czwartek, 15 marca 2012

Wyjazdy solą w sercu, a tablety zdobywają Sejm


Bilety do Polski kupione, polecę w maju, zanim się zacznie szaleństwo piłkarskie, zresztą nie byłoby mnie i tak stać w mistrzostw czas, a piłka interesuje mnie tyle, co uprawa amarantusa w Meksyku. Bardziej cieszy mnie możliwość odwiedzenia Targów Książki w Warszawie. No, ale tutaj nie ma co dyskutować, wszystko kwestia gustu i zainteresowań.
Za każdym razem, kiedy wybieram się do kraju, mam ambiwalentne uczucia.  Z jednej strony się cieszę, że zobaczę przyjaciół i znajomych, ale z drugiej przeżywam ogromny stres. Nigdy nie czuję się pozytywnie podekscytowana wyjazdem do Polski, na lotnisku zawsze mam gulę w gardle, a w samolocie z nerwów zasypiam. I to nie dlatego, że się boję latać, nic bardziej mylnego, uwielbiam. Poczytałabym sobie, ludzi po-podglądała, ale zamiast tego miętolę w nerwach kawałek bluzki i modlę się w duchu o rychły powrót. Bardzo zazdroszczę tym, którzy mają jasne i radosne układy rodzinne, na bieżąco latają w te i wewte do Polski i zawsze czynią to z radością.  Mój przypadek jest całkowitym przeciwieństwem niestety. Idę do samolotu, widzę ludzi zmierzających w przeciwną stronę do odbioru bagaży i wyjścia na dublińskie ulice i dodaję sobie otuchy – nie panikuj kobieto, za kilkanaście dni i ty będziesz szła tym korytarzem.  Po powrocie długo leczę nerwy. Przez długi czas myślałam, że jestem jedną z niewielu, jeśli nie jedyną, która tak ma, ale podczytuję blogi emigracyjne i ten problem nader często jest w nich poruszany, niezależnie od tego, czy to emigracja nowa, po przystąpieniu do Unii, czy dawna, w krajach Skandynawskich, Stanach Ameryki czy Wyspach. Tak to już jest, że niektórym nie jest łatwo. Dziwne te losy nasze.
I to nawet nie to, że odkąd tu jestem, odcinam się od kraju, bo to nie o Polskę chodzi, chociaż też, ale głównie o trudno rozwiązywalne problemy, które w kraju zawsze na mnie czekają, nie inaczej. A, że przy okazji okazuje się, że już się odzwyczaiłam od niektórych rozwiązań u nas, od piętrzenia problemów w urzędach, albo wręcz odwrotnie, boję się na zapas, a okazuje się, że coś poszło jak z płatka, od strasznego traktowania w szpitalach, jeśli tam muszę, a muszę prawie zawsze; zapomniałam jak chamskie i wrogie potrafią być ekspedientki, że bileter w kinie nawet bywa nieprzyjemny, a ja zupełnie się odzwyczaiłam od takich praktyk. A przecież żyję na co dzień sprawami mojego kraju, śledzę wiadomości, czytam komentarze, na bieżąco oglądam filmy i czytam interesujące mnie nowości wydawnicze oraz prasę. Polska jest we mnie cały czas i zupełnie nie rozumiem tych, którzy się całkiem odcinają od rodzimych produkcji, koncentrując się tylko i wyłącznie na zagranicznych. Z drugiej strony jeszcze bardziej nie rozumiem tych, którzy nic nie wiedzą o tym kraju, nie interesuje ich historia Irlandii, co się tu dzieje w kulturze czy sporcie, zależy co kto woli, co piszą w gazetach, programowo nie oglądają irlandzkich filmów, ani spektakli teatralnych. Wiem, że zwolennicy każdej z tych opcji mieliby dla mnie wiele argumentów, ale ja pozostaję przy swoim – złoty środek, czerpanie z obu kultur, jest najlepsze. Po co się ograniczać?
No właśnie, po co?  Posłowie i pracownicy polskiego Sejmu dostali iPady, ci to się na pewno nie ograniczają, 1.5 mln złotych wydano, żeby wyposażyć tych z lewa, prawa i w centrum, w tablety, które docelowo mają się zwrócić za dwa lata w mniejszych wydatkach na papier i drukowanie, a poza tym mają być dobrym przykładem ochrony środowiska.  Pierwsze, co sobie pewnie przeciętny czytelnik pomyśli to – ale farciarze, za darmola dostali, też bym tak chciał.  Ale nie wszyscy posłowie są zadowoleni. Wprawdzie tablety rozdają już od piątku 24go lutego, ale byli tacy, którzy wcale nie pobiegli kurcgalopkiem, żeby je odebrać. Poseł PSL Eugeniusz Kłopotek, wprawdzie nie narzekał, że nie będzie wiedział, jak to to używać, ale utyskiwał – „Nie odebrałem iPada. Bo po co mi to?. Jestem tradycjonalistą, nienawidzę tych wszystkich nowinek. Co to jest za czytanie gazety z internetu? Gazeta to musi być papier”. Poseł Biedroń za to, chociaż ma własny egzemplarz, był jednym z pierwszych do odbioru poselskiego, Kalisz podekscytowany używaniem nowinki, nie wiedział, gdzie dają?  Wierzy w to, że da radę, bo jak poradził sobie z innymi cyfrowymi urządzeniami, to dlaczego nie z iPadem? Poseł PO Jerzy Fedorowicz zauważa, jakbyśmy mieli wątpliwości, że należy do tzw. wyższej inteligencji – „Biorę takiego iPada i od razu wiem, o co chodzi, naciskam takie guziczki, a tam jest wszystko napisane”- chwali się. Wzrusza mnie to poruszenie. Jedni dają radę sami, inni poproszą dzieci i wnuki, jeszcze inni używają już od miesięcy i uznają wyższość urządzenia nad wydrukami papierowymi (z tym się nie da polemizować, można sobie wyobrazić, jakie tony papieru co roku zużywa się w Sejmie), ale mnie zastanawia – ile czasu minie zanim się dowiemy z gazet, programu Uwaga, albo od detektywa Rutkowskiego, że przetarg na tablety był przeprowadzony niezgodnie z zasadami i prawem? Mam nadzieję, że nigdy, ale jak tak śledzę aferę z zanieczyszczoną solą skierowaną do spożycia, to myślę, że wszystko jest możliwe.

