Syn w Dublinie na koncercie Paramore, jego ulubionej kapeli. Mnie się też podoba, ale w spokojniejszych piosenkach, takiej jak ta
Cieszę się, że mógł pojechać, co nie byłoby możliwe, gdyby Michalina tam nie mieszkała, bo jak by wrócił do domu w nocy? Gdzie by się tam podział po koncercie?
Mąż pojechał na tydzień, syn wraca jutro, czyli dzisiaj jedyny dzień, kiedy nie muszę się w ogóle martwić o obiad, jestem sama sobie panią i będę się byczyć. Miałam 'niecny' plan zamówić chińczyka, czego zwykle nie robimy, bo jednak dla nas wszystkich to drogo, a w domu samemu można równie dobre danie chińskie ugotować, ale dzisiaj ma być treat dla mnie i taka była idea. Niestety mąż mi zostawił wczoraj dwa kawałki kurczaka i plan upadł, bo przecież nie wyrzucę.
Miałam tez plan kupić sobie coś niezdrowego słodkiego, kiedy nie będzie cerbera, ale nie pamiętam, co to ja chciałam, a poza tym nie będę przecież po to do miasta gnać, więc wykluczyłam ten pomysł.
Za to od rana przewalam się z łóżka na kanapę i z powrotem, z przerwami na blogowanie. Przeczytałam pół książki, obejrzałam program poranny, dwa odcinki Ostrego dyżuru, którego zaliczam 15. sezon i ciągle beczę na nim jak bóbr, bo albo ktoś umiera, albo ktoś wraca, więc chusteczki wszędzie i do tego Franek złodziej mi je rozwleka po kątach, po prostu jestem w niebie. Kawę sobie zaraz zrobię, będę czytać dalej. Albo sobie włączę Mr. Selfridge, albo Call the Midwife, albo Greys Anatomy, albo będę czytać.
A to wszystko tak cieszy, bo wiadomo, że mąż wróci niedługo, a syn jutro, więc ta samotność taka udawana, bo inaczej byłoby do pupy. Ale nie jest. Maż mi zostawił na stole groszek do suszenia,
a wczoraj jeszcze przeciągnął pod kilem, bo zarządził robienie ogórków i sałatki szwedzkiej według przepisu przyjaciółki Hani, najlepsza sałatka na świecie normalnie.
Zaskoczył mnie tymi słoikami, jak to Panna lubię wszytko mieć zaplanowane i być przygotowana, a on z głupia frant - dawaj no tutaj, będziemy przetwarzać. Do tego słoje z ogórkami, ale już upchał w spiżarni i nie wyglądają imponująco w sensie ilości, na zdjęciu tylko obfotografowałam jeden kąt, bo w miarę jasny. Ogórki pierwszy raz od założenia ogrodu w tym roku mamy, nasze osobiste gruntowe. Mówię nasze, bo konsumować będziemy wspólnie, ale sukces oczywiście męża, bo ręki do tego nie przyłożyłam.
Widzicie tam też porzeczki. W tym roku udało nam się uratować trochę przed rodziną szpaka. Ale o tym opowiem w kolejnym wpisie. O cholera, już tęsknię za mężem, bo o ogrodzie opowiadam :-)
Muszę teraz poważnie odpocząć po takim stresie słoikowym, po tej zaskoczce.
Co to ja miałam zrobić...
Chata wolna, a Ty w kuchni... hi, hi, hi...
OdpowiedzUsuńDD, nie jestem w kuchni, wczoraj razem z mężem robiliśmy słoiki, dzisiaj się byczę z ksiażką i Ostrym dyżurem
UsuńRozpusta na całego :))) Też lubię takie dni... od czasu do czasu ;)
OdpowiedzUsuńKaliope, najlepsze z tego wszystkiego jest to, ze to właśnie od czasu do czasu
UsuńLubię właśnie taką krótką samotność; kiedy mogę sobie chodzić po domu "byle jak", zamówić jedzenie, oglądać cokolwiek. Takie chwile też są potrzebne.
