zbliżeniu się do kłębiącego się tłumu rodaków. Jest mi czasem tak cholernie wstyd, że nie protestuję kiedy biorą mnie ciągle za Niemkę. W UK mam stały kontakt z rożnymi instytucjami, za każdym razem zaskakuje mnie uprzejmość i cierpliwość tych, którzy odpowiadają na moje pytania i normalny uśmiech na powitanie i pożegnanie. Bo ja ciągle jestem stąd, stawiam kolce i czekam na atak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieprzu - ja bym chyba świra dostała, jakbym tak z ciepłego w zimne cały czas przechodziła. Z drugiej strony fajnie, bo masz dwa w jednym

      Usuń
  11. Moim strachem i obsesja jakas sa pijacy. O kazdej godzinie, z butelka w rece, mlodzi i starzy, a co za tym idzie bluznierstwa i belkot...Mysle , ze dlatego ta Grecja tak mi sie spodobala, bo juz ponad dwadziescia lat tu jestem i nie widzialam pijaka ......
    A teraz dodam, ze nowobogaccy wlasnie tak jak opisujesz sie zachowuja, kazdy kto ma forse ma i studia itp. ma sile i mozliwos pokazywania jaki to jest wspanialy wlasnie ponizajac innego. Jestem na takie sprawy za stara, rania mnie tacy ludzie i sie ich po prostu boje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agni, ja też się boję pijaków, bo u nas od razu agresja i nieprzewidywalność. Tutaj dużo też ich jest, szczególnie w sobotę, ale nikogo nie zaczepiają. No, ale ja w małym mieście mieszkam

      Usuń
  12. Fantastyczny wpis! Naprawdę, trafia w sedno. Sam kiedyś pisałem o nieuprzejmości polskich urzędników (którzy nie dość, że są niedouczeni i - na ogół - leniwi, to jeszcze traktują petenta jak zło konieczne), taka już ta nasza polska rzeczywistość jest i nic nie poradzisz.

    A za określenie "wielki jak dupa słonia" dostajesz nagrodę pierwszego szczebla oraz uścisk ręki pana prezesa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że jestem czujna jak Wasilewska, bo mi w spamie wylądowałeś.
      Z tymi urzędnikami, to ja bym nie generalizowała, bo spotkałam też super ludzi.
      Ale poza urzędami to jest po prostu masakra, maszeruj albo giń

      Usuń
  13. Ileż smutku w tym Twoim wpisie, Kasiu. I niestety w tych Twoich spostrzeżeniach jest sporo racji.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasiu! "Bój się Boga! Nareszcie jesteś!"
    ...ja ostatnio poszukiwałam zaginionego w machinie biurowej prawa jazdy męża. Pierwszy telefon był do Warszawyie i tam urzędniczka przedstawiła się z imienia i nazwiska, była miła bardzo pomocna. Ucieszyłam się za wcześnie, że Europa dotarła do polskich urzędów.
    Telefonów wykonałam jeszcze kilka za każdym razem o szczebel niżej i za każdym razem o szczebel niżej była kultura. Krótko wywarczana informacja i rzut słuchawką- to norma. Na koniec, zirytowana już warczącymi urzędnikami, czekając aż kolejny komputer się uruchomi ( 10-11 godzina!)powiedziała:
    - To w między czasie może mi pani podać swoje nazwisko?
    Głos po drugiej stronie zapiszczał zdumieniem:
    - Moje nazwisko ?
    - Tak, pani. Poproszę. Żebym wiedziała w razie czego z kim rozmawiałam
    - Ja się, proszę pani- głos wyraźnie uniósł się godnością - Ja się nazywam Zbigniew C.

    hyhyhy...i złość mi przeszła jak ręką odjął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne, to moze być anegdotyczne, jak nie będziesz mogła czegoś załatwić, zawsze możesz sobie powtórzyć - ja się nazywam Zbigniew C i Ci przejdzie złość, hehe. to jak tekst z Misia - moja żona Zofi-ia

      Usuń
  15. fajnie, że jesteś!!
    a szok minie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamma Mia, mam nadzieję, bo jak na razie to ja mam koszmary

      Usuń
  16. Mieszkam w Polsce i niestety zgadzam się z tymi obserwacjami. Polacy warczą na siebie, są nieuprzejmi, nieżyczliwi, nietolerancyjni prywatnie, w urzędach, sklepach. Cwaniactwo a nie solidna praca jest w cenie. Często po objęciu stanowiska kierowniczego traktują firmę jak prywatny folwark: mobbing, nepotyzm, faworyzowanie swoich. W normalnym kraju to byłby koniec kariery ale nie u nas. Teraz do tego dochodzą jeszcze ostre podziały polityczne. I nie wiadomo jak wymusić tzw poprawność polityczną: możesz wierzyć i wyznawać co chcesz ale szanuj wybory innych. Chyba musi minąć kilka pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy - oj tak, muszą po prostu przyjść nowi i wtedy będzie inaczej, nic się na łapu capu nie da.