35 komentarzy:

  1. W kwestii emigracji i uczuć nie bardzo mogę się wypowiadać, bo nie mam własnych doświadczeń. Niemniej każdy dzień spędzony w naszym kraju miodem i mlekiem dla wszystkich płynącym utwierdza mnie w chęci szybkiego spakowania się i prośby o azyl chociażby w Zimbabwe czy gdziekolwiek bądź. A rozdanie tych nowinek technicznych tym bardziej. Dostali zabawki w ramach oszczędności na papierze ok, ale to niech z tymi zabawkami siedzą tam, gdzie mają pracować i ich używać, aby faktycznie było widać, że im to potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, żeby oni je jeszcze używali, bo jak nie, to nici z oszczędności.

      Usuń
  2. Strasznie mi przykro, że nie za bardzo przepadasz za odwiedzinami w kraju... Musi Ci być cięzko... Nie znam przyczyn, ale skoro aż tak Cię to męczy, musza być poważne.
    Ja zawsze mówię, że gdybym jeszcze raz właśnie zdawała mature i gdyby można było, jak dziś, studiować w GB wcale bym się nie zastanawiała. Spakowałabym walizkę, zamknęła oczy i już mnie nie ma. Jedyne za czym na pewno bym tęskniła to rodzina, ale... myślę, że dałabym radę.
    Co do wyposażenia naszych (p)osłów to ja się lepiej nie wypowiem....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. długa historia, czasem tu przebąkuję, staram się nie za dużo, bo oczywiście u nas nadal jest modny stereotyp, że rodzice zawsze mają rację, a dzieci są be

      Usuń
  3. Ja mam to szczęście(?), że moja emigracja nie zawiozła mnie zbyt daleko od domu i miasta rodzinnego. Ale muszę przyznać, że mam tu w Berlinie już swoje życie, moje przyzwyczajenia, prowadzę własne "gospodarstwo domowe" i kiedy jadę w odwiedziny do rodziców to czasami mam ochotę pakować się czym prędzej i wracać na swoje. Lubię moją rodzinę ze wszystkimi wadami i zaletami, lubię też Polskę, bo to połowa mojej kultury, z którą jestem niezwykle związana. Tata stwierdził, że wiem więcej od niego na temat bieżącej sytuacji polityczno-społecznej w Polsce. Ale o Niemczech i o Niemcach wiem równie dużo, co o Polsce. Nie rozumiem, tak jak Ty, ludzi-ignorantów, którym wisi i powiewa co się dzieje w kraju, który wydał ich na świat i w kraju, który ich przyjął. No, ale to się chyba wynosi z domu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciężko powiedzieć, czy z domu. Moi rodzice cały życie spędzili w Polsce, poza wycieczkami, nie mieszkali nigdy zagranicą, nie wiem, jakby się zachowywali i jaki by mi model zachowania przekazali. W każdym razie uważam trzymanie się tylko polskiego, albo zapieranie się tej strony zupełnie, jeśli to z wyboru, za dosyć dziwne. Jak ktoś mówi do mnie na przykład - z zasady nie czytam polskich autorów, budzi to mój sprzeciw.