OdpowiedzUsuńA później z radością witać tą swoją codzienność w postaci najbliższych :)
piękniejestżyć, jeden jeszcze dzien by się przydał, bo z tego wszystkiego nie wiedziałam co mam robić, haha
UsuńOoooo zazdroszcze, wprawdzie dziecko mam juz "stare" i na swoim ale za to mam Szanownego a on ma dwa psy (duze!), do ktorych ja mam prawo wykonywania roznych czynnosci pielegnacyjnych i drapania za uszami. Jestem szczesliwa jak gwizdek gdy Szanowny zabiera swoje zoo i jedzie zobaczyc sie z innymi, podobnymi sobie zeby sprawdzic, kory pies najszybciej biega hihihi. Nie ma jak chwila dla siebie gdy nikt nie placze sie pod nogami i nikt nic od Ciebie nie chce.
OdpowiedzUsuńviolica to tak jak ja, bo najmłodszy ma prawie osiemnaście, ale zawsze to jakieś poczucie obowiązku, a tu luzik pełen. Akurat obecność psa to ja bardzo lubię, ale i ten mi się gdzieś zagrzebał w koce na górze
UsuńKasiu, a co to za serial "Call the Midwife", napisz słówko, czy warto?
OdpowiedzUsuńale Ci dobrze, zazdroszczę, też lubię mieć wolne na dzień czy dwa...:-)
ściskam
karina, lata pięćdziesiąte we wschodnim Londynie, praca położnych, które w tamtych czasach przyjmowały porody w domach. Część z nich była zakonnicami, częsć nie, pokazane jest też ich życie. Świetny, polecam. Są dwa sezony, mam drugi do oglądania
Usuńhttp://www.imdb.com/title/tt1983079/
UsuńFajne zapasy, ja też swoje niedługo pokażę:)
OdpowiedzUsuńRuda, my duzo nie robimy, tylko te słatki, ogórki i buraki własne z cebulą i papryka. No i mamy swój czosnek całą zimę
UsuńTo serce z groszku, wow!
OdpowiedzUsuńMagdo - ten kamyczek po środku też w kształcie serca jest, ale mało widać.
UsuńMiło mi było, ze tak ułożył :-)
A co Ty Kasia już w Dublinie nie znasz jakichś dobrych ludzi, co by Ci dziecko przenocowali... Jakby co to wal jak w dym u nas zawsze dodatkowy słoik ogórków dla gości się znajdzie. Swoją drogą śliczne te Wasze ogóry, my się zabraliśmy do kiszenia też, 20 kilo polskich z polskiego sklepu, pierwsze małosolniaczki już zdały egzamin.
OdpowiedzUsuńPiotrze, dzięki za propozycję. Mamy go gdzie posłać jakby co, ale znajomi wszyscy mieszkają daleko od o2, a córka w miarę blisko i wiedziałam, że po pierwsze primo u niej ma jak u matki i przy okazji spędzili razem czas, a po drugie nie zginie mi chłopak gdzieś w odmętach Dublina :-)
UsuńCześć Kasia, ale macie super z tymi wekami, a ogórków to Wam zazdroszczę, i w ogóle weków wszelakich. Polecam cukinie w curry, a i do czego używacie suszonego groszku?. Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuńEwo, przerabiam tylko to, co mam w ogrodzie, a cukinii nie mamy, za to jest kabaczek i z tego zrobię chyba coś w rodzaju leczo, ale jeszcze nie zdecydowałam
UsuńCurry nie lubię, dziwna jestem, ale nic nie poradzę, że ta mieszanka przypraw nie dla mnie.
Suszony groszek - mąż powiedział, że z tego będzie groch na zupę, co mi się w głowie nie mieści, bo ja się na tym całkiem nie znam
Ale masz wspaniałego męża! I jak dobrze mieć spiżarnię, a w niej słoiki z takimi pysznościami! Zazdroszczę, zwłaszcza ogóreczków!
OdpowiedzUsuńOgórki w słoiku być muszą, ale największe emocje budzi u mnie ta sałatka, bo jest przepyszna
UsuńInnymi slowy: zdalnie kierowana. A moze tylko zdolnie kierowana?
OdpowiedzUsuńpyszne przetwory!!! mój Małzon tylko o dżemie truskawkowym myśli :)
OdpowiedzUsuńWiewióro, co zrobisz, ze tak lubi? Przeczytaj książkę Wytwórnia wód gazowanych, tam jest o konfiturze truskawkowej idealnej :-) I legendarnej
UsuńZostaw kurczaka mężowi na jutro, bo co będzie biedny jadł, jak wróci? ;-)
OdpowiedzUsuńWitaj Kasiu.Troche Ci smutno bedzie samej.Co szykujesz na urodzinki?Moze babski wieczor z winkiem i kolezankami,chetnie bym dolaczyla.
OdpowiedzUsuń