poniedziałek, 2 września 2013

Męża nie ma, syna nie ma, chata wolna, oj będzie bal ...

Mąż w drodze do Polski, pojechał na tydzień zobaczyć rodzinę, swoją mamę głównie, bo coś ostatnio niedomaga i oczywiście ma nadzieje na wielkie grzybobranie, które się mu tu śni co rok o tej porze, a uprawiać się go tu nie da. Przynajmniej nie na taką skalę i nie takie grzyby, bo mąż rozbisurmaniony rodzinnymi lasami niczego poza prawdziwkiem nie uznaje.
Syn w Dublinie na koncercie Paramore, jego ulubionej kapeli. Mnie się też podoba, ale w spokojniejszych piosenkach, takiej jak ta


Cieszę się, że mógł pojechać, co nie byłoby możliwe, gdyby Michalina tam nie mieszkała, bo jak by wrócił do domu w nocy? Gdzie by się tam podział po koncercie?

Mąż pojechał na tydzień, syn wraca jutro, czyli dzisiaj jedyny dzień, kiedy nie muszę się w ogóle martwić o obiad, jestem sama sobie panią i będę się byczyć. Miałam 'niecny' plan zamówić chińczyka, czego zwykle nie robimy, bo jednak dla nas wszystkich to drogo, a w domu samemu można równie dobre danie chińskie ugotować, ale dzisiaj ma być treat dla mnie i taka była idea. Niestety mąż mi zostawił wczoraj dwa kawałki kurczaka i plan upadł, bo przecież nie wyrzucę.
Miałam tez plan kupić sobie coś niezdrowego słodkiego, kiedy nie będzie cerbera, ale nie pamiętam, co to ja chciałam, a poza tym nie będę przecież po to do miasta gnać, więc wykluczyłam ten pomysł.

Za to od rana przewalam się z łóżka na kanapę i z powrotem, z przerwami na blogowanie. Przeczytałam pół książki, obejrzałam program poranny, dwa odcinki Ostrego dyżuru, którego zaliczam 15. sezon i ciągle beczę na nim jak bóbr, bo albo ktoś umiera, albo ktoś wraca, więc chusteczki wszędzie i do tego Franek złodziej mi je rozwleka po kątach, po prostu jestem w niebie. Kawę sobie zaraz zrobię, będę czytać dalej. Albo sobie włączę Mr. Selfridge, albo Call the Midwife, albo Greys Anatomy, albo będę czytać.

A to wszystko tak cieszy, bo wiadomo, że mąż wróci niedługo, a syn jutro, więc ta samotność taka udawana, bo inaczej byłoby do pupy. Ale nie jest. Maż mi zostawił na stole groszek do suszenia,


a wczoraj jeszcze przeciągnął pod kilem, bo zarządził robienie ogórków i sałatki szwedzkiej według przepisu przyjaciółki Hani, najlepsza sałatka na świecie normalnie.



Zaskoczył mnie tymi słoikami, jak to Panna lubię wszytko mieć zaplanowane i być przygotowana, a on z głupia frant - dawaj no tutaj, będziemy przetwarzać. Do tego słoje z ogórkami, ale już upchał w spiżarni i nie wyglądają imponująco w sensie ilości, na zdjęciu tylko obfotografowałam jeden kąt, bo w miarę jasny. Ogórki pierwszy raz od założenia ogrodu w tym roku mamy, nasze osobiste gruntowe. Mówię nasze, bo konsumować będziemy wspólnie, ale sukces oczywiście męża, bo ręki do tego nie przyłożyłam.




Widzicie tam też porzeczki. W tym roku udało nam się uratować trochę przed rodziną szpaka. Ale o tym opowiem w kolejnym wpisie. O cholera, już tęsknię za mężem, bo o ogrodzie opowiadam :-)
Muszę teraz poważnie odpocząć po takim stresie słoikowym, po tej zaskoczce.
Co to ja miałam zrobić...

26 komentarzy:

  1. Chata wolna, a Ty w kuchni... hi, hi, hi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DD, nie jestem w kuchni, wczoraj razem z mężem robiliśmy słoiki, dzisiaj się byczę z ksiażką i Ostrym dyżurem

      Usuń
  2. Rozpusta na całego :))) Też lubię takie dni... od czasu do czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaliope, najlepsze z tego wszystkiego jest to, ze to właśnie od czasu do czasu

      Usuń
  3. Lubię właśnie taką krótką samotność; kiedy mogę sobie chodzić po domu "byle jak", zamówić jedzenie, oglądać cokolwiek. Takie chwile też są potrzebne.
    A później z radością witać tą swoją codzienność w postaci najbliższych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piękniejestżyć, jeden jeszcze dzien by się przydał, bo z tego wszystkiego nie wiedziałam co mam robić, haha