      Usuń
  4. Ja też lecę w maju do Polski.Z radością.
    Współczuję,że dla Ciebie to przykra konieczność.
    Pozdrawiam.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - cieszę się, że ktoś ma inaczej. Ale też i zazdroszczę. Strasznie

      Usuń
  5. staram się jak mogę ale i tak dla mnie ważniejsze jest tam ,a nie tu. Może się kiedyś zmieni?
    U mnie pęd do wieści pogłębia to, ze nie mam polskiej telewizji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zośku, a czemu? Z zasady polska TV jest be, czy TV w ogóle, czy po prostu nie możesz się zebrać?

      Usuń
    2. Głównie ze względu na język, angielska telewizja zmusza mnie do nauki:)

      Usuń
    3. dlatego ja mam i tę i tę, Sky ma ciekawe kanały i też oglądam.

      Usuń
  6. Ja mam podobnie z tymi wyjazdami tylko z jednej strony - tej rodzinnej. Zawsze jakieś problemy, najchętniej zamieszkałabym w tym czasie w hotelu. Ale wakacje w Polsce lubię, i nie wiem kiedy Ty byłaś tam ostanio, ale ludzie naprawdę bardzo się zmienili i naprawdę są bardzo przyjemni.
    Zwroty typu "w czym mogę pani pomóc, zapraszamy ponownie za nakupy w naszym sklepie" słyszę na każdym kroku. W urzędach różnie, ale w urzędach to na całym świecie biurokracja i przeskoczyć łatwo się nie da...
    Zapraszam do mnie na głosowanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam ostatnio dwa lata temu i w sklepach obsługa była skandalicznie zła. Kobieta mi normalnie portfele z ręki wyrywała, a chciałam kupić, bała się, że jej ukradnę czy co? W urzędach się zmieniło, lepiej jest. Gdzie indziej nie.

      Usuń
  7. Bolesne jest to, co piszesz.I dylematy związane z rodziną i refleksje dotyczące naszego kraju. A najboleśniejsze jest to, że masz rację ( w sprawie kraju, bo o Twojej sytuacji rodzinnej się nie wypowiadam).
    Mam tylko nadzieję, że kiedyś uda nam się wychować, zeuropeizować i ukulturalnić.
    Targów Książki w Warszawie już Ci zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama sobie zazdroszczę, bo byłam tylko dwa razy i to wieki temu. Nie mogę się doczekać

      Usuń
  8. Buuu...trochę nie tak. Nawet w urzędach skarbowych są ludzie uprzejmi - zadzwonią, wyjaśnią przez telefon, podpowiedzą jak zrobić. To nie tylko moje doświadczenia, ale i moich znajomych. A jeśli chodzi o kulturę... cóż, mieszkam we własnym kraju, nie na emigracji, ale za to życie ludzkie w innych społecznościach jest dla mnie bardzo ciekawe. Czytam o zwyczajach, historii, tradycjach. Interesują mnie zachowania międzyludzkie wszędzie. Dlatego lubię bardzo blogi emigrantów (ciągle za mało mam czasu, aby buszować w sieci), ponieważ ich spostrzeżenia przybliżają mi kulturę, obyczaje, zachowania...
    To, że ktoś się odcina albo izoluje świadczy raczej o naturze tego człowieka. Szkoda go, bo wiele traci.
    Kasiu, owocnego pobytu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mówię tylko o swoich doświadczeniach. W urzędach jest lepiej, zresztą o tym wspomniałam. W sklepach chamstwo straszne i nikt mi nie powie, że jest inaczej.