      Usuń
  17. Moje odczucia tylko w pewnej mierze pokrywają się z Kasinymi - w autobusach lat 80-tych śmierdziało gorzej, teraz na pewno Polacy używają więcej mydła na głowę niż wtedy :) Ale jest coś w tym traktowaniu każdego "z góry", bez względu czy ktoś na stanowisku ministra czy babci klozetowej pracuje. Też jakaś nasza cecha narodowa?
    Rok temu latem byłam w Tatrach ze sporą grupą młodzieży z kilku krajów, rownież z Polski. W sumie wraz z kadrą było nas na szlakach około setki. A kto Tatry zna wie jak tam latem jest - Marszałkowska w godzinach szczytu. Horror, nikt przy zdrowych zmysłach i z możliwością wyboru nie powinien łazić po Polskiej stronie latem. Komentarze jakich się nawysłuchiwałam, kiedy tak ta nasza wielgachna grupa przechodziła gęsiego w ciasnych miejscach ! " skąd tutaj tyle tego tałatajstwa", "więcej ich nie było", " no jak można, całą kolonię na ten Kasprowy wprowadzają?", "O Boże', Uważaj do cholery jak idziesz!" itd...Oczywiście były też super miłe, zaciekawione komentarze: skąd jesteście, bo tyle języków słyszę, matematycy w gorach!, ależ wam fajne wakacje zorganizowano - ale te złośliwe negatywy drażniły jak jasna cholera! Na zachodzie (i nie wchodźmy już tutaj w etymologię tego słowa bo każdy wie co autor ma na myśli)ludzie nie wyrażają swoich frustracji do obcych i tak publicznie, są bardziej powściąglowi, bardziej cierpliwi, są bardziej uprzejmi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A młodym to trudno wytłumaczyć, dlaczego się tak Polacy zachowują, bo co im powiedzieć, że nieuprzejmość to nasz sport narodowy?

      Usuń
  18. Nie chcialabym dokladac za duzo kamyczkow do tego ogrodka ale musze dolozyc cos od siebie. Ja, tak samo jak wiele innych piszacych jestem w kraju raz albo dwa razy do roku. Ciesze sie na spotkanie z rodzina, przyjaciolmi, mozliwosci przejrzenia czy kupna ksiszki w ksiegarni czy w kiosku. Ale procz wszechobecnej sztywnosci i nadecia zauwazylam dwie inne cechy, duzo bardziej grozne: arogancje i agresje. Arogancja bo jestem bardziej majetny, obrotny i cwany. I ciagle publiczne krytykowanie i pouczanie innych.
    Ale duzo gorsza jest agresja. A jej pokazowym przejawem sa polskie drogi. To, co sie tam dzieje to horror. Kto cwanszy i z wiekszym autem tego jest droga. Ze nie wspomne o jezyku i gestach na drodze. Mieszkam w miejsvu, gdzie korki i duzy ruch jest zawsze ale nawet w najwiekszym korku raz wjezdzasz ty a raz ja i tym sposobem jakos wszyscy dojedziemy. Nawet moj ojciec, stary kierowca mowi, ze lubi tutaj jezdzic bo wiadomo, czego sie spodziewac na drodze.
    Powszechny brak zyczliwosci i kultury- takie dzien dobry na klatce czy zamiana kilku slow z nieznajomym to rzadkosc. Polak Polakowi wilkiem, tak to teraz wyglada dla obserwatora z zewnatrz. Jak to mowia: bylo lepiej jak bylo gorzej. Teraz chyba pieniadz sprawil ze dawne wartosci poszly w kat.
    Pozdrawiam. Emigrata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emigrato - oj tak, aż mnie skóra bolała, kiedy widziałam na drodze zajeżdżanie jedne drugiemu, rowery ładujące się na pieszych na chodniku, jakby to nie chodziło o to, że każdy musi sie jakoś na drodze znaleźć, tylko o to, że każdy każdemu przeszkadza.

      Usuń
  19. Czyta i nie wierzę!!!!
    Mam to samo, za każdym razem po powrocie z Londynu.
    Nie mogę oswoić sie z tą podkówką i dziwnym spojrzeniem spod "byka".
    Wpadam do sklepu żartuję z ekspedientką, a ona odburkuje mi zmęczona. Mamy lato, więc sądzę, że zaczniemy się wreszcie uśmiechać szeroko - ja tak robię ...
    Pozdrawiam
    http://kadrowane.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Macie lato? Bo my nie mamy. Za to dzieci mają, są nad morzem w Darłówku i właśnie zapłacili za dwie wstrętne ryby, ze spalonymi frytkami i surówką 75zł. Nie dość, że nie mogli się z facetem dogadać, co to tego, co by chcieli, to jeszcze drogo.

      Usuń
  20. Cieszę się, że jesteś KASIU:-) Przykro, że tak źle pobyt odbierasz. Autobusami nie jeżdże , więc się nie będę wypowiadać.
    Śmierdzące osoby i brudne, to zobaczyłam w Anglii. Byłam w szoku, że ludzie z takimi plamskami na ciuchach chodzą po ulicy!!Nie wiedziałam, że ludzie potrafią tak śmierdzieć!! Takie osoby spotkałam w sklepie.Byliśmy samochodem, więc odwiedziliśmy kilka stacjii benzynowych i toalet i byłam w szoku, bo smród okrutny. W przymierzalniach ciuchy porzucane na podłogę, w supermarkecie ktoś rzucający towarem, bo mu się nie spodobał......Przykładów mogłabym mnożyć, ale po co.
    Ja zupełnie inaczej myślałam o Anglii, ale jak zobaczyłam to czar prysł. Byłam trzy razy, może to mało??
    Wiem, że mieszkając w Polsce pewnych rzeczy nie zauważam tak jak Ty, bo Ty tu bywasz, a ja je mam na co dzień. A świat bardzo się zmienił, to fakt!
    Buziaki i pozdrówka. Czekam na więcej wpisów:-)
    Mariola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak jest w Anglii bo tam nie bywam, raz w Londynie tylko. Tutaj oczywiscie zdarzają się i brudni, pijani, ale nigdy chamscy, nigdy bez dania racji nieuprzejmi, o to głównie chodzi. Poza tym są zdecydowanie w mniejszości

      Usuń
  21. Witam :) Nie czytam komentów bo późno, tylko tak od siebie... Wiem, że, przykrości wiążą się zapewnie z osobą rodziciela, więc może moja rada jest o kant de potłuc, ale od kilku lat , jeśli ludzie, których uważam za przyjaciół, zachowują się nieelegancko i w doopie mają moje starania, to ich zlewam i zrywam kontakt... Szkoda czasu. A Polacy strasznie lubią się śmiać, ale nie z samych siebie, kompletny brak dystansu, a szkoda... Chrystus k*rwa narodów, szkoda gadać... Pzdr :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irolko - a to prawda, my to cierpiętnicy raczej. Śmiać faktycznie trzeba się z czegoś, ale już uśmiechać - do tego powodu nie trzeba, po prostu naturę taką w sobie obudzić trzeba. Niestety my wolimy budzić demony

      Usuń
    2. potomek blazna4 lipca 2013 06:32

      Dawniej na dworach (choc tam powinno byc wesolo) byl taki rozsmieszacz o nazwie 'blazen' co to sam smutny jak cholerka ale zeby szczerzyl dla samej formy i z racji bycia blaznem :/. Czy trzeba wolaz: Blazny z calego swiata (wlasne i obce) siup do Polski bo tam smutacze same!

      Usuń
  22. 26 lat mieszkam w Polsce i prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie życia w innym kraju ( Mieszkałam 2 lata w Dublinie, 3 lata we Francji). Co bardzo sobie cenię w Polsce to właśnie gotowość do pomocy, życzliwość, uśmiechy, długie rozmowy z przypadkowymi ludźmi, uśmiechy w pociągu.... ciepło i dobroć bijące z ludźmi... We Francji i w Dublinie bardzo mi tego brakowało, czułam tylko napuszoną życzliwość, ale brak tego ciepła i dobra.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - cieszę się, że tak trafiłaś, że wszyscy wokół są uprzejmi i sobie masowo pomagają, szczęściara z Ciebie.
      O długich rozmowach z przypadkowymi ludźmi - nie słyszałam, nie widziałam, nie doświadczyłam. Natomiast zdziwienie, że zagadałam do kogoś obcego, często. W pociągu, na długich trasach już prędzej, ale jeździłam w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych na początku, więc można powiedzieć prahistoria.
      Dublin to nie Irlandia, tak samo jak Warszawa to nie Polska, a Paryż to nie Francja. Stolice rządzą się innymi prawami, kiedy bywam u córki w Dublinie widzę to jaskrawo, ale i tak jest tam dużo bardziej uprzejmie wokół niż w Polsce. Doświadczyłam tu wiele ciepła i dobra, bezinteresownego zupełnie. W Polsce nie. Od przyjaciół, znajomych, kolegów z pracy to bez łaski, ale doświadcz tego od kierowcy autobusu albo kobiety w Żabce, tak bez dania racji. Ty nigdy nie poznasz jej imienia, oni nigdy Twojego (taka polska natura, bo w Irlandii zaraz wszyscy znają swoje imię i do tego upierają się nazywać nas imionami polskimi, a nie odpowiednikami angielskimi, bo to jest przecież nasza tożsamość i oni jej odbierać nie chcą).
      Nie ma czegoś takiego, jak napuszona życzliwość moim zdaniem. Jest życzliwość lub jej brak, bo jak napuszona, to już nią nie jest. We Francji czułam się bardzo źle, wszędzie jak intruz, bo nie mówię w ich języku.
      Rozumiem, że nie mogłabyś mieszkać nigdzie poza Polską, ja też mam takie wrażenie czasami, są dni, że strasznie tęsknię. Do wizyty w kraju, potem mi na jakiś czas przechodzi.
      Przyjaciół mi brak dramatycznie, kocham ludzi, których tam zostawiłam, są mi jak rodzeństwo, myślę o nich jak o rodzinie. Ale atmosfery ulicy, sklepów, autobusów w polskim wydaniu nie pożądam

      Usuń
    2. Rzeczowo: Irlandia ma az 4,6 miliona mieszkancow a Polska tylko 38,4 milionow mieszkancow. Ktora ilosc latwiej zapamietac lub nazwac po imieniu? Po co wiedziec, ze pani za kasa to Kasia lub Wiesia? Ona ma sprawnie obsluzyc klienta a nie wdawac sie w przedstawianie po imieniu czy pytanie klienta o imie? (chocby tajemnica danych :D)

      Usuń
    3. Echo ty tak na serio? Czy Kasia mówi że ktoś tu pamiętam miliony imion? A może te miliony przechodzą codziennie przez osiedlowy sklepik?
      Fajnie w sprzedawcy widzieć człowieka, tak samo jak w kupującym. Fajnie móc z nim porozmawiać i czuć się swobodnie a nie jak petent.
      PS> Widzę, że czerpiesz przyjemność że zostałeś trollem tego bloga.

      Usuń
    4. @mikasia - dziekuje za wyroznienie :) Serio tak myslisz? Ja mam tylko inne doswiadczenia i troche inna perspektywe spojrzenia. Co do jakosci? Nie wiem - wezsza czy szersza.
      Przy kasie 'czlowiek' wygladajacy na mniej niz 30 lat okazuje dokument na pelnoletnosc przy zakupie papierosow i piwa; przy przekroczeniu kwoty zakupu 50 euro okazuje jakis dowod tozsamosci; placac karta zostawia swoje dane w jakims automacie - nie robi jednak tego na glos obwieszczajac wszem i wobec. W kasie panie maja imiona napisane na takiej zawieszce na koszulkach firmowych ale w razie reklamacji podaje sie nr kasy i date a nie imie Halinki czy Basi:). Mowi sie, ze np nie powinno sie w przychodni 'wolac' do lekarza po imieniu i nazwisku bo to sprzeczne z ujawnianiem danych osobom postronnym. Ja tam tez nie jestem za forma typu: Teraz kolej na pania z zaniedbanym guzem piersi.
      Mikasiu czy to jest trollowianie? Serio?