      Usuń
  4. Ooooo zazdroszcze, wprawdzie dziecko mam juz "stare" i na swoim ale za to mam Szanownego a on ma dwa psy (duze!), do ktorych ja mam prawo wykonywania roznych czynnosci pielegnacyjnych i drapania za uszami. Jestem szczesliwa jak gwizdek gdy Szanowny zabiera swoje zoo i jedzie zobaczyc sie z innymi, podobnymi sobie zeby sprawdzic, kory pies najszybciej biega hihihi. Nie ma jak chwila dla siebie gdy nikt nie placze sie pod nogami i nikt nic od Ciebie nie chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. violica to tak jak ja, bo najmłodszy ma prawie osiemnaście, ale zawsze to jakieś poczucie obowiązku, a tu luzik pełen. Akurat obecność psa to ja bardzo lubię, ale i ten mi się gdzieś zagrzebał w koce na górze

      Usuń
  5. Kasiu, a co to za serial "Call the Midwife", napisz słówko, czy warto?
    ale Ci dobrze, zazdroszczę, też lubię mieć wolne na dzień czy dwa...:-)
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. karina, lata pięćdziesiąte we wschodnim Londynie, praca położnych, które w tamtych czasach przyjmowały porody w domach. Część z nich była zakonnicami, częsć nie, pokazane jest też ich życie. Świetny, polecam. Są dwa sezony, mam drugi do oglądania

      Usuń
    2. http://www.imdb.com/title/tt1983079/

      Usuń
  6. Fajne zapasy, ja też swoje niedługo pokażę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruda, my duzo nie robimy, tylko te słatki, ogórki i buraki własne z cebulą i papryka. No i mamy swój czosnek całą zimę

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Magdo - ten kamyczek po środku też w kształcie serca jest, ale mało widać.
      Miło mi było, ze tak ułożył :-)

      Usuń
  8. A co Ty Kasia już w Dublinie nie znasz jakichś dobrych ludzi, co by Ci dziecko przenocowali... Jakby co to wal jak w dym u nas zawsze dodatkowy słoik ogórków dla gości się znajdzie. Swoją drogą śliczne te Wasze ogóry, my się zabraliśmy do kiszenia też, 20 kilo polskich z polskiego sklepu, pierwsze małosolniaczki już zdały egzamin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, dzięki za propozycję. Mamy go gdzie posłać jakby co, ale znajomi wszyscy mieszkają daleko od o2, a córka w miarę blisko i wiedziałam, że po pierwsze primo u niej ma jak u matki i przy okazji spędzili razem czas, a po drugie nie zginie mi chłopak gdzieś w odmętach Dublina :-)

      Usuń
  9. Cześć Kasia, ale macie super z tymi wekami, a ogórków to Wam zazdroszczę, i w ogóle weków wszelakich. Polecam cukinie w curry, a i do czego używacie suszonego groszku?. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, przerabiam tylko to, co mam w ogrodzie, a cukinii nie mamy, za to jest kabaczek i z tego zrobię chyba coś w rodzaju leczo, ale jeszcze nie zdecydowałam
      Curry nie lubię, dziwna jestem, ale nic nie poradzę, że ta mieszanka przypraw nie dla mnie.
      Suszony groszek - mąż powiedział, że z tego będzie groch na zupę, co mi się w głowie nie mieści, bo ja się na tym całkiem nie znam

      Usuń
  10. Ale masz wspaniałego męża! I jak dobrze mieć spiżarnię, a w niej słoiki z takimi pysznościami! Zazdroszczę, zwłaszcza ogóreczków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogórki w słoiku być muszą, ale największe emocje budzi u mnie ta sałatka, bo jest przepyszna

      Usuń
  11. Innymi slowy: zdalnie kierowana. A moze tylko zdolnie kierowana?

    OdpowiedzUsuń
  12. pyszne przetwory!!! mój Małzon tylko o dżemie truskawkowym myśli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiewióro, co zrobisz, ze tak lubi? Przeczytaj książkę Wytwórnia wód gazowanych, tam jest o konfiturze truskawkowej idealnej :-) I legendarnej

      Usuń
  13. Zostaw kurczaka mężowi na jutro, bo co będzie biedny jadł, jak wróci? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Kasiu.Troche Ci smutno bedzie samej.Co szykujesz na urodzinki?Moze babski wieczor z winkiem i kolezankami,chetnie bym dolaczyla.

    OdpowiedzUsuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.