      Usuń
    2. Kasiu dwa lata to szmat czasu!!
      Nie wiem gdzie tak cię wkurzyli, ale pewnie trafiłaś na jakowąś rozdrażnioną osóbkę.
      Nie jest tak źle, mówię Ci!! Często bywam w sklepach.
      Kiedys lecąc do syna rozmawiałam z babeczką, która mieszkała na stałe w UK ileś tam lat i twierdziła, że tam ludziska są milsi i inni. Zdziwiła się bardzo jak ją pan-angol z obsługi na lotnisku potraktował, no i niestety musiała zmienić zdanie. Bardzo była zaskoczona, wcześniej jej się to nie zdarzyło.
      Każdy kraj jest trochę inny.
      W Anglii byłam 3 razy i trochę zobaczyliśmy takiego normalnego życia. Zaskoczeniem było dla mnie, że są takie miejsca jak u nas za dawnego PRL.
      Będzie dobrze :-)Przełam to w sobie!
      Nie miej już tej kluchy w gardle, myśl o miłych rzeczach. Pamiętaj, że każdy z nas ma jakoweś kłopoty. Targi zadziałają kojąco na Twą duszę.
      Mariola

      Usuń
    3. Co chwila wpadałam na jakaś nabzdyczoną pannę albo panicza. A córka była w jeszcze-nie-zięciem kilka razy w Krakowie, on strasznie zakochany w Polsce, ale pyta - dlaczego my tacy nieszczęśliwi cały czas, dlaczego nieuprzejmi w sklepach (a robił zakupy na grube pieniądze, bo oszalał w męskich sklepach), i jedna zagadka jeszcze - dlaczego żaden sprzedawca nigdy nie ma wydać reszty? I gania go, obcokrajowca, żeby rozmieniał pieniądze? A tak poza tym kocha do nas jeździć

      Usuń
  9. Uwierz, nie tylko Ty tak masz, niestety.

    Ja tu żyję i da się żyć, ale łatwo nie jest. Częściej spotyka się chamstwo niż uprzejmość - nie wiem czy to takie czasy czy u nas bardziej. Nie wiem, nie mam pojęcia. Można się pocieszać tym, że jednak jest i sporo miłych ludzi, trzeba tylko na nich natrafić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że jest sporo miłych, ale jeden taki bubek potrafi na cały dzień humor popsuć. Jak się mieszka w kraju, to sie tego tak nie odczuwa, najgorzej się odzwyczaić

      Usuń
  10. Niestety w wielu kwestiach zgadzam sie z Toba, ale tez przyznaje, ze trzy lata zycia w Italii to tez byla niezla lekcja zycia. Tam podobnie jak u nas tumiwisizm i lekcewazenie petentow w urzedach, klientow w sklepach, barach, pacjentow w przychodniach (panstwowych) to norma...itp
    A w moim polskim grajdolku jest duzo do zrobienia.
    Niestety politycy zyja jakby w innym swiecie, spoleczenstwo nic dla nich nie znaczy, nawet ich wyborcy potrzebni sa tylko podczas wyborow!

    Przykro mi, ze lecisz tutaj i juz sie boisz... tak nie powinno byc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słyszałam o Italii, że jazda bez trzymanki. Nie wiem, bo nie byłam, ale koleżanka tak mówiła

      Usuń
  11. Kasiu, az prawie zaczelam pisac Ci maila, ale nie chcialam Ci glowy zawacac narzucac sie. U nas tez nie jest na 100% dobrze, jedyne co trzyma mnie w pionie jest wytlumaczenie, ze robie to dla dzieci...mam nadzieje, ze nie bedzie az tak zle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M - maile mile widziane zawsze, absolutnie nie ma mowy o żadnym narzucaniu się.
      Kurczę, ja to już nawet nie mam wytłumaczenia, ze dla dzieci, bo był taki moment, ze żeby je chronić, żeby nie miały takich wspomnień jak ja, niechętnie je tam zabierałam. Też mam nadzieję, że nie będzie źle, ale boję się i tak

      Usuń
  12. Z wyjazdami do Polski mam dokładnie tak samo.
    Dokładniutko. Wyjazdy są stresogenne. załatwianie czegokolwiek to jakieś science fiction, ale bywają wyjątki, że bez kłopotów, z uśmiechem i od ręki i wtedy to sopiero mi opada szczęka, że kurde, to można i tak ?
    I też mnie wkurzają różności w Polsce, bo wciąż nie potrafię się odciąć od polityki, która przecież nie ma już, na mnie osobiście, za wielkiego wpływu.
    Z kulturą tutejszą mam problem. Ja bym chętnie jesli tylko znajdę coś, co mnie zaciekawi i co będzie miało dostępne teksty po polsku. Moje rozumienie języka słuchanego wciąż pełza. Podejrzewam niedosły=uch, sprawdzenie słuchu mam na liście...kiedyś tam.
    Ale odkryłam zespół, który śpiewa po tutejszemu i całkiem dobrze brzmi, a i teksty są całkiem mądre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż ma też problem ze słuchaniem w obcym języku, a co za tym idzie z nauką, bo nie słyszy różnic, jeśli są małe, a w sensie rozumienia niestety znaczące, zrobiliśmy testy na słuch i nie jest fantastycznie, ale ok. Wiec to musi być jakiś inny problem, percepcja poprzez słuch zaburzona,
      Jeśli idzie o kraj, w którym wybrało się żyć, dobrze kiedy jest możliwość znaleźć punkty styczne, to wiąże na 'dobrych zasadach'