      Usuń
  23. Kasiu, fajnie, że wróciłaś.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  24. CZESC 1, TOM 1
    Mialam sie nie wtracac, ale gniecie mnie temat i od czasu do czasu wylazi. Jestem w tej chwili w Polsce, od tygodnia i troszke i bede jeszcze pare dni. Otaczam sie ludzmi madrymi, pachnacymi, zyczliwymi, stylowymi i z polotem. Spotykam od czasu do czasu cala reszte, kiedy spotykam sasiada sadownika, jak poszlam do gminy - "ja ze smieciami przyszlam", na poczcie....od bardzo wielu lat mam odruch dydaktyczny, ze tak powiem, wszedzie sie usmiecham, prosze i dziekuje, w samochodzie wypuszczam/wpuszczam inne pojazdy, z usmiechem, jestem wpuszczana/wypuszczana - scenicznie wrecz dziekuje, warczace panie "na" kasach w supermarketach zagaduje z troska czy jeszcze dlugo maja do konca pracy. czy o czymkolwiek. Akurat teraz mielismy duza tzw impreze na 35 lat tzw pozycia malzenskiego i rozpowiadalam to komu popadnie, najczesciej zartobliwie. TO dziala na rodakow, nie opra sie memu czarowi!! moga mnie miec za wariatke, mnie to wisi i dynda, hrehreherherherh ale przybija mnie to, ze wszyscy defaultowo patrza ponuro, probuja byc niegrzeczni. Podczas 34 lat w UK (i gdzie indziej) odzwyczajalam sie od baby w sklepie siedzacej na ladzie tylem do przodu nie zwracajacej uwagi na klienta, od sprzedawczyn w roznych w innych sklepach lustrujacych moje mozliwosci £££, od kierowcow....tu juz nawet nie wymienie za co, ale moj maz kiedys ladnie powiedzial - wiesz, wole jeezdzic w Polsce, tu przynajmniej wiem, ze wiekszosc zrobi cos glupiego i jestem przygotowany, nie to co u nas. Ja najpierw sie strasznie balam prowadzic (kierownica po zlej stronie i drazek biegow, w tej Polsce! no i inni kierowcy...), ale posluchalam jego rady i jezdze wszedzie. Ktos w komentarzu napisal, ze to w UK strasznie ludzie smierdza, czy moge grzecznie zapytac gdzie w UK, bo jestem bardzo ciekawa. Jesli ta osoba ma na mysli Londyn, to trzeba wziac poprawke, ze ponad 50% w tych autobusach/metrach to cudzoziemcy a wieksza wiekszosc onych to...wlasnie Polacy, hreherhrehe. Ja lubie usmiech i zagadanie na codzien i wszedzie, moze mieszkam w kraju, gdzie to jest na porzadku dziennym i raczej czyni Cie gburem jesli w pustym parku NIE uklonisz sie z usmiechem do obcych ludzi! to jest cos, co jeszcze mi sie nie udalo w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  25. CZESC 2, TOM - dalej - 1

    Jak juz kierowca wypuszczony z bocznej podziekuje (a jest tego na szczescie coraz wiecej) to z taka mina jakbym mu cos zrobila! a ja sie do niego usmiecham i wcale usmiechu nie zaluje.
    Zyczliwosc w rodakach isnieje ale gdzies strasznie gleboko pochowana najczesciej.
    Jeszcze jest jeden temat, tak troszke z boczku, ktory mnie doprowadza do czegos tam - jak piekne (bez wyjatku) sa polskie dziewczyny.... nie jestem ten ptaszek co to swoje gniazdko kole czy cos tam robi, ale nie przesadzajmy!!! sa ladne, jak dziewczyny w innych krajach. Mlode - ladne.

    Wracajac - jak mam isc do urzedu jakiegos w PL to sie musze duchowo przygotowac, w UK - zupelnie nie, bo jakby trafil sie ktos mniej grzeczny to poprosze o szefa tej osoby, w PL to nie dziala. ALE musze przyznac, ze smieci w gminie zostaly zalatwione z usmiechem i szybko, a mnie skrzydla urosly