      Usuń
  13. Smutne. Ale jak nie umiesz z tego kregu wyjsc to musisz zaakceptowac. Nie ma rady. To wszystko dzieje sie tylko w twojej wlasnej glowie. Czasem warto wyjsc na chwile na zewnatrz i stwierdzic, ze tam jest rownowaga, jaka jest.
    Kasiu milego, mimo wszystko, lotu do Ojczyzny i nie stawiaj na rowni: bliskich i wlasnych 'nalogow' (dla jasnosci: matki i chocby najukochanszego hobby - czytania - to drugie masz caly rok lub dwa, bliskosc matki tylko kilka dni, wykorzystaj to w pelni, uspokoisz sie)

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy - wiem, że muszę zaakceptować, ale nie umiem. Jest to jedyna rzecz, która mnie doprowadza do chęci schowania głowy w piasek. Staram się tego nie robić, ale chęć jest przemożna. Równowagi nie ma i nie będzie, więc o tym tu mowy być nie może. A mój nałóg nie jest stawiany na równi, jest ważniejszy, bo uratował mnie przed utratą zdrowych zmysłów. Za młodu, kiedy mnie przerastała rzeczywistość, a nie miałam władzy, żeby ją zmienić, kiedy za drzwiami mojego pokoju trwała wroga cisza, albo kłótnie, albo ... nie chcę dalej wymianiać, to ja uciekałam w świat książek. One dały mi przetrwać.
    Swoją drogą bardzo łatwo dźgać palcem dziecko, a rodzić święty. Dlatego się o tych problemach mówi tak rzadko, bo się ludzie boją.
    Jeśli idzie o bliskość matki - nie mam jej od wieków, nawet jeśli była obok
    Jak mi ktoś coś takiego wytyka, że nie doceniam bliskości matki, to mi się od razu rany otwierają. Szkoda, że jej nie było blisko, jak rodziłam martwe dziecko, miała wtedy wizytę u pedicurzystki, odjechała samochodem, a ja targana przez męża musiałam dojść do taksówki, bo wtedy na telefon jeszcze nie jeździły, a on bał się mnie zostawić samą, więc mnie tak pół-niósł. A ona wiedziała, że mam skurcze, O i tak to jest z tą bliskością matki i córki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi przykro, musi to w Tobie być gdzieś bardzo głęboko! Po tylu latach jeszcze boli.
      Ja sobie czegoś takiego nie wyobrażam- jak nie pomóc córce, czy synowi w takim, czy innym przypadku! Matka?
      Mariola

      Usuń
  15. Naskrobalam dlugi tekst ale go nie zamieszcze. Jest ci juz trudno i tak, rozumiem.
    Jedno tylko - nie odplacaj jej ta sama moneta bo zwatpie w rozwoj nastepnych pokolen... pomysl o 'zlepku' ciebie, babki, prababki... od tego nie uciekniesz nawet w swiat fikcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dopłacam, ale z radości nie skaczę, kiedy tam jadę. I to nie jest chęć 'oddania' za krzywdy, tylko stres przeogromny

      Usuń
  16. Z ostatniej wyprawy do Polski wracaliśmy z ciężkim sercem, bo tak fajnie bylo. Zawsze są jakieś sprawy do załatwienia, czasem mało przyjemne, ale wciąż mam wielu przyjaciół i znajomych, którzy pomagają jak mogą. Jeszcze rok temu miałam podobne stresy jak ty dzis, na szczęście mi przeszło. Jest mi dobrze i tu i tam w Polsce. Tylko gdy mój mąż przez chwilę chciał wracać, poczułam panikę - co innego wpadać kilka razy w roku na gościnne występy, a co innego żyć. Na razie sobie tego nie wyobrażam, chyba nie umiałabym się z powrotem przystosować do niektórych rzeczy. Tu jest mi łatwiej żyć. A tv mam obie - oglądam na zmianę z przyjemnością : ) p.s. mam nadzieję, że jednak będzie to dla ciebie miły wyjazd, baw się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na koniec zostawiłam sobie marchewkę w postaci targów książki, wrażenia ostatnie będę dobre

      Usuń

Musiałam wyłączyć komentowanie anonimowe, bo mnie zawalił spam. Przepraszam.