    W UK (i gdzie indziej) napuszonej zyczliwoscie nie zauwazylam (a, przyznacie, mialam na to czas)
    plamy na ciuchach sie zdarzaja, ba - widywalam jednego goscia jak wieszal wyprane ciuchy, z ktorych jeden te sama plame na froncie mial zawsze,
    porozwalane ciuchy w przymierzalniach, w takich ilosciach i w takim stanie pierwszy raz zobaczylam w jednym warszawskim H&M i mialam odruch pozbierania
    toalety na stacjach benzynowych - wszedzie, z zasady, sa okropne.
    No i to, ze w PL czlowiek jest winny dopoki nie udowodni swej niewinnosci , w UK - doswiadczylam czegos odwrotnego. Po angielsku to jest the benefit of the doubt, co ladiej wyraza to samo a mnie sie nie udalo tego ladnie uformowac po polsku.
    W UK nie ma bazarkow ze swiezymi jarzynami/owocami, nie ma chleba litewskiego z kminkiem, nie ma zurku i kefiru oraz poltlustego (czy innego) twarogu. Sa one, te niektore, w polskich sklepach, ktore, przynajmniej u mnie w okolicy, zdzieraja z ludzi skore. Sa za to rodacy, ktorzy NIE otwaorza sie na Anglie/UK - kiedys u kogos w domu nie widzialam jednej rzeczy w kuchni, ktora nie byla polska...ile ci ludzie zarabiaja????? i trucie, ze angielskie jedzenie to jest jakis zart zasluguje, w moich oczach, na chloste i obsypanie mrowkami. Te osoby pochlostane i w mrowkach NIGDY nie sprobowaly PRAWDZIWEGO domowego jedzenia brytyjskiego, Ja, jak ten kun pod gorke, pokazuje, daje jesc, opowiadam, podaje przepisy i ci, co probuja, cichcem przyznaja mi racje. Z potraw pokazywanych na czolo wysuwa sie w tej chwili deser pt gooseberry fool i summer pudding, z innych to shepherd's pie, chicken & mushroom pie, corned beef hash, mince and dumplings, Sussex pond pie, bubble and squeak. Nie bede tlumaczyc, bo jak ktos chce to sobie znajdzie, a jak ktos nie chce to nie!
    Moja wersja christmas cake krazy po internecie jako ciezkie ciasto Krysi Thompson prawdopodobnie - zwykly przepis wzbogacony radami Babci mojego slubnego, prawdziwej wiktorianskiej damy i gospodyni domowej.

    W domu robie te potrawy, przeplatane bigosem, pierogami etc etc etc.

    Wiem, ze za niecaly tydzien pojade do...domu, gdzie sie rozluznie, bo tu jednak troche jestem czujna na roznosci. Tu brakuje mi UK, w UK brakuje mi troche Polski. Troche, bo jednak tam mieszkam dluzej niz tu. W UK mieszka sie i zyje latwiej, co mi odpowiada. Nikt na mnie bykiem nie zerknie na rzut pierwszym okiem, ze tak sie wyraze :P No i nie ma mohairow!!! nie ma kosciola wszedzie. Pardon, Kosciola, bo o instytucje chodzi.

    Ciekawe czy ktos mi teraz leb urwie.

    Powiedziala co wiedziala,

    chlopski filozof

    p.s. wczoraj jechalismy przez Grodzisk Maz. droga na durch w remoncie. Na takim glownym skwerze roi sie od bankow i zakladow pogrzebowych - na boginie - DLACZEGO????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opakowana - pamiętam doskonale Twój komentarz tutaj, pamiętam, że na niego odpowiadałam, a teraz zajrzałam, bo Daga dodała poniżej swój i co widzę? Mojej odpowiedzi nie ma.
      To powiem jeszcze raz, że dzięki za ten głos, bo już myślałam, że mnie porąbało zupełnie

      Usuń
  26. Kasiu, Kasia w Krainie Deszczowców podlinkowała Twój wpis, więc właśnie sobie przeczytałam. Nie będę dopisywać, bo wszystko napisałaś, a czytelnicy powyżej "przyprawili". Myślę, że mnie zrozumiesz, dlaczego nie byłam w Polsce już ponad 3 i pół roku. Zapraszam rodzinę do siebie regularnie, jak trzeba płacę za ich bilety, ale tylko poważna sprawa mogłaby ściągnąć mnie do kraju. Smutne, ale prawdziwe.
    Żeby nie było tak czarno i ponuro, dodam jeszcze, że wypracowałam sobie sposób na polskie urzędniczki już dawno, z tym gatunkiem pań akurat sobie radzę i zawsze szybko i sprawnie załatwiam wszelkie sprawy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dagmaro - doskonale Cię rozumiem, gdyby nie właśnie poważny powód, pewnie odwiedzałabym kraj raz na pięć lat albo i wcale

      Usuